Jak trudno dostać się do lekarza specjalisty wie każdy pacjent w Polsce. Na tak podatnym gruncie, jak grzyby po deszczu wyrastają rozmaite komercyjne akcje medyczne nie mające nic wspólnego z profesjonalną medycyną. W największych olsztyńskich przychodniach pewna firma z Gdańska prowadzi tzw. badania dopplerowskie. Badanie z pozoru wygląda profesjonalnie. Mimo pozorów profesjonalizmu człowiek, który wykonuje badanie na pewno profesjonalistą nie jest. Zupełnie zbagatelizował widoczne objawy choroby u jednej z pacjentek. - Pan, który badał żyły mówił, że krew bardzo dobrze krąży, że wszystko jest fajnie. A ja od 30 lat choruję na żylaki, one są bardzo widoczne - mówi Irena G., pacjentka. Postanowiliśmy sprawdzić kwalifikacje osób wykonujących te badania. Kilka pacjentek zgodziło się wziąć do przychodni ukrytą kamerę. O swoich chorobach dowiedziały się samych rzeczy oczywistych. Nic ponad to, co już dawno wiedziały, bez badania za 30 złotych. Mężczyzna, który badał pacjentki, jak ognia unikał objaśnienia wyniku badania. Nic dziwnego, że nie potrafi wytłumaczyć co jest na wykresie, bo wykres po prostu nic nie znaczy, co potwierdza jeden z najbardziej utytułowanych chirurgów naczyniowych w Polsce. - Nic z tego nie mogę wyczytać, z tych wykresów, bo to są bezwartościowe badania - mówi prof. dr hab. Mieczysław Szostek, konsultant krajowy w zakresie chirurgii naczyniowej. Za 30 złotych pacjent otrzymuje więc bezwartościową pseudo-dokumentację medyczną, do tego jeszcze nie podpisaną. Nie wiadomo kim jest człowiek wykonujący badanie. Postanowiliśmy rozwiać wątpliwości pacjentów. Jak się okazuje, człowiek, który podczas badania pozuje na lekarza, zapytany wprost kim jest, szybko się z tego wycofuje. - Nie jestem lekarzem, ale po przeszkoleniu medycznym, ukończyłem akademię wychowania fizycznego. Mimo braku wykształcenia medycznego mężczyzna stawia diagnozy i mówi pacjentom jak mają się leczyć. - Badanie dopplerowskie może wykonywać technik, albo laborant, ale tylko pod nadzorem lekarza, bo to on odpowiada za diagnozę i terapię - mówi profesor Szostek. Badania nieprzypadkowo odbywają się w publicznych przychodniach zdrowia. W ten sposób organizatorzy zyskują wiarygodność, bo większość pacjentów, zwłaszcza starszych, darzy przychodnie pełnym zaufaniem. Akcja odbywa się w co najmniej sześciu placówkach olsztyńskich i kilkunastu podolsztyńskich. Jak to możliwe, że ich właściciele dali wiarę firmie, która oszukuje pacjentów? - W sierpniu zadzwonił ktoś i polecił nam te badania, nie znam tej osoby, ale ona powołała się na doktora P. - wyjaśnia współwłaścicielka jednej z przychodni. Doktor P. twierdzi, że nie dzwonił do przychodni i nie rekomendował badań. Przyznaje, że z firmą łączy go to, że udziela przebadanym pacjentom konsultacji. Ale z rozbrajającą szczerością przyznaje, że nie interesuje go jakość badań i nie korzysta z wyników. Po co więc pacjentom takie badania? Profesor Szostek nie ma wątpliwości. - Żeruje się na nieświadomości ludzkiej i wyciąga pieniądze od ludzi, którzy nie mają pojęcia, że te badania nie dają żadnego pożytku.