W klasie maturalnej Dorota dowiedziała się, że choruje na stwardnienie rozsiane. To nieuleczalna choroba centralnego układu nerwowego, w której dochodzi do uszkodzenia tkanki nerwowej. Odpowiednie leczenie może powstrzymać chorobę. Niedawno, po dziewięciu latach choroby Doroty pojawił się nowy lek - Gilenya, który zarekomendowali jej lekarze. Lek jest nowością. Koszt miesięcznej kuracji to około 8 tysięcy złotych. Potrzebne kwoty Dorota zbierała w akcjach charytatywnych. Wojewódzki konsultant ds. neurologii uznał, że jest to dla Doroty niezbędny preparat. Ponieważ jednak NFZ odmówił refundacji, Dorota wystąpiła do sądu przeciwko szpitalowi. Złożyła wniosek o zabezpieczenie leczenia, czyli przyznanie jej bezpłatnego leczenia lekiem w szpitalu na czas trwania postępowania. Sąd okręgowy przyznał jej rację. Nieoczekiwanie szpital odwołał się od decyzji sądu. Ci sami lekarze, którzy wcześniej rekomendowali lek, uznali, że nie jest on już właściwym preparatem dla pacjentki, a stan jej zdrowia wcale się nie poprawił. Po decyzji sądu kuracja po raz kolejny została przerwana. Dorota wróciła do domu. Ma dawkę leku jedynie na kilka tygodni. Ostatnią szansą dla niej jest konsylium lekarskie, które ma zdecydować, czy lek, który chce zażywać rzeczywiście jej pomaga. Jeśli tak, w przyszłości ma szansę na refundację przez NFZ. Od badających ją lekarzy Dorota dowiedziała się także, że dalsze zażywanie leku grozi jej białaczką, a jej choroba jest już tak zaawansowana, że preparat przestał być skuteczny. Pani Dorota może nadal zażywać lek, jednak na własne ryzyko i… za własne pieniądze. Tych jednak nie ma - leczenie więc prawdopodobnie zostanie przerwane.