Dzieci w naszym kraju zaczynają coraz wcześniej pić alkohol - wynika z badań Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Najbardziej przerażające jest to, że z piciem alkoholu przez młodzież nikt nie jest w stanie sobie poradzić. Z badań PARPA wynika, że tylko kilka procent szesnastolatków nie miało nigdy do czynienia z alkoholem. Młodzież pije wszędzie: w parkach, bramach, często nawet na terenach przylegających do szkoły – boiskach, małych zagajnikach, gdzie nikt ich nie widzi. Nastolatków nie odstraszają nawet kary za picie w miejscach publicznych. Były uczeń sportowego gimnazjum w Supraślu potwierdza, że często w szkole widział kolegów po zażyciu narkotyków, lub po wypiciu alkoholu. Właśnie w tym gimnazjum trzech chłopców w wieku od piętnastu do siedemnastu lat weszło do szkoły i pobiło jej dyrektora. Jak się później okazało młodzi ludzie mieli prawie dwa promile alkoholu we krwi. - Poczułem od nich alkohol, potem posypały się wyzwiska, niesamowicie wulgarne i obraźliwe – przypomina dyrektor Jan Żamojda. - Jeden z nich rzucił się na mnie, uderzył w tył głowy, a potem chwycił za krawat. Doznałem kontuzji głowy i mam wybity palec. - Pobiliśmy? – dziwi się oskarżony o pobicie 16-latek. – Nic nie było. W gazetach piszą, że chcieliśmy go udusić. Pijany byłem, więc może chwyciłem go za krawat, a nie za marynarkę i tyle. Wśród moich znajomych niepijący są w mniejszości. Po alkoholu ma się fajny humorek i satysfakcję z tego co się robi i jest się odważnym. Pieniądze na alkohol zawsze się znajdą – dodaje bez żenady chłopak. Jan Żamojda opisuje sytuacje, kiedy nauczyciel, nie może się zorientować, czy to co pije młody człowiek jest alkoholem czy nie. – Napój wygląda jak niewinny sok, a w rzeczywistości jest to napój miodowo-lipowy w litrowym kartonie, o zawartości alkoholu 14% - opowiada dyrektor, pokazując zarekwirowane na terenie szkoły, z pozoru zwykłe opakowanie po soku. Młodzi ludzie, którzy zaatakowali dyrektora szkoły to wychowankowie pobliskiego domu dziecka. Już nieraz mieli problemy z alkoholem. Tego dnia powinni być w szkole, a pili na oddalonej o kilkadziesiąt metrów opuszczonej budowie. Dyrektor placówki opiekuńczej przyznaje, że jest bezsilny i nie może poradzić sobie z pijącymi wychowankami. – Próbowaliśmy wszystkiego: terapii uzależnień, zajęć socjoterapeutycznych, nic nie pomagało. Najstarszy z chłopców po czterech zajęciach stwierdził, że nie jest uzależniony i zrezygnował z zajęć – opisują pracownicy domu dziecka. Policjanci z patrolu przypominają sobie, że najmłodszy nietrzeźwy zatrzymany przez nich miał 9 lat i 1,5 promila alkoholu we krwi. – Nawet lekarze do niego przyjechali, bo obawiali się skutków upicia w tak młodym wieku. Marek Iwanowicz z Pogotowia Opiekuńczo-Wychowawczego w Białymstoku był świadkiem zabawy młodych ludzi po ukończeniu szóstej klasy. – To jest przerażające, ale tam były pijane dzieciaki! Właśnie w taki sposób cieszą się z zakończenia pewnego etapu edukacji. 12-13-letnie dzieci bawią się jak dorośli – podsumowuje Iwanowicz. Tomasz Wilk, pracownik oddziału odwykowego szpitala w Garwolinie, podaje przerażające fakty. – Często kontakt z alkoholem pojawia się już w dzieciństwie, zdarza się, że są to nawet już 4-5-latkowie, którzy dostają alkohol od rodziców w humorystycznych sytuacjach, np. przez słomkę lub z buteleczki. Często też dzieci podczas „dorosłych” imprez spijają po prostu z kieliszków. Marek Iwanowicz potwierdza te słowa. – Nierzadko dzieci wypijają alkohol z rodzicami. Opowiadały nam dzieci, że mama lub tata nie mieli z kim pić, to pili z nimi. Taka niska, zaledwie kilkuletnia, granica wiekowa inicjacji alkoholowej jest bardzo niebezpieczna, ponieważ tak małe dzieci bardzo szybko się uzależniają. Mieliśmy już 10-12-letnich alkoholików, których trzeba było leczyć – wspomina Iwanowicz. Na cmentarzu w Supraślu pochowano niedawno 17-letniego Michała. Zapił się na śmierć. - Miał wyjechać do pracy do Niemiec – wspomina matka chłopaka Jolanta Jończyk. – Podczas pożegnalnego wieczoru stawiali mu wódkę, żeby sprawdzić ile może wypić. Barman to wszystko widział i nic nie zrobił. Kieliszki były poustawiane w rzędzie na barze, wypijał je jeden po drugim. Potem wyszedł na dwór, przewrócił się i stracił przytomność. Oni połączyli dwa rowery, położyli na nich deski, a na nich Michała, wieźli go tak od 10 do 1 w nocy – opisuje łamiącym się głosem pani Jolanta. – Przywieźli go i powiedzieli, z jest trochę wypity, to go położyłam spać. Ale od rana było coś nie tak, Michał nie chciał jeść ani pić, wszystko od razu wymiotował. Biegły, który robił sekcję zwłok, stwierdził, że nawet jeśli chłopak by trafił do szpitala po godzinie od feralnego zdarzenia, to i tak nie byłoby dla niego szans. To była za duża dawka – 0,75 l. wódki w 15 minut.