Abdel Mandili ma 53 lata. Do Polski przyjechał na początku lat dziewięćdziesiątych. Pracował w warszawskich szkołach językowych i liceach w Podkowie Leśnej. Reżyserował też sztuki teatralne i czasem w nich grał. W 2006 roku przyjechał na festiwal „Wioska Teatralna” organizowany przez Teatr w Węgajtach. – Sprawców mógł ściągnąć plakat, który donosił o tym, że grupa teatralna składa się z uchodźców – mówi dziś dyrektor artystyczny teatru Węgajny, Wacław Sobaszek. - Było ognisko, była impreza, taniec afrykański. Potem poszliśmy do pobliskiego sklepu. Ktoś nagle mnie uderzył w głowę butlą – opowiada Abdel. Mężczyzna został skatowany a kiedy stracił przytomność i upadł na chodnik, dookoła rozlała się plama krwi. – Trauma tamtego wydarzenia będzie ze mną aż do śmierci – mówi. Po tamtym dramacie, festiwal zawieszono. W olsztyńskim szpitalu, u Marokańczyka, zdiagnozowano m.in. wstrząs mózgu i pęknięcie ściany zatoki szczękowej. W dokumentach widnieje też adnotacja: „Poszkodowany narażony na ryzyko utraty życia”. Olsztyński sąd nie miał wątpliwości, że było to pobicie na tle rasistowskim. Adrian S. powiedział wprost, że „nienawidzi czarnuchów”. - „Znaki szczególne oskarżonego: tatuaż Ku Klux Klan”, „Byliśmy pijani, stało się” – czytamy w aktach sprawy.
Adrian S. został skazany na dwa i pół roku więzienia, Rafał S. - na półtora roku w zawieszeniu. Sąd zdecydował też, że sprawcy pobicia muszą zapłacić ofierze 40 tys. złotych odszkodowania, jednak komornik umorzył egzekucję. Uznał, że sprawcy są niewypłacalni.
- Syn tu nie mieszka i nie wiemy, co się z nim dzieje – słyszymy od rodziców Adriana S.
- Ten Marokańczyk ma złamane życie, nie otrzymał zasądzonego odszkodowania – podkreśla reporter UWAGI.
- I nie otrzyma – słyszy w odpowiedzi od matki skazanego.
- Niech się weźmie za robotę! Ja pracuję od rana do nocy i nie narzekam! – dodaje ojciec mężczyzny.
Z drugim napastnikiem, Rafalem S., mimo wielokrotnych prób, też nie udało nam się porozmawiać.
Od tamtego pobicia życie Abdela zmieniło się diametralnie. Nie był w stanie wyjechać do umówionej w Anglii pracy. Dziś pokazuje nam niewykończone mieszkanie, w którym wciąż leżą drabina i kilka nierozpakowanych paczek. - Po napadzie zamiast tu wracać i skończyć remont, wylądowałem w szpitalu. Długo mieszkałem w hostelach, kątem u przyjaciół. Tak jest do dziś – mówi. W 2010 roku Abdel dowiedział się, że cierpi na padaczkę i że jest to kolejny rezultat tamtego napadu. Inne to m.in. zespół stresu pourazowego, zaburzenia lękowe, stany depresyjne oraz zaniki pamięci. Co dzień mężczyzna musi przyjmować kilka silnych leków przeciwbólowych i przeciwdepresyjnych. – Nie jestem w stanie pracować, a bardzo bym chciał! – podkreśla. Dziś utrzymuje się jedynie z renty inwalidzkiej, która wynosi 529 złotych miesięcznie. Już od wielu lat nie stać go na opłacenie czynszu, bo większość pieniędzy wydaje na leki. Zadłużenie sięga 18 tys. zł.
Jego sytuacja byłaby zupełnie inna, gdyby dostał przyznane mu odszkodowanie. Problem w tym, że w Polsce kompensata dla ofiar przestępstw ze skarbu państwa – w przypadku niewypłacalności sprawców – należy się jedynie obywatelom Polski albo innego kraju Unii Europejskiej. - My się z takim założeniem nie zgadzamy! Te osoby mieszkają w Polsce często 20-30 lat, mają tu pobyt stały a nie mogą liczyć na żadną pomoc państwa jeśli są ofiarami przestępstw – komentuje Joanna Subko ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, organizacji pozarządowej, która pomaga cudzoziemcom. Na początku tego roku stowarzyszenie zaskarżyło w tej sprawie Polskę do Komisji Europejskiej.
- Straciłem zdrowie, jestem samotny, nie mam pracy… Jaki to sens? Po co żyć? Chciałem ze sobą skończyć – mówi dziś Abdel. Ze spokojem opowiada, jak położył głowę na torach: – Ale ktoś mnie zauważył, odciągną od tych torów. To byli obcy ludzie.