Cud miłości

Lekarze dawali Janowi Grzebskiemu tydzień, najwyżej trzy tygodnie życia. Sparaliżowany mężczyzna nie ruszał się i nie mówił. Dzięki uporowi i miłości żony pan Jan nie tylko przeżył 19 lat, ale w tym roku zaczął wracać do zdrowia. Mówi, a dzięki rehabilitacji już niedługo ma szansę znowu stanąć na nogach. Jak to możliwe? - Wiara, nadzieja i miłość. Nic więcej – mówi Gertruda Grzebska.

20 lat temu pan Jan uległ wypadkowi podczas pracy na kolei. Przy przestawianiu wagonów, uderzyła go burta w głowę. - Powstał krwiak. W jego konsekwencji doszło do paraliżu ciała. Przestał mówić. Lekarze nie chcieli operować. Twierdzili, że jest za duży ucisk na mózg – opowiada Maciej Sitta, kuzyn. Lekarze nie dawali panu Janowi szans. Ich zdaniem miał żyć najdłużej trzy tygodnie. Zaproponowali, aby pozostawić pacjenta w szpitalu. Na takie rozwiązanie nie zgodziła się żona. - Postanowiłam, że skoro i tak lepiej nie będzie, to będę opiekować się nim w domu. Po tygodniu stwierdziłam, że wytrzymałam tydzień, więc wytrzymam jeszcze dwa. A proszę zobaczyć, ile lat to trwa – mówi Gertruda Grzebska. Pan Jan nie umarł. Ciężko chorym mężem pani Gertruda opiekowała się sama. Nikt jej nie pokazał, jak powinna wyglądać rehabilitacja czy pielęgnacja. - Bardzo o niego dbała. Gdy wchodziło się do mieszkania, nie było niepotrzebnego zapachu. Mąż był zawsze ogolony, ostrzyżony. Był zrobiony na 100 proc. Jako żona, ta kobieta jest wszystkie pieniądze warta. Tyle lat! Kto by się poświęcił? Ona na siebie zakładała szelki z pieluch i go dźwigała – opowiada Krystyna Rybicka, dawna sąsiadka. Pan Jan nigdy też nie został odizolowany od rodziny. - Żona traktowała go jak normalnego członka rodziny. Któraś z córek wchodziła za mąż. Pani Gertruda spowodowała, że wzięto pana Jana na wersalce na wesele. Był w sąsiednim pomieszczeniu, wszystko widział. Jeżeli ludzie wiedzą, że nie zostali opuszczeni, to mają poczucie, że warto żyć – mówi Wojciech Pstrągowski, rehabilitant. Kilka miesięcy temu pan Jan trafił do szpitala w Działdowie na rehabilitację. - Bez żony ten człowiek nie miałby żadnych szans na rehabilitację. Ona spełnia wymóg wsparcia ze strony rodziny. Myślę, że miłość, wiara, nadzieja i szacunek dla męża dały rezultaty – uważa Wojciech Pstrągowski. Pan Jan zaczął odzyskiwać zdrowie. Mówi i są duże szanse, że jeszcze w tym roku zacznie chodzić. Wysiłek, który pani Gertruda wkładała w opiekę nad mężem, odbił się na jej zdrowiu. Kobieta prawie całkowicie straciła wzrok. Nie chce się jednak poddać operacji. - Po operacji nie będę mogła dźwigać, bo oślepnę. A kto się wtedy zajmie mężem? Teraz jeszcze coś widzę. Nie mogę czytać, ale teraz już Jasiu czyta mi na głos. Zobacz także:Angelika wraca do zdrowiaLudzie wielkiego serca

podziel się:

Pozostałe wiadomości