Prezydent Szczecina wprowadził dodatkowe opłaty za czas pracy urzędników, którzy przygotowują dla petentów bardzo obszerne informacji. Pierwszy rachunek otrzymała szczecińska radna, która chciała sprawdzić, jak miasto gospodaruje swoimi gruntami. Za sporządzenie wykazu nieruchomości sprzedanych przez ostatnie lata, kazano jej zapłacić ponad 2 tys. zł. W cenie uwzględniono koszt zejścia pracownika do archiwum, odnalezienie teczki, powrót do pokoju i wpisanie danych to wcześniej przygotowanej tabeli. (zobacz zdjęcia) - Dla mnie jest to przerażające. Nie rozumie się, że w rzeczywistości te dokumenty są własnością mieszkańców miasta, a nie prezydenta czy urzędu. Powinny być udostępniane nieodpłatnie – mówi radna niezależna Małgorzata Jacyna Witt. Swoją cenę ma nie tylko każda wydrukowana kartka papieru, czy dyskietka. Na 30 gr została wyceniona roboczominuta. Do wyliczenia kosztu udzielenia informacji stworzono specjalny algorytm.---obrazek _i/szczecin/1.jpg|prawo|Za informacje radna miała zapłacić ponad 2 tys. zł--- - Tyczy się to tylko tych informacji, które wymagają od urzędników więcej starań, aby je uzyskać. Bo jeżeli ktoś przyjdzie i będzie chciał wiedzieć, kto był prezydentem w latach poprzednich, to urzędnik ma wszystko rzucać i przygotowywać takie informacje? – mówi Jerzy Krawiec, wiceprezydent Szczecina. To, za co trzeba płacić w Szczecinie, we Włocławku jest za darmo. Władze tego miasta dziwią się, że można pobierać opłaty za informacje udzielane petentom. - Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której byłyby pobierane opłaty od mieszkańców Włocławka, za czynności urzędnicze – stwierdził Andrzej Chmielewski, szef biura prasowego urzędu we Włocławku. Podobnego zdania jest Robert Gwiazdowski, specjalista z Centrum im. Adama Smith’a. Jak mówi, zarządzenie godzi w prawo dostępu do informacji publicznej. - To, co wymyśliły władze Szczecina jest potwierdzeniem tezy, że nie ma takiej głupoty, której biurokracja nie wymyśli. Odbieram to jako próbę ograniczenia dostępu do informacji publicznej. Nie każdego może być stać na opłacenie czasu chodzenia urzędnika po korytarzu, zwłaszcza, że ten może chodzić wolno – powiedział Gwiazdowski. Do tej pory za udzielenie szerszych informacji do kasy urzędu wpłynęło ponad 250 zł Zobacz także:Absurd z lampąUrząd wzięty pod UWAGĘ!Wojewoda jak pan na zagrodzieŁapówki---strona---