W jakich warunkach produkowana była żelatyna, najlepiej wiedzą ci, którzy pracowali w fabryce w Zgierzu. - Tam nie można mówić o jakichkolwiek normach – mówi Andrzej Jędrzejewski, były pracownik fabryki. - Silosy się przepełniają. Ludzie chodzą w ściekach – opowiada Robert Wójcik. - Pan Grabek odprowadza te ścieki do lasu, żeby nadmiar ze zbiorników nie zalał hali produkcyjnej – dodaje Jędrzejewski. Mówi, że nieczystości wyprowadzane są do lasu przez rurę wielkości węża strażackiego. - W lesie robi się z tego smalec. Kiedy poszedłem zobaczyć, co to jest, wpadłem po kolana w ten smalec – relacjonuje Robert Wójcik. ---obrazek _i/grab/3.jpg|prawo|- Silosy się przepełniają. Ludzie chodzą w ściekach – opowiada Robert Wójcik.--- Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska od dawna zna przerażającą prawdę o fabryce rodziny Grabków. Stwierdził zanieczyszczenie lasu na obszarze 300 m.kw., gdzie stężenie niektórych substancji przekroczyło normy kilka tysięcy razy. Jednak to, w jaki sposób przeprowadzono kontrolę, pozostawia wiele do życzenia. Zaczęła się ona praktycznie ponad pół roku temu, jednak przez ten czas żaden z inspektorów nie odwiedził zakładu. Paweł Trzaskowski z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Łodzi , przyznał w rozmowie z reporterem, że wielokrotnie utrudniano inspektorom kontrolę. - Na teren zakładu nie wpuścił nas dyrektor – powiedział Trzaskowski. Inspektorat nie zawiadomił jednak o tym fakcie prokuratury. - Ale działając w taki sposób Panowie pozwolili ukryć ewentualne dowody przestępstwa – mówi Grzegorz Kuczek, reporter Uwagi! - Może tak być – odpowiada Trzaskowski. Nie tylko inspektorzy ochrony środowiska patrzą przez palce na łamanie prawa. Szczególny nadzór nad zakładem powinien mieć Powiatowy Lekarz Weterynarii. Reporterzy UWAGI! wykazali, że on także stara się nie dostrzegać „cuchnącej prawdy”. Dlaczego urzędnik nie zobaczył tego, co nam udało się zarejestrować ukrytą kamerą? ---obrazek _i/grab/2.jpg|prawo|Nieczystości trafiają do lasu.--- - Nie wiem, dlaczego – mówi Bogdan Borowiecki, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Zgierzu. Odpowiedź na to pytanie znają byli pracownicy fabryki żelatyny w Zgierzu. - Kontrole odbywały się w części wizytowej zakładu. Przywieziono nam czarną folię w rulonach. Dostałem polecenia zasłonięcia wszystkiego, czyli ścieków, zbiorników, kotła itd. Dowiedziałem się, że ma być wizytacja z Bakomy – opowiada Jędrzejewski. To, co zobaczyliśmy w zakładzie to skandal. Dziwi więc, że tak duży producent jak Bakoma, mógłby się zainteresować towarem pochodzącym ze Zgierza. Szefowie zakładu produkującego jogurty, zaprzeczają, że kupuje on żelatynę z fabryki Grabków. Potwierdza to jednak inspektor weterynarii, który ma wgląd do dokumentacji zakładu MG. Co więcej – w siedzibie firmy w Elżbietowie udało nam się potwierdzić, ze żelatynę ze Zgierza przywozi także firma kurierska. Zobacz także:Śmierdzący zakład