Bezduszny sąd

- Jestem samodzielną osobą i mogłabym tak egzystować rok, dwa lata. To dla mnie dużo. Daliby mi czas – mówi Jolanta Gotkowska. Sąd Rodzinny w Bydgoszczy w trybie nadzwyczajnym i bez wiedzy zainteresowanych postanowił odebrać kobiecie dzieci. Argumentował, że chora na raka matka nie może opiekować się swoimi dziećmi.

Pani Jola ma 43 lata i piątkę dzieci. Życie jej nie rozpieszczało. Rok temu ciężko pobił ją konkubent, który za znęcanie się nad nią trafił do aresztu. Trzy miesiące temu rozpoznano u kobiety raka mózgu z przerzutami. Przeszła trepanację czaszki. Jest w trakcie leczenia, właśnie rozpoczęła radioterapię. Sąd postanowił odebrać jej dwóch najmłodszych synów: 1,5 rocznego Kamila i czteroletniego Filipa. W uzasadnieniu decyzji napisał, że z powodu ciężkiej choroby, kobieta nie może zajmować się dziećmi. - Dzieci w tym wieku wymagają podtarcia, umycia, ugotowania ciepłej strawy. Matka musi spełniać swoją rolę – mówi Danuta Flinik, v-ce prezes Sądu Okręgowego w Bydgoszczy. Sąd wydał w sprawie pani Joli postanowienie zaoczne. O chorobie matki dowiedział się z listu, w którym kobieta zwróciła się do sądu z prośbą o wyłączenie jej z procesu przeciwko konkubentowi oskarżonemu o znęcanie się nad nią. Sąd stwierdził, że skoro kobieta nie jest w stanie uczestniczyć w procesie, to nie może też zajmować się dziećmi. Decyzja sądu oburza tym bardziej, że chora kobieta otrzymuje pomoc medyczną i z opieki społecznej. Nikt nigdy nie stwierdził, że dzieciom dzieje się krzywda. Sąd oparł się jedynie na opinii dzielnicowego, który uznał, że kobieta jest sparaliżowana. - Jest osobą chorą, ale nie jest sparaliżowana. Jest zdolna do samoobsługi. Na tyle, ile może opiekuje się dziećmi – wyjaśnia Lidia Musielewicz z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bydgoszczy. - Być może nie jest sparaliżowana i sąd w postępowaniu zażaleniowym to zweryfikuje. Nie było błędu. Takie postępowania trzeba podejmować błyskawicznie. Nie można czekać, aż dzieci rozchorują się z głodu – uważa mimo wszystko Danuta Flinik. Sąd jest nieugięty. Pani Jola została już poinformowana, że chłopcy decyzją sędziego trafią do domu dziecka w Bydgoszczy. - Jak ja mam powiedzieć synowi, że jutro nie wyjdzie na dwór, bo złapie go dzielnicowi, wsadzi do radiowozu i już nigdy go nie zobaczę. Nie umiem sobie z tym poradzić. Chciałam walczyć, ale coraz bardziej jestem bezsilna – przyznaje kobieta. Pani Jola jest świadoma swego stanu. Wie, że może odejść i chce dzieci przygotować na najgorsze. Chciałaby też być z nimi jak najdłużej. One dają jej siłę do walki. - Dla tej pani akurat dzieci są najważniejsze. Opowiadała mi, że będzie jej ciężko odchodzić ze świadomością, że zostawia małe dzieci. Ale jednocześnie w tej rozmowie podkreślałyśmy fakt, że ona musi dla tych dzieci żyć i walczyć. Ona ma tego świadomość – twierdzi Anna Piórkowska, lekarz z przychodni rejonowej w Bydgoszczy. Po interwencji UWAGI! rodzinę na polecenie sądu w końcu odwiedził kurator. Stwierdził, że kobieta jest w dobrym stanie i wcale nie jest sparaliżowana. Czy jednak absurdalne postanowienie zostanie odwołane, sędzia pozytywnie rozpatrzy zażalenie matki i dzieci zostaną tam, gdzie ich miejsce, w domu, z najbliższymi?

podziel się:

Pozostałe wiadomości