75-latka z dnia na dzień wyrzucona z mieszkania. „To kwintesencja dzikiej eksmisji”

TVN UWAGA! 5213064
TVN UWAGA! 338699
Pani Teresa podupadła na zdrowiu i zaczęła mieć problemy z płatnością za wynajmowane przez siebie mieszkanie. Gdy seniorka wyszła do lekarza, ktoś włamał się do niej i zmienił zamki. 75-latka w przeciągu godziny stała się bezdomna, pozostawiona bez środków do życia.

Umowa

Pani Teresa wynajmowała mieszkanie od 12 lat.

- Umówiłyśmy się tak, że będę tam mieszkała do późnej starości. Nie podpisywałyśmy żadnej umowy, ona [właścicielka – red.] nie chciała nic. Przelewałam jej co miesiąc 1000 zł. Prosiła o wpisywanie w tytule przelewu "zasilenie konta" – opowiada Teresa Gajda.

Pani Teresa przez 12 lat przelała na konto właścicielki prawie 50 tysięcy złotych. Kłopot zaczął się, gdy starsza pani podupadła na zdrowiu i większość swojej renty musiała przeznaczyć na leki. Od 2 lat nie mogła regularnie płacić za wynajem.

Próby porozumienia z właścicielką nie przyniosły rezultatu. Kobieta kategorycznie żądała opuszczenia lokalu. Pani Teresa zwróciła się więc po pomoc do prawnika ośrodka pomocy społecznej.

- Poprosiliśmy, żeby właścicielka mieszkania wydała nam dokument, który pozwoli nam wystąpić o lokal zastępczy z zasobów miasta. To mogło być wypowiedzenie umowy, wyrok eksmisyjny. Właścicielka powiedziała, że nie wyda takiego dokumentu. Podczas rozmowy z nią i jej bratem powiedzieli wprost, że ich nie interesuje, gdzie pani Teresa będzie mieszkać i może się wyprowadzić pod most albo do przytułku – mówi Maciej Myszko, adwokat.

Z mieszkania usunięto wszystkie meble, ubrania i dokumenty należące do pani Teresy. Część z nich wywieziono do magazynów poza miasto, inne wyrzucono na korytarz. Gdyby nie pomoc sąsiada, który zgodził się je przechować, kobieta zostałaby bez jakichkolwiek rzeczy osobistych.

- Zostałam bez niczego. Bez leków, środków do życia. Tak jak wyszłam z torebką pod pachą, tak zostałam na ulicy. Nawet jedzenia nie miałam. To jest tak, jakby człowiek spadł w głęboki dół. Jakbym się stała nikim – wyznaje pani Teresa.

Tułaczka

Nie mając domu, pani Teresa tułała się po schroniskach dla bezdomnych, obecnie znalazła schronienie w miejskim hostelu.

- W imieniu rady dzielnicy gwarantuję, że nie będzie potrzeby przedłużania pobytu pani Teresy w hostelu. Jej sytuacja jest priorytetowa i zrobimy wszystko, by to mieszkanie otrzymała jak najszybciej – przekonuje Andrzej Opala z Urzędu Dzielnicy Praga-Południe.

Nielegalną eksmisję pani Teresy pomogła przeprowadzić jedna z firm windykacyjnych. Za wyrzucenie lokatorów z domu takie firmy mają otrzymywać niebagatelne kwoty.

- Za taką eksmisję płaci się minimum 30 tysięcy złotych i te ceny ciągle rosną. Wszystko zależy od stanu osobowego. Jeśli są w mieszkaniu dzieci, wycenia się je podwójnie – opowiada Jakub Żaczek, który od lat działa społecznie w Komitecie Obrony Praw Lokatorów, organizuje porady i pomaga w walce z nielegalnymi eksmisjami.

- To była kwintesencja dzikiej eksmisji. Ktoś wynajął prywatną firmę, która nie ma żadnych uprawnień do takich działań. Nie są komornikami, ani nawet agencją detektywistyczną, która włamała się do lokalu. Są pewne procedury prawne. Nie można, wykorzystując chwili nieobecności, przewiercić zamków i włamać się do mieszkania. To całkowite bezprawie – dodaje Żaczek.

Właścicielka mieszkania zajmowanego przez lata przez panią Teresę zatrudniła firmę, na której czele stoi Jacek Ch. Mężczyzna ogłasza się jako prywatny detektyw oraz ochroniarz. Firma Jacka Ch. przekonuje, że specjalizuje się w tzw. skutecznych negocjacjach lokatorskich. Mężczyzna przyznaje, że brał udział w negocjacjach z panią Teresą, które nie przyniosły skutku. Zaprzecza, aby to on pozbawił seniorkę dachu nad głową. Mimo wielu prób umówienia spotkania, nie zdecydował się na rozmowę przed kamerą.

- Mieliśmy bardzo wiele podobnych sytuacji. Lokatorzy opowiadali o ogromnej presji psychicznej, jaka była na nich wywierana. Dla starszych ludzi stawało się to nie do zniesienia – opowiada Jakub Żaczek. - Chwilami wydaje mi się, że ta sytuacja dzieje się obok mnie. Że to jest wprost niemożliwe, ja bym tak zwierzęcia na ulicę nie wyrzuciła – kwituje pani Teresa.

Pani Teresa nadal mieszka w hostelu. Zgodnie z deklaracjami, urzędnicy wytypowali dla niej mieszkanie i jeśli kobieta je zaakceptuje, lokum zostanie wyremontowane i przystosowane dla niej.

podziel się:

Pozostałe wiadomości