He Mei Yuan pochodzi z Chin, z miasta Kanton. Tam poznała, przebywającego na wymianie studenckiej Polaka. Wyszła za niego za mąż. Urodziły im się dzieci Ewa i Adam. Po pewnym czasie do Chin z Polski przylecieli teściowie.
- Mieszkali z nami trzy miesiące. W końcu powiedzieli: „Wyjeżdżamy”. Nie wiem, dlaczego mieliśmy jechać do Polski razem – mówi He Mei Yuan.
Brak akceptacji
Pod wpływem nacisków teściów, małżeństwo przeprowadziło się do Warszawy. Wtedy zaczęły się kłopoty. Rodzina męża nie zaakceptowała He Mei Yuan.
- Pamiętam, kiedy mój syn był przeziębiony. A oni zrobili imprezę. Puszczali głośną muzykę, zwłaszcza młodszy brat męża. Pił i imprezował – wspomina.
He Mei Yuan czuła się izolowana przez rodzinę męża.
- Było Boże Narodzenie, potem Nowy Rok. Nie zaprosili mnie, żebym z nimi zjadła. Siedzieli całą rodziną, cieszyli się, głośno rozmawiali. Byłam w pokoju. Nosząc na rękach płaczącego syna. Byłam naprawdę smutna – opowiada.
- Nazywano ją chińską ku…, dzi…. Była od wszystkiego odcięta. Pozbawiono ją dostępu do własnego konta. Jej rzeczy osobiste zostały skradzione. Jak pytała męża, gdzie one są to tylko wzruszył ramionami. A tam był m.in. jej chiński dowód osobisty, odzież, biżuteria, torebki, obuwie – opowiada Marcin Łochowski, tłumacz chińskiego.
Mężczyzna dowiedział się o tym, co spotkało He Mei Yuan od chińskich studentów, którzy uczą się w Polsce.
- Powiedzieli mi, że He Mei Yuan została wyrzucona jak pies za drzwi przez swojego męża i jego rodzinę. Nie ma żadnych przyjaciół, nie ma pieniędzy. Nie zna języka i nikt nie chciał okazać jej pomocy.
Powrót do Chin
He Mei nie wytrzymała okrutnego traktowania. Czuła się obco. Uzgodniła z mężem, że wracają do Chin. Ponieważ wiza He Mei Yuan wygasała, miała pojechać, jako pierwsza, wkrótce z dziećmi miał do niej dołączyć mąż.
- Dał mi jeden bilet i powiedział, że jedziemy razem, ale dzieci do naszego powrotu zostają w Warszawie. Potem powiedział, żebym jechała sama, a on doleci. Kiedy byłam Moskwie zadzwonił do mnie i powiedział, że ma kłopoty z wizą, że nie może dolecieć do mnie – opowiada.
W końcu powiedział, że z nią zrywa i nikt nie przyleci.
- Myślę, że celowo została wywieziona w pole przez męża i jego rodzinę. Zrobiono to z premedytacją, dlatego, że dostała do ręki jedynie paszport i bilet – mówi Łochowski.
Zdruzgotana He Mei Yuan tęskniła za dziećmi. Po pięciu tygodniach spędzonych w Kantonie, wróciła do Polski. Szukała kontaktu z Ewą i Adamem, próbowała porozumieć się z mężem i jego krewnymi.
- To był marzec. Była dziesiąta wieczorem, było zimno. Poszłam do ich mieszkania. Dzwonię do drzwi, otwiera mama i szybko zamyka. Dzwonię jeszcze raz. Otwiera jego młodszy brat, mówi mi przykre rzeczy, obraża w języku polskim – relacjonuje He Mei Yuan.
Rozwód
Małżeństwo jest w trakcie rozwodu. Sąd postanowił, że dzieci będą przy ojcu. Jednocześnie, w pierwszy i trzeci weekend miesiąca, wyznaczył spotkania z matką. Pomimo decyzji sądu, He Mei Yuan widuje dzieci niezwykle rzadko. Ojciec nie pojawia się na uzgadnianych spotkaniach.
- Ostatni raz widziałam dzieci miesiąc temu. Adam miał duże problemy skórne. Nie wyglądał dobrze. Chciałam sprawdzić, co dzieje się z moim synem. Powiedziałam, że spotkam się z dzieckiem w kolejny weekend. Zgodził się. A za tydzień powiedział: „przepraszam, ale nie mogę przyjść” – opowiada.
Ojciec poinformował w sądzie, że dzieci będą przebywać w jego rodzinnym domu, oddalonym o 150 kilometrów od Warszawy.
He Mei Yuan, szukała tam Ewy i Adama.
- W zeszłym roku zimą stałam pod domem trzy godziny. Jego [męża – red.] ojciec wyszedł i powiedział: „Wynoś się stąd. To moja posesja. Nie twoja. Dzwonię po policję. Dzieci tu nie ma” – mówi kobieta
He Mei Yuan wróciła do Warszawy. Mimo obietnic, ojciec znowu nie pojawił się na spotkaniu w umówionym miejscu.
- Nie wiem, czy z moimi dziećmi jest teraz dobrze, czy są szczęśliwe, niczego nie wiem. Nikt niczego mi nie mówi, nie wiem jak odszukać dzieci – przyznaje zrozpaczona kobieta.
Próbowaliśmy porozmawiać z ojcem dzieci He Mei Yuan. Wycofał się ze spotkania z nami.
Z czasem więź emocjonalna dzieci z matką osłabia się.
- Wiemy, że ten czas działa na niekorzyść, ale działa też na korzyść. Bowiem to jak rodzice w toku postępowania będą się zachowywać, na ile będą się podporządkowywać decyzjom sądu jest niezwykle ważne dla oceny kompetencji wychowawczych – mówi Dorota Trautman z Sądu Okręgowego w Warszawie.
Dzięki tłumaczowi, Marcinowi Łochowskiemu oraz jego żonie, He Mei Yuan otrzymała w Polsce wsparcie. Ma gdzie mieszkać, otrzymała też pomoc prawnika.
- Zawsze będzie miała u nas otwarte drzwi. Zrobię wszystko, żeby się nie wstydzić, że jestem Polakiem – mówi Łochowski.
He Mei Yuan odwołała się od postanowienia sądu z czerwca tego roku i wniosła m.in. o ustalenie miejsca pobytu dzieci przy niej. Do tej pory odbyło się tylko posiedzenie rozpoznawcze, kolejny termin rozprawy nie został jeszcze wyznaczony. Yuan dzieci nie widziała do dziś.