Trzyletnie bliźniaczki Kinga i Patrycja do szpitala trafiły po tym, jak brutalnie pobił je kochanek matki, Bogdan K. Beata P. przeprowadziła się do niego do Zabrza trzy miesiące temu, zabierając piątkę dzieci – bliźniaczki i trójkę starszego rodzeństwa. Wcześniej przez dziewięć lat mieszkała w Bytomiu, razem z konkubentem i ojcem dzieci. - Dzieci wiecznie płakały – mówią sąsiadki. – Matka nie wypuszczała ich z łóżeczka. Na stole leżał pas. Miały chorobę sierocą. Matka źle traktowała dzieci. Wiedziała o tym policja, która informowała sąd rodzinny. Sąd rodzinny w 2003 r. zlecił kuratorowi dozór nad matką i dziećmi. Kurator nie dopatrzył się w domu Beaty P. ani przemocy, ani zaniedbań. Miesiąc przed pobiciem bliźniaczek, pod koniec sierpnia, w domu Beaty P. w Zabrzu, gdzie mieszkała już z nowym partnerem, był pracownik opieki społecznej. Nie zwrócił jednak uwagi nawet na to, że pięcioro dzieci śpi na dwóch łóżkach i nie ma ani jednej zabawki. O prawo do opieki nad dziećmi stara się teraz ich ojciec. Odwiedza w szpitalu bliźniaczki. Dziewczynki garną się do niego, gdy odchodzi, płaczą. Janusz Narożny, górnik z 23-letnim stażem pracy. Zapytany, dlaczego nie reagował, gdy matka biła jego dzieci, nie potrafi jasno odpowiedzieć. - Biła po tyłku – mówi. – Ale żeby psychicznie się znęcać, to nie było tego. Można tak powiedzieć, innego wytłumaczenia nie ma – dodaje na uwagę reportera, że był bezradny wobec postępowania konkubiny. Matka bliźniaczek także chce opiekować się dziećmi, mimo, że prokuratura postawiła jej zarzut narażenia dziewczynek na utratę życia i zdrowia. Przyszła do szpitala, ale, według lekarzy, dziewczynki, inaczej niż wobec ojca, zachowywały się wobec niej z rezerwą, siedziały w łóżkach, nie wyciągały do niej rąk. Przed kamerą zasłaniała twarz, obiecywała, że będzie dobrze się opiekować córkami. - Zrobię wszystko, żeby dzieci były u mnie, nie pozwolę, żeby wróciły tam, gdzie to wszystko przeżyły – mówi ojciec dzieci. – Dzieci trzeba kochać i szanować, ja zawsze jej kochałem.