Życie 44-letniego Piotra Chałupki, jego żony i córki stanęło na głowie 1 października 2018 roku.
- Usłyszałem pukanie do drzwi. Leżałem jeszcze w łóżku, podobnie jak dziecko. Otworzyłem drzwi, stało trzech panów. Przedstawili się jako funkcjonariusze, wylegitymowali się. Dano mi do przeczytania papier, przeczytałem to i mówię: „Nie wiem, o co tu chodzi”. Było napisane coś o przemycie narkotyków z Niemiec. Zapytałem: „Panowie, o co tu chodzi? Nie rozumiem tego, nie byłem w żadnych Niemczech, nie zajmuję się żadnymi narkotykami”. Zostałem wyprowadzony, akurat przyszła wtedy moja mama, mówię jej, że nawet nie wiem, o co chodzi. Powiedziałem: „Pojadę do Warszawy, wyjaśnię to i niedługo wrócę”. Te wyjaśnienia trwały prawie 15 miesięcy – wskazuje Piotr Chałupka.
Po zatrzymaniu przez Centralne Biuro Śledcze Policji i przewiezieniu do Prokuratury Krajowej, pracującemu na politechnice inżynierowi zarzucono udział w przemycie z Niemiec do Polski olbrzymiej ilości narkotyków.
- Wszedłem do pokoju przesłuchań, siedział tam prokurator i osoba, która mnie pomawia. Niejaki Damian Sz. Prokurator zadał mu pytanie: „Czy to jestem ja?”. A on potwierdził, że to ja. Zapytałem: „O co tu w ogóle chodzi? Nie znam tego człowieka”. Ten człowiek powiedział, że bardzo dobrze mnie zna, że opowiadałem mu wiele rzeczy o sobie, jeżdżąc z Berlina do granicy razem z nim. Zadałem mu pytanie, skoro mnie dobrze zna, to niech coś o mnie opowie. Padły słowa: „Przestań mi mącić w głowie” – przywołuje pan Piotr.
Damian Sz. to przestępca zajmujący się okradaniem starszych osób metodą „na wnuczka”. Gdy wpadł i trafił do aresztu, powiedział śledczym, że na podstawie przepisu dotyczącego tzw. małego świadka koronnego, chce opowiedzieć o gangu przemycającym z Berlina marihuanę i heroinę.
Sz. miał pilotować do polskiej granicy kurierów przewożących prywatnymi samochodami narkotyki ukryte w pudełkach z proszkiem do prania. Jednym z takich kurierów był według niego Piotr Chałupka.
- Świadek nie podał żadnych szczegółów dotyczących wyglądu, jakichkolwiek umożliwiających zidentyfikowanie. W zeznaniach małego świadka koronnego jest wyłącznie imię i nazwisko. A nazwisko miał znać, bo miał mu się przedstawić podczas jednego ze spotkań – mówi adwokat Bartłomiej Trętowski, obrońca Piotra Chałupki.
- Później w zeznaniach pojawia się informacja o tym, że miał jeździć tramwajem, co nie jest prawdą, ponieważ pan Piotr nigdy takiego zawodu nie wykonywał. Jest informacja o tym, że miał jeździć czarnym samochodem, którego pan Piotr też nigdy nie posiadał – dodaje obrońca mężczyzny.
Łzy i niedowierzanie
Jak pan Piotr odnalazł się w areszcie, do którego trafił?
- W ogóle się tam nie odnalazłem. Nie spałem. Przeżywałem jedną, wielką traumę. Najgorsza była obawa, co to są za ludzie, kim oni są, czy nie zrobią mi krzywdy – wyznaje.
- Męża zobaczyłam po kilku miesiącach, bał się wszystkiego. Był dziki w oczach – przypomina sobie Agnieszka Chałupka, żona mężczyzny.
- Przytulając się do niego i trzymając go za rękę, mówiłam, że wszystko będzie dobrze. Że to się na pewno wyjaśni, że zaraz wróci do domu. Cały czas mu to powtarzałam, nie widziałam, żeby się chociaż trochę uśmiechał. Wychodząc, widziałam, jak tata płacze – mówi załamana Katarzyna Chałupka, córka pana Piotra.
- Najgorsze chyba było uspokajanie jego, mówienie, że zrobimy wszystko, żeby mu pomóc, bo wiemy, że jest niewinny – dodaje pani Agnieszka.
Przemyt w weekendy
Według jedynej konkretnej informacji podanej przez świadka koronnego, Piotr Chałupka miał przemycać narkotyki sześć razy i miało to miejsce w weekendy pierwszej połowy 2016 roku. W oparciu o te szczątkowe dane rodzina pana Piotra próbowała go bronić.
- Przeszukałam wszystkie papiery, szukałam podpisu męża z datą, wtedy wiadomo byłoby, że mąż był w domu. Musiałam udowodnić wszystkie weekendy w ciągu półrocza, bo nie było powiedziane, który to jest weekend – opowiada pani Agnieszka. I dodaje: - Szukałam zdjęć z datami, jeżeli byłby na nich mąż to wiadomo, że jest alibi. Byliśmy wtedy na komuniach, więc były jakieś zdjęcia. Byli zaproszeni na komunię, więc mogli potwierdzić, że byliśmy razem z mężem w Polsce, że mąż nigdzie nie wyjeżdżał.
Żonie pana Piotra udało się odtworzyć prawie wszystkie weekendy.
- Była mowa, że to się odbywało w nocy – wskazuje pan Piotr.
- A później zmienili, że to jednak były godziny przedwieczorne – dodaje żona.
- Robią wszystko, by prawda nie wyszła na jaw. A prawdą jest to, że jestem niewinnym człowiekiem, że nie zrobiłem tego. Nikt nie może tego zrozumieć. Już nie mogę tego wszystkiego znieść. Dla mnie to jest tragedia, a oni robią ze mnie kozła ofiarnego – mówi zrozpaczony mężczyzna.
Sąsiedzi nie dowierzają
Sprawa Piotra Chałupki zszokowała jego sąsiadów, od początku przekonanych o niewinności inżyniera. Do dziś dziwią się, czemu nikt z prowadzących śledztwo nie sprawdził, jaką opinią cieszy się oskarżony w miejscu zamieszkania. Pan Piotr przez ostatnie 10 lat, za pieniądze ze sprzedanego mieszkania rodziców i z zaciągniętego kredytu, budował własnymi rękoma rodzinny dom.
- Znamy się z Piotrem i jego rodziną od pięciu lat. W momencie kiedy rozpoczęliśmy budowę domu. Od czasu gdy rzekomo jeździł do Niemiec, do czasu jak go zatrzymano, minęły więcej niż dwa lata. Przez ten czas przypuszczalnie ujawniłby te pieniądze w jakiś sposób – przekonuje Małgorzata Jaworska, sąsiadka Chałupków.
- Wynająłby chociaż płytkarza, żeby mu chodnik pod domem zrobił, a nie zasuwał sam – dodaje Przemysław Stasiak.
- Jesteśmy ich znajomymi wiele lat, więc wiem o nim praktycznie wszystko, i o jego najbliższej rodzinie. Spędzaliśmy ze sobą wczasy i wyjeżdżaliśmy wielokrotnie – mówi Konrad Szumigaj, dyrektor biura Politechniki Łódzkiej.
Proces
Prokuratura – mimo starań - nie znalazła żadnych innych dowodów winy pana Piotra i po roku od zatrzymania oskarżyła go wyłącznie na podstawie zeznań przestępcy Damiana Sz.
W łódzkim sądzie rozpoczął się proces. Oprócz Piotra Chałupki na ławie oskarżonych zasiadły trzy inne osoby obciążone zeznaniami Damiana Sz. Jego była żona, jej partner oraz znajomy świadka koronnego.
Czy po sprawdzeniu sytuacji majątkowej mężczyzny wyszło coś, co mogłoby potwierdzać, że przemycał narkotyki?
- Absolutnie nie. I wręcz przeciwnie, wynika z tego, że prowadził spokojne, ustabilizowane życie – zapewnia adwokat Bartłomiej Trętowski.
Skąd Damian Sz. znał nazwisko pana Piotra?
- Źródeł takiej informacji jest niezliczona liczba. Najbardziej podstawowym przypuszczeniem jest to, że mógł znaleźć informację na stronie internetowej czy portalach społecznościowych. Są to informacje, którymi się nawet handluje w aresztach śledczych – wskazuje Trętowski.
Oskarżony inżynier nigdy nie miał profilu w sieci, ale jego bliscy dokonali przełomowego odkrycia. Ustalili, że w tej samej miejscowości, co Piotr Chałupka, mieszka inny mężczyzna, o tym samym imieniu i nazwisku. Z jego konta na znanym portalu społecznościowym wynikało, że jest do oskarżonego bardzo podobny.
- Ten mężczyzna powiedział przed sądem, że jest tramwajarzem. Powiedział też, że czarnego volkswagena miał, ale sprzedał – mówi Piotr Chałupka.
- Wtedy mąż został wypuszczony za kaucją – dodaje pani Agnieszka.
- Wtedy popłakałem się w sądzie i powiedziałem, że w końcu chyba jest sprawiedliwość na tym świecie – przywołuje pan Piotr.
Kiedy tramwajarz stawił się w sądzie, a oskarżona była żona świadka koronnego rozpoznała w nim kolegę męża, wydawało się, że sprawa jest rozwiązana. Po chwili nastąpił jednak kolejny zwrot akcji: tramwajarz powiedział, że nie ma ze sprawą nic wspólnego i nie zna nikogo na sali, a wezwany świadek koronny dodał, że widzi mężczyznę pierwszy raz w życiu. Potwierdził też swoje wcześniejsze zeznania, że przemytnikiem jest oskarżony inżynier Piotr Chałupka.
- Podstawowym atutem małego świadka koronnego jest jego wiarygodność, jego pewność siebie i to, że nie cofa się nawet o krok w tym, co mówi i nie popełnia błędów. Jeśli pojawiają się pierwsze błędy i zaczynają się wątpliwości, co do jego prawdomówności, różnie może być oceniany – mówi Trętowski.
Obrońca podkreślał przed sądem, że świadek, który w zamian za swoje zeznania liczył na odzyskanie wolności, mógł całą historię związaną z przemytem wymyślić. Nikt nigdy nie widział narkotyków, nikt też nie znalazł ich rzekomych niemieckich dostawców ani polskich odbiorców.
- Liczyliśmy na sąd, na uniewinnienie – przyznaje pan Piotr.
- Nie było żadnych dowodów, że mąż jest winny – dodaje pani Agnieszka.
W końcu sąd ogłosił wyrok. Wszystkich oskarżonych uznał za winnych, a najwyższą karę dostał Piotr Chałupka – siedem lat i cztery miesiące więzienia, do tego grzywna i zwrot rzekomych korzyści z przemytu – ponad dwa i pół miliona złotych.
- Płakałem i miałem jedno w głowie – najgorsze. Pomyślałem sobie, że rozbije się autem. Miałem wszystkiego dosyć. Gdyby nie żona i dziecko, dawno bym to zrobił – przyznaje pan Piotr.
- Prokuratura i policja są chyba od tego, żeby zweryfikować, czy ktoś mówi prawdę, czy buja w obłokach – mówi Przemysław Stasiak.
Prokuratura i sąd
W jaki sposób zweryfikowano pomówienia świadka koronnego? Czy prokurator znalazł choć jeden dowód potwierdzający uczestnictwo inżyniera w przemycie narkotyków? Rzeczniczce Prokuratury Krajowej wysłaliśmy listę szczegółowych pytań, ale na prawie żadne nie dostaliśmy odpowiedzi.
- Prokuratura przeprowadziła bardzo szeroko i skrupulatnie postępowanie przygotowawcze, ustalając fakty, które pozwoliły na przedstawienie Piotrowi Ch. zarzutu jako osobie, która dokonała tego czynu, a sąd potwierdził to wyrokiem – mówi Ewa Bialik, rzecznik Prokuratury Krajowej.
Jaki to były dowody?
- Proszę się zwrócić do sądu – stwierdza Bialik.
Wbrew słowom rzeczniczki, w aktach sprawy nie znaleźliśmy ani jednego innego dowodu potwierdzającego zeznania świadka koronnego, przestępcy Damiana Sz. Kolejną listę szczegółowych pytań wysłaliśmy rzecznikowi łódzkiego Sądu Okręgowego, który skazał Piotra Chałupkę.
- Dostaliśmy od państwa całą listę szczegółowych pytań, ale rzecznik prasowy, czy też osoba występująca w zastępstwie rzecznika, jak w moim przypadku, nie może przedstawić mediom czy komu innemu nic, poza to, co zostało napisane w pisemnym uzasadnieniu. W tej sprawie zostało sporządzone uzasadnienie na kilkadziesiąt stron i to, co sąd chciał przedstawić, jako ocenę materiału dowodowego, przedstawił – oświadczył Ryszard Lebioda, p.o. rzecznika Sądu Okręgowego w Łodzi.
Szefowie Politechniki Łódzkiej, wierząc w niewinność Piotra Chałupki przyjęli go z powrotem do pracy. Inżynier odwołał się od wyroku i do rozpatrzenia apelacji pracuje na uczelni. Proces będzie też obserwować Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
- Mamy w tyle głowy, a sędziowie w szczególności powinni mieć przekonanie o tym, że istnieje domniemanie niewinności. To musi być naprawdę poważne i bezsporny dowód, który powoduje, że to domniemanie niewinności chcemy obalić i skazać człowieka – mówi dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Co by znaczyło dla rodziny, gdyby wyrok został utrzymany?
- Córka powiedziała, że się zabije, jeżeli tata wróci do więzienia, za to, czego nie zrobił. Na pewno ja też to zrobię – deklaruje pani Agnieszka.
- Niech ci ludzie w ogóle się zastanowią, co robią. To jest tragedia. Łatwo im oceniać człowieka na podstawie bzdur i kłamstw przestępcy. Zbrodniarza, który kłamie, żeby nie iść do więzienia. A nam marnuje życie – mówi zrozpaczony pan Piotr.