- Ja się zawsze modliłam, żeby ona nigdy dzieci nie miała. Gdy urodziła Aleksego, z początku była nerwowa, ale go kochała. Naprawdę go kochała. Gdy urodziła drugie dziecko, to zaczęłam się niepokoić. Wydzwaniała do mnie w nocy, że nie chce tego dziecka, że go nie kocha i go zabije, wyrzuci przez okno - mówi Mariola Dobrzyńska, babcia zmarłego chłopca. Córka pani Marioli, 23-letnia Justyna, mieszkała w hotelu robotniczy w Elblągu. Kilka dni temu w jej mieszkaniu doszło do tragedii. - Z relacji matki wynik, że kobieta ok. g. 22 położyła dziecko do łóżka. Wcześniej je nakarmiła i napoiła. Dziecko miało się w nocy kilkukrotnie budzić. Kobieta podawała dziecku napoje, po czym położyła dziecko na brzuchu twarzą skierowaną w bok. Gdy się obudziła około g. 10, dziecko nie dawało znaków życia – mówi Jakub Sawicki z Komendy Miejskiej Policji w Elblągu. Lekarz, który przybył na miejsce stwierdził, że dziecko zmarło w wyniku uduszenia. Zszokowana matka trafiała na obserwację do szpitala. Rodzina nie miała wątpliwości, co do okoliczności śmierci trzymiesięcznego chłopca. - Gdy dziecko się krztusi, dusi, matka powinna to usłyszeć i uratować dziecko. Ona mówiła, że je zabije. Docierały do mnie słuchy, że źle dziecko traktowała - mówi Monika Grzesz, ciotka zmarłego chłopca. Według rodziny, matka Ksawerego nie utrzymywała z najbliższymi dobrych relacji. Od dzieciństwa sprawiała poważne problemy wychowawcze. - Samookaleczała się, była wobec mnie agresywna. Trzeba było przed nią noże chować - wspomina Mariola Dobrzyńska, babcia zmarłego chłopca. - Zaczęliśmy się kłócić, bo ona zaczęła robić sobie krzywdę. A twierdziła, że ja jej to robię. Potrafiła głową uderzyć w ścianę. Wyrwać sobie włosy i mówić, że to ja. Nawet jak mnie w domu nie było. Przyjechała policja, bo twierdziła, że ją pobiłem. Potem to wycofała – opowiada Artur Kęsicki, ojciec zmarłego chłopca. Dwa tygodnie przed śmiercią Ksawerego ojciec wyprowadził się z mieszkania i Justyna O. została sama z dwójką dzieci. Samotnej matce pomagali niektórzy sąsiedzi. - Mówiła, że go nie kocha, że wpadli i że to nie tak miało być. Nawet raz zastanawiała się, żeby go oddać. Moim zdaniem bała się, że jeżeli odda to dziecko, to zabiorą jej także drugie - ukochanego synka. Byłam u niej parę razy. Wchodziło się tam jak do piwnicy, tak było czuć stęchlizną. Nie było czym tam oddychać - mówi sąsiadka. Rodzina wiedziała, w jakich warunkach mieszka Justyna O. Wiedziała też o jej stosunku do najmłodszego dziecka. W obawie o jego los babcia i ciotka chłopca prosiły ośrodek pomocy społecznej o większe zainteresowanie tym, co dzieje się w mieszkaniu Justyny O. - Poszłam do MOPS i zgłosiłam problem. Powiedziałam, że boję się o życie Ksawerego, że ona się odgraża, że dziecko zabije. W MOPS powiedziano mi, że nie wiedzą, komu wierzyć. Bo Justyna zapierała się, że tak nie jest. Chociaż pani z MOPS widziała, że dzieci są brudne, odparzone, że są częste interwencje policji – mówi Mariola Dobrzyńska, babcia zmarłego chłopca. - Według oświadczenia, które mam od pracownika, nie było mowy o tym, że może zabić swoje dziecko. Zainteresowana zastanawiała się, czy oddać dziecko. Rodzina mówiła, że nie dba o dzieci, że karmi je cukrem i wodą. Pracownik wchodził, sprawdzał i nie było to prawdą. W mieszkaniu były pampersy, było mleko, było wszystko. Prosiliśmy o pilna interwencję sądu. Rodzina została powiadomiona, że mogą złożyć wnioski o ustanowienie rodziny zastępczej. Pracownik nie odebrał dziecka, bo nie stwierdził bezpośredniego zagrożenia życia - mówi Mirosława Grochalska, Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Elblągu. W połowie kwietnia sąd ustanowił dla matki kuratora i wyznaczył termin posiedzenia w sprawie funkcjonowania rodziny. Po tym, co się wydarzyło, będzie musiał zdecydować o losach drugiego syna pani Justyny. Dwa dni po śmierci trzymiesięcznego chłopca przeprowadzono sekcję zwłok, dzięki której rodzina poznała prawdziwą przyczynę zgonu. - Nie stwierdzono żadnych obrażeń ciała ani urazów wewnętrznych. Biegły określił, że było to zapalenie płuc, a więc przyczyna chorobowa – mówi Jolanta Rudzińska, Prokuratura Rejonowa w Elblągu. - Winię pracowników MOPS, bo moja siostra jest osobą chorą od dzieciństwa i my to zgłaszaliśmy. Mogli zapobiec tragedii - twierdzi Monika Grzesz, ciotka zmarłego chłopca. Starszy syn Justyny O. przebywa z ojcem, wkrótce sąd zadecyduje o jego losie. Ośrodek pomocy społecznej proponował Justynie O. zamianę mieszkania na lepsze. Kobieta nie chciała skorzystać z pomocy, bo zamierzała wyprowadzić się z Elbląga.