Afrykańskie dzieci czekają na polskich rodziców

Afrykańskie dzieci nie znają Dnia Dziecka. Wiedzą natomiast, co to głód oraz śmierć z powodu chorób i wycieńczenia. Niektórym z nich udało się jednak uniknąć tego losu dzięki rodzicom adopcyjnym z Polski. Adopcja na odległość niewiele kosztuje, a pieniądze te nierzadko ratują życie dzieci.

- Pomoc tym dzieciom jest ratowaniem ludzkiego życia – mówi Zbigniew Ostrowski, podróżnik zaangażowany w Ruch Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata „Maitri”. – To nie są pieniądze na zabawki, ale na ratowanie życia. Informacje o tym, jak pomóc dzieciom znajdziecie Państwo na stronach:www.misja-kamerun.plwww.maitri.pl Zbigniew Ostrowski niedawno wrócił z podróży po południowej Afryce. Biedy, którą tam zobaczył nigdy nie zapomni. - Najbardziej przerażające dla mnie były ośrodki dożywiania dzieci – wspomina Zbigniew Ostrowski. – Dzieci odżywiane są tam przez miesiąc czasu. Co dwie godziny dziennie karmione są mlekiem z odżywkami, żeby przeżyć. Widziałem tam dzieci wyschnięte jak patyczki, które mają twarze wysuszone, jak mumie. Część dzieci jest opuchniętych, tak daleko, że może pęknąć. Organizm zatrzymuje wodę, żeby pożerać własne białko. Te dzieci wyglądają na dobrze odżywione, a w rzeczywistości umierają z głodu. Każdego roku niedożywienie jest przyczyną śmierci 5 milionów 600 tysięcy dzieci na świecie. Na każde 100 dzieci, 40 żyje w katastrofalnych warunkach sanitarnych a 30 cierpi głód. Na szczęście są tacy, którym los afrykańskich dzieci nie jest obojętny i decydują się na adopcję serca. Rodzina Anety Skaskiewicz kilka lat temu zdecydowała się na adopcję dziewczynki z Afryki. Dzięki niej 16 letnia Kiteme otrzymuje wsparcie moralne rodziny, ale przede wszystkim nie cierpi głodu i może chodzić do szkoły, która ułatwi jej start w dorosłe życie. - Rodzice Kitem umarli kilka lat temu z powodu chorób - mówi Aneta Skaskiewicz z Ruchu „Maitri”. – Kiteme teraz bardzo się stara uzyskać wykształcenie nauczycielskie, co pozwoli jej utrzymać w przyszłości siebie i rodzinę. Misje, które zajmują się adopcją na odległość prowadzone są przez polskie siostry i księży misjonarzy. Odwiedziliśmy jedną z nich. Polski misjonarz, Dariusz Godawa pomaga najbiedniejszym i porzuconym przez rodziny dzieciom. Prowadzi sierociniec w Kamerunie. - Dzieci tu w Kamerunie jedzą raz dziennie, około godz. 16.30 – mówi ksiądz Darek. – Panuje tu ogromna bieda. Zająłem się tymi dziećmi, które nie mają pieniędzy na szkołę. W sierocińcu księdza Darka za pieniądze polskich rodziców adopcyjnych dzieci otrzymują jedzenie, pokój i mają możliwość pójścia do szkoły. Uczone są tu samodzielności. Choć to spartańskie warunki, to jak na Afrykę – bardzo luksusowe. Większość rodziców adopcyjnych nigdy nie spotyka się ze swoim afrykańskim podopiecznym. Zbigniew Ostrowski, jako jeden z nielicznych miał taką możliwość, bo na adopcję serca zdecydował się podczas swojej podróży po Afryce. - Gdy byłem w Ruandzie, siostry zwróciły się z prośbą do nas o pomoc ośmioletniemu chłopczykowi, który ma bardzo starego, umierającego ojca – mówi Zbigniew Ostrowski. – Jego ojciec, zdając sobie sprawę z tego, że wkrótce umrze prosił wielokrotnie siostry o pomoc. Spotkałem go. To było krótkie spotkanie. Chłopak był na bosaka, w podartych spodniach, bez bielizny. Wtedy zdecydowałem się na adopcję. Dzięki adopcji serca wiele afrykańskich dzieci unika głodu i ma szanse na naukę w szkole. A nauka zawodu jest jedyną szansą wydostania się z nędzy. Adopcja serca miesięcznie kosztuje zaledwie 15 dolarów. Jeśli chcą Państwo pomóc dzieciom z Afryki, informacje o tym, jak to zrobić znajdą Państwo na stronach internetowych:www.maitri.plwww.misja-kamerun.pl

podziel się:

Pozostałe wiadomości