29-letni Sebastian wymaga nieustannej opieki, dlatego jego matka musiała porzucić pracę sprzątaczki.
- Młodszy syn pomaga mi, ale jak przyjdzie, to idzie do sklepu, zrobi coś innego, a do brata, to… Pomoże mi go przewinąć, podciągnąć, a potem wychodzi z pokoju z płaczem – przywołuje Edyta Bołotowicz.
Starszy syn pani Edyty jest w śpiączce od czasu tragicznego wypadku. Na przejściu dla pieszych mężczyzna został potrącony przez samochód.
- Zrobił dwa piruety w powietrzu, spadł za samochodem i samochód pociągnął go jeszcze za sobą. Miał na sobie koszulkę, bluzę i kurtkę, a jak upadł na ziemię, to był już rozebrany. Całego go rozszarpało – opowiada pani Edyta.
„Normalny chłopak, 29 lat”
Od tych tragicznych wydarzeń minął rok. Prokuratura stwierdziła, że sprawcą wypadku był pieszy, czyli syn pani Edyty. Mężczyzna wrócił do domu po kilkumiesięcznym pobycie w szpitalu, ale wciąż jest w śpiączce.
- Wcześniej był wesoły i odpowiedzialny, jak normalny chłopak – 29 lat. Pracował, ale zwolnili go, chorował, miał jeszcze pląsawicę. Lubił samochody, muzykę, interesował się elektroniką. Miał kolegów i koleżanki, do tej pory do niego przychodzą – mówi matka 29-latka.
- Przed wypadkiem Sebastian starał się pomagać, jak mógł. Czy to jak sąsiadka szła z zakupami, zawsze był pomocną duszą. Zawsze było go też pełno, szło się gdzieś na urodziny, to był tam też Sebastian – wspomina Bartosz, kolega mężczyzny.
Grzyb i wilgoć
Pani Edyta nie może zostawiać syna samego w domu.
- Jest odsysany, ma dużo wydzieliny. Ma rurkę, która pomaga mu oddychać. Gdybym wyszła do sklepu, to Sebastian mógłby się udławić i udusić – mówi kobieta. I dodaje: - W nocy zrywam się sprawdzić, czy on oddycha, bo różnie może być.
Mieszkanie, w którym kobieta i jej syn przebywają całą dobę, jest w złym stanie.
- Jest grzyb, ściana w łazience jest mokra. Jak w administracji powiedziałam, że wali mi się sufit, to usłyszałam, że to jest moje zaniedbanie i nie dbam o mieszkanie – przywołuje pani Edyta.
Mieszkanie położone jest w starej kamienicy na warszawskiej Pradze-Północ. Warunki nie nadają się do opieki nad synem w śpiączce.
- Pacjent w śpiączce nie chodzi, nie rusza się, leży cały czas, pomimo że go rehabilitujemy. Pacjenci bardzo często mają rurki tracheotomijne, oddychają przez nie. Nie ma ochrony nosa, śluzówek, jamy ustnej, przez co powietrze wpada do ust, można powiedzieć - praktycznie niefiltrowane. Ci pacjenci wymagają wyjątkowych warunków, trzeba o nich dbać, ponieważ największym dla nich zagrożeniem jest zapalenie płuc. A tym bardziej, jeżeli powietrze nie jest czyste, jest grzyb na ścianie – mówi dr n. med. Łukasz Grabarczyk z Kliniki budzik dla Dorosłych. I zaznacza: - Grzybiczne zapalenie płuc dla takiego pacjenta jest śmiertelnym zagrożeniem.
Lokal na zamianę
Budynek, w którym mieszka pani Edyta, ma przejść gruntowny remont, a to oznacza, że dotychczasowi lokatorzy są kierowani do innych mieszkań socjalnych.
- Dostaliśmy mieszkanie na Stalowej. Pojechaliśmy zobaczyć, jakie tam są warunki i okazało się, że to taka sama kamienica jak tutaj. Ale mało tego, okazało się, że mieszkają tam ludzie, podobno administrator pozwolił im tam wejść, bo w kamienicy zawala się dach – wskazuje kobieta.
Postanowiliśmy sami sprawdzić, jak wygląda mieszkanie, do którego urzędnicy skierowali panią Edytę.
- Nie ma centralnego ogrzewania, nie ma gazu. Sama żałuję, że zajęliśmy ten lokal, ale nie miałam wyjścia, bo mieszkaliśmy wcześniej na piątym piętrze i zawalił się nam na głowę sufit – wskazuje kobieta, która zajmuje teraz lokal.
Rzeczywiście, w mieszkaniu był grzyb i wilgoć. We wszystkich pomieszczeniach czuć było też nieprzyjemny zapach.
- Wysłałam pismo, że nie chcę tego mieszkania, że go nie przyjmę ze względu na syna, który potrzebuje normalnych warunków – mówi pani Edyta.
Urząd
Dlaczego nikt z urzędników nie chce pomóc pani Edycie, o to zapytaliśmy w urzędzie dzielnicy Praga-Północ.
- Pani Edyta mieszkała w lokalu komunalnym, który został przez nią zadłużony. W związku z czym sąd orzekł wyrok eksmisyjny. Dlatego też, my, jako urząd dzielnicy, zaproponowaliśmy pani Edycie inne mieszkanie. W międzyczasie jeden z jej synów uległ wypadkowi, sytuacja rodzinna pani Edyty uległa zdecydowanej zmianie – mówi Karolina Jakobsche, rzecznik prasowy dzielnicy Praga-Północ. I dodaje: - Zarząd dzielnicy Praga-Północ przychylił się i znalazł dla niej większy lokal. Praktycznie dwa razy większy – 44-metrowy. Niestety, w międzyczasie okazało się, że jedni z lokatorów z tej kamienicy po prostu weszli tam i zajęli ten lokal. Zajęli lokal, który był wyremontowany, pachnący świeży, dwupokojowy, z kuchnia i łazienką.
Słysząc te słowa, reporterka pokazała zdjęcia przywołanego mieszkania.
- Nie byłam w tym lokalu, ale dowiem się i udzielę informacji – zapowiedziała rzeczniczka.
Po pewnym czasie Karolina Jakobsche wróciła do nas z wyjaśnieniami.
- W momencie, gdy mieszkaniec otrzymuje skierowanie do danego lokalu, jak je przyjmie, czyli wybierze lokal, że chce w nim mieszkać, to wówczas przystępujemy do prac remontowych. To, co powiedziałam to był skrót myślowy, że przystosowujemy te mieszkania dla mieszkańców, żeby mogli się do nich wprowadzić – twierdzi rzeczniczka.
Jednak ze strony urzędu pojawiła się też inna propozycja.
- Dostaliśmy informację, że znaleziony jest inny lokal, tak jak pani Edyta sugerowała - niski parter. Ma dwa pokoje, kuchnię i łazienkę, w sumie 44 metry, ma też centralne ogrzewanie. Mam nadzieję, że jak pani Edyta otrzyma skierowanie, to lokal jej się spodoba i będzie mogła się do niego przenieść – mówi Karolina Jakobsche.
- Jeżeli jest tam centralne ogrzewanie, to biorę je od razu – kwituje pani Edyta.