Do tragedii doszło 29 stycznia w jednym z mieszkań przy ulicy Kilińskiego w Żyrardowie. Dlaczego mężczyzna, który wezwał pomoc, nie przeżył interwencji?
„Aż wył”
- On składał chyba pismo na komendę, bo twierdził, że ktoś zakręca mu wodę albo że ją zatruwa. Policja przyjechała chyba na interwencję w tej sprawie - mówi Jolanta Kosierkiewicz, sąsiadka pana Grzegorza. I dodaje: - Wszyscy go tu znali. Był spokojny, nigdy nic złego nie robił.
- To był inteligentny facet, aż chciało się z nim rozmawiać - opowiada Michał Kopczyński, sąsiad mężczyzny.
Zarówno pani Jolanta, jak i pan Michał mówią, że słyszeli przez ściany, co działo się w mieszkaniu pana Grzegorza w trakcie interwencji policji.
- Musieli go dobrze pałować, bo aż wył. Jeszcze nigdy w życiu nie słyszałem, żeby ktoś tak wył. To było coś przykrego. (…) To była masakra. Nie wiem, co oni mu tam robili, ale musieli go masakrować - wspomina pan Michał.
- Długo było słychać krzyki sąsiada - dodaje pani Jolanta.
W pewnym momencie pani Jolancie udało się zajrzeć do mieszkania sąsiada.
- On leżał na brzuchu i już nie oddychał - mówi kobieta.
- We dwóch go bili, tłukli. Jak już leżał, to na pewno był już martwy - uważa pan Michał.
„Myślał, że ktoś czyha na jego życie”
Pan Grzegorz miał dwójkę dzieci - syna i córkę. Wieczorem, gdy doszło do dramatycznych zdarzeń, sąsiedzi ich ojca szybko poinformowali ich, że w jego mieszkaniu dzieje się coś złego.
Naszemu reporterowi udało się spotkać z dziećmi pana Grzegorza. Oboje chcą pozostać anonimowi.
- Sąsiedzi zadzwonili do mnie o godz. 17:19, na miejscu byłem 26 po. Nikt z policjantów mnie oficjalnie nie poinformował, że ojciec nie żyje. Dopiero któryś z sąsiadów podszedł do mnie i powiedział: „Ty wiesz, że on nie żyje?” - opowiada syn pana Grzegorza i podkreśla, że nie wpuszczono go do mieszkania.
- Tata był starszym, schorowanym panem - na zdrowiu fizycznym i psychicznym podejrzewam też. Miał swoje fobie i to, że ktoś mu truje wodę, to była jedna z takich fobii (…) Myślał, że wszędzie ktoś czyha na jego życie, truje go - opowiada córka zmarłego.
- Dlatego ojciec oskarżał sąsiadów, że go trują i dlatego wezwał policję, żeby to sprawdzili i ustalili, czy go trują czy nie. Po prostu poprosił ich o pomoc - dodaje kobieta.
Mężczyzna wyciągnął tasak?
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura w Żyrardowie. Potwierdzono, że policja przyjechała do pana Grzegorza, bo to on poprosił ją o pomoc. Jednak podczas interwencji okazało się, że mężczyzna jest osobą poszukiwaną.
Marek Litkowski, zastępca Prokuratora Rejonowego w Żyrardowie tłumaczy, że mężczyzna był poszukiwany przez sąd w celu odbycia kary. Gdy policjanci poinformowali go, że muszą zabrać go na komendę, mężczyzna miał stać się agresywny.
- Wyciągnął tasak i w konsekwencji policjanci obezwładnili go, używając środków przymusu bezpośredniego. W pewnym momencie mężczyzna przestał oddychać i wtedy funkcjonariusze przystąpili do reanimacji. Reanimowali go do przyjazdu pogotowia ratunkowego. Niestety, nie udało się przywrócić funkcji życiowych - mówi prok. Marek Litkowski.
W jaki sposób mężczyzna został obezwładniony? Czy policjanci użyli chwytów, paralizatora, gazu?
- Na tym etapie śledztwa, z uwagi na jego dobro, nie mogę się na ten temat wypowiadać. Dowodem będzie opinia biegłych po sekcji zwłok, która określi przyczynę zgonu - informuje prok. Litkowski.
Co stało się podczas interwencji w Żyrardowie?
O tym, co miało dziać się w mieszkaniu przy Kilińskiego, miał słyszeć również syn pana Grzegorza od jednego z policjantów, którzy byli na miejscu.
- Policjant powiedział mi, że ojciec złapał za nóż. Wywiązała się jakaś szamotanina, wytrącili ten nóż i wtedy tata zaczął mdleć. Ten policjant powiedział, że ojciec rzekomo udawał, że mdleje. Nagle wstał, dobiegł do szyby, kopnął w nią, ale jej nie zbił i znowu się przewrócił. Wtedy go obezwładnili i wtedy już zemdlał. Nie wiem, czy go reanimowali. Pan mi policjant powiedział, że go reanimują - relacjonuje mężczyzna.
- Był poszukiwany przez policję przez mandat. Dostał mandat i go nie przyjął, wtedy sprawa idzie do sądu. Pewnie nie odbierał awiz i nawet nie wiedział, że była jakaś sprawa - dodaje mężczyzna.
Czy pan Grzegorz miał jakieś zatargi z prawem?
- Może kiedyś, ale na pewno nie teraz - mówi jego syn.
- Ja nie wierzę, że ojciec wziął nóż. On mógł zrobić wszystko, ale noża by nie wziął, bo nie był fizycznie agresywny. (…) Gdyby chciał użyć siły fizycznej wobec policji, to nie zostawiałby swojego psa na zewnątrz. Wziąłby psa i to by było dużo lepsze niż nóż, przy psie czułby się w stu procentach bezpieczny - zapewnia córka zmarłego.
Czy był reanimowany?
Mieszkający obok pana Grzegorza sąsiedzi są przekonani, że nie widzieli, aby mężczyzna był reanimowany przez policjantów zaraz po tym, jak stracił przytomność.
Mówią, że gdy drzwi jego mieszkania zostały na chwilę uchylone, aby wpuścić kolejnych funkcjonariuszy, widzieli, jak pan Grzegorz leży na ziemi z rękami skutymi kajdankami.
- Drugi patrol przyjechał, a on już nie oddychał. Z tego co widziałam, to wtedy nie próbowali go reanimować. Jak ci drudzy przyjechali, to oni dopiero po pogotowie dzwonili - uważa Jolanta Kosierkiewicz.
Anna Świt, która jest sąsiadką z klatki obok, jest jednak pewna, że widziała przez okno, jak policjanci reanimowali pana Grzegorza jeszcze przed przybyciem karetki pogotowia, a potem pomagali sanitariuszom ratować jego życie.
Kobieta nagrała telefonem film, który to potwierdza, choć nagranie zaczyna się po upływie bliżej nieokreślonego czasu od rozpoczęcia policyjnej interwencji.
- Tutaj widać, jak policja reanimuje, a później, jak przyjeżdża pogotowie - mówi Anna Świt.
Kobieta postrzelona przez policję
Niecałe dwa lata temu reporterzy Uwagi! w tym samym miejscu Żyrardowa zajmowali się inną zakończoną tragicznie interwencją policji.
Lokatorka tego samego budynku ciężko raniła swojego konkubenta nożem i zginęła od policyjnych kul podczas próby jej obezwładnienia.
- To było całkowicie inne zdarzenie, bo ona próbowała nas też atakować. Wybiegłam na ulicę, mąż z córką wyjeżdżali samochodem, bo ona biegła za nimi z dwoma nożami. Policjant chciał ją zatrzymać - strzelił ostrzegawczo w górę, krzyknął: „Stój, policja!”, a ona się odwróciła i zaczęła biec w jego stronę z tymi nożami. Policjant strzelił do niej raz, ale ona była w takim amoku, że to jej nie zatrzymało, więc musiał strzelić drugi raz. Dopiero wtedy upadła na ziemię - opowiada Anna Świt.
- Ja nie jestem uprzedzona do policji. Po prostu widzimy różnicę, jak policjanci zachowali się wtedy i jak zachowali się teraz - dodaje kobieta.
- Nigdy już się nie dowiemy, co się stało. Zostaje nam tylko czekać na sekcję zwłok - komentuje córka pana Grzegorza.
Policja w Radomiu, w przysłanym do redakcji Uwagi! piśmie, prosi, aby do czasu zakończenia śledztwa w prokuraturze wstrzymać się od spekulacji na temat wydarzeń z Żyrardowa. Wydział kontroli wewnętrznej Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu także bada okoliczności zdarzenia.