Biznes na Matce Boskiej

- Każdy z tych przedmiotów to dla producenta grzech śmiertelny. Radziłbym producentom udać się do spowiedzi, dałbym im to do zjedzenia za pokutę – mówi dominikanin o. prof. Jan Andrzej Kłoczowski, zapytany o to, co sądzi o dewocjonaliach sprzedawanych pod polskimi kościołami.

Ojca Kłoczowskiego najbardziej zdumiały butelki na wodę święconą w kształcie figurki Matki Boskiej z odkręcaną głową bądź koroną. Ale na straganach pod kościołami kupić można budziki z podobizną Chrystusa jako tarczą cyferblatu, świecące figurki Madonny, aniołki-koszmarki. A przede wszystkim – podobizny Jana Pawła II w każdej postaci – od zwykłej fotografii w ramce po z grubsza tylko przypominające ludzką sylwetkę figurki, a nawet talerze z jego twarzą. Dewocjonalia sprzedają się świetnie. Krzysztof Jeż z Częstochowy produkcję religijnych pamiątek odziedziczył po rodzicach, którzy zajęli się nią już w 1938 r. Dziś ma prawdziwą fabryczkę, zatrudniającą wielu pracowników, którzy posługują się drogimi maszynami – jedna kosztuje około 25 tys. euro. - Dewocjonalia to naturalny artykuł handlowy – mówi Krzysztof Jeż. – Mamy zamówienia na trzy lata do przodu. Producenci produkują, hurtownicy zamawiają towar. Ale w branży coraz więcej do powiedzenia mają… Chińczycy. Ich produkty są dużo tańsze i zajmują coraz więcej miejsca na półkach hurtowni. - Największym powodzeniem cieszą się teraz aniołki produkcji chińskiej. Także świecące kryształy – Patrycja Szusterowska – Kowacz, właścicielka hurtowni dewocjonaliów, pokazuje świecącą Matkę Boską. – Kojarzy mi się to z dyskoteką albo strażą pożarną. Nadal bardzo dużo ludzi kupuje wszelkiego rodzaju podobizny Jana Pawła II. Wizerunków Benedykta XVI na straganach jest bardzo mało. Nawet pielgrzymka papieża do Polski nie zwiększyła zainteresowania klientów. - To też papież, tylko dalszy, a ten nasz – mówi młoda kobieta, oglądająca ofertę jednego ze straganów koło kościoła w krakowskich Łagiewnikach. Zapotrzebowanie na religijne pamiątki w dużych miejscach kultu, takich jak Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, jest ogromne i trwa cały rok. Nic dziwnego, że obok legalnie handlujących, ustawiają tu też stragany sprzedawcy niemający zgody na handel. Nie odstraszają ich nawet kary. - Kary z urzędu w tym roku jeszcze nie dostałam – mówi Małgorzata Wojciechowska, właścicielka straganu. – Jeśli nikt z konkurencji nie zadzwoni, to straż miejska nie przyjedzie. W ubiegłym roku zapłaciłam około czterech tysięcy złotych grzywny. Ale nadal mi się to opłaca. Nad estetyką – i zgodnością z zasadami religii - sprzedawanych pod bramami kościołów dewocjonaliów zastanawiają się niektórzy duchowni. I dochodzą do bardzo stanowczych wniosków. - Tam, gdzie piękno staje się handlowym obiektem, obrażana jest świętość – mówi dominikanin o. prof. Jan Andrzej Kłoczowski. – Dla mnie to jest to, co teraz prawnie nazywa się obrazą uczuć religijnych.

podziel się:

Pozostałe wiadomości