Chłopiec śmiertelnie porażony prądem: "totalna bezmyślność"

7-letni chłopiec został śmiertelnie porażony prądem, który płynął przez ogrodzenie na terenie budowy. O tym, że płot postawiony między blokami, tuż obok placu zabaw jest pod prądem, nie wiedział nikt z mieszkańców.

7-letni Paweł podczas gry w piłkę dotknął metalowego ogrodzenia, którym remontujący jeden z bloków przy ul. Rajskiej w Bytomiu robotnicy otoczyli skład materiałów budowlanych oraz kontener, gdzie trzymali ubrania. Paweł upadł. Do chłopca pobiegł ojciec, ale syn umarł mu na rękach. O tym, że tuż obok placu zabaw znajduje się śmiertelne niebezpieczeństwo nie został poinformowany żaden z mieszkańców okolicznych domów. Inwestor budowy przy ul. Rajskiej, Zakład Gospodarki Nieruchomościami już wiele razy współpracował z firmą prowadzącą tam prace i nie zanotował żadnych skarg. - Codziennie na budowie był nasz inspektor i kierownik punktu obsługi klienta, odpowiedzialny za ten rejon – powiedziała Halina Stankiewicz, prezes Zakładu Gospodarki Nieruchomościami w Bytomiu i na prośbę reportera zadzwoniła do inspektora, który w tym właśnie momencie składał wyjaśnienia na policji. – Mówi, że nie było żadnych nieprawidłowości. Gdyby widział coś złego, wstrzymałby budowę. Po wypadku budowę skontrolowali też policyjni biegli oraz inspektor nadzoru budowlanego. Zdaniem tego ostatniego wykonawcy robót wykazali się ”totalną bezmyślnością”. - Na pewno nie chodziło o uziemienie doprowadzonego do kontenera prądu, bo metalowy płot jest przecież prądu przewodnikiem – mówi Elżbieta Kwiecińska, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Bytomiu. – Czy chodziło o ochronę materiałów budowlanych i kontenera? Jeśli tak, to można było przecież postawić stróża albo zastosować inne środki. Reporter UWAGI! spotkał na miejscu tragedii policyjnych biegłych w towarzystwie pracownika firmy prowadzącej budowę. Ten nie chciał rozmawiać. Właściciel firmy zawiesił działalność, a sam nie odbiera telefonów i unika wszelkich kontaktów. Prokuratura prowadzi dochodzenie w sprawie, nikomu personalnie nie postawiła jeszcze zarzutów. - Jeśli było to – a wiele na to wskazuje – świadome podłączenie prądu, to doszło do karygodnego zachowania firmy prowadzącej budowę – mówi Artur Ott, prokurator rejonowy w Bytomiu. – Za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia.

podziel się:

Pozostałe wiadomości