Ucięty palec, wszy i brud. Kolonie dla dzieci czy obóz przetrwania?

TVN UWAGA! 267774
Fatalne warunki, wszechobecny brud, ucięty palec i śpiący w brudnej własnymi odchodami pościeli chłopiec, to tylko niektóre z zarzutów pod adresem organizatora kolonii dla dzieci z Łęcznej. - Na razie rozmawiamy tylko o plotkach meneli – odpowiada na zarzuty przedstawiciel organizatora.

Kolonie dla dzieci z uboższych rodzin z Łęcznej współfinansował Miejski Ośrodek Pomoc Społecznej. Wyjazd zorganizowała wybrana w drodze przetargu firma.

Od początku były problemy

Pani Agnieszka Misiura wysłała na wypoczynek do Krościenka dwójkę swoich dzieci.

- Zaczęło się źle. Przyjechał po dzieci zepsuty autobus. Miał wycieki płynów, opony były w fatalnym stanie. W środku był wielki brud, walające się puszki. Policja wstrzymała wyjazd tego autokaru. Czekaliśmy ponad dwie godziny na nowy autobus – wspomina Agnieszka Misiura.

Syn pani Agnieszki - Krzysztof opowiedział nam o przykrościach, jakich na koloniach doświadczył jego kolega Kacper.

- Kacper źle się poczuł na pierwszej wycieczce. Potrzebował iść do toalety. Pani się nie zgodziła i poszliśmy dalej. On nie wytrzymał i popuścił. Po powrocie pani nie pozwoliła mu iść pod prysznic. Powiedziała, że są na to określone godziny. Więc on siedział w pokoju i zapaskudził pościel. Nikt mu nie pomógł – relacjonuje Krzysztof Misiura.

Z opowieści dzieci wynika, że Kacper przez trzy dni chodził brudny i spał w brudnej pościeli. Matka chłopca była przekonana, że ze względu na chorobę syna, będzie na koloniach otoczony specjalną opieką.

- Mój syn ma zespół Aspergera. Trzeba do niego specjalnej uwagi i odpowiedniego podejścia. Trzeba mu wszystko, spokojnie tłumaczyć, a nie wrzeszczeć i się denerwować – mówi naszemu reporterowi matka Kacpra i dodaje: - W ostatni dzień był szarpany przez wychowawcę, miał ślady zadrapania. Nie pozwolę, żeby moje dziecko było szarpane. To byli podobno wykwalifikowani wychowawcy.

„Czegoś takiego, nigdy nie widziałam”

Nasz reporter dotarł do jednej z opiekunek, która pracowała na koloniach w Krościenku nad Dunajcem.

- To nie były moje pierwsze kolonie w roli opiekunki. Warunkami, jakie zobaczyłam tutaj byłam zszokowana. Nie wiedziałam, że w XXI wieku mogą być takie warunki. Jedzenie też było okropne i co najważniejsze, nie było opieki medycznej. Pielęgniarka pojawiła się dopiero, jak pół kolonii się rozchorowało. Był ból brzucha, wymioty. Pan kierownik stwierdził, że dzieci udają. Na pewno nie udawały. Do mnie przyszła dziewczynka z płaczem, że boli ją brzuch i wymiotowała. Potem zgłaszały się kolejne dzieci – mówi opiekunka z feralnej kolonii.

Z relacji dzieci wynika, że zatrucie spowodowały racuchy, które zjadły na kolację. Jednym z dzieci, które miały rozstrój żołądka był chory na autyzm Kacper.

- Czułem się źle, chciałem wrócić do domu. Pościeli mi nie zmienili, mimo że wszyscy to widzieli, kierownik też – mówi Kacper.

Dlaczego nikt nie pomógł chłopcu i nie wymienił mu pościeli na czystą?

- Było powiedziane, że jeśli ktoś dostanie pościel, to musi o nią dbać, bo ona jest do końca kolonii –mówi opiekunka.

Jedna z dziewczynek, podczas kłótni z koleżankami, tak nieszczęśliwie przytrzasnęła sobie palec drzwiami, że doszło do odcięcia jednego paliczka. Zaraz po wypadku Została zawieziona przez opiekuna do szpitala, gdzie założono jej szwy.

- Podczas uderzenia palcem straciła kawałek kości. Palec jest zszyty niedbale, na okrętkę. Pani chirurg powiedziała, że jest zszokowana, że skóra jest zszyta z paznokciem – mówi Agnieszka Misiura, matka dziewczynki.

Brak odpowiedniej opieki

Rodzice dzieci kolonijnych, jak i dyrektorka MOPS-u finansującego wyjazd podkreślają, że zabrakło przede wszystkim doświadczenia opiekunów turnusu.

- Dzieci na tej kolonii, robiły co chciały. To była zwykła samowolka. Wychowawcy nie reagowali. Podczas wycieczki do Zakopanego, jeden z chłopców kupił nóż, którym pociął kolegę. Chłopczyk ma cztery szwy. Gdzie jest w takiej sytuacji wychowawca? Dzwoniłam do firmy organizującej wycieczkę. Usłyszałam, że mogę robić, co chcę, bo on się tym nie interesuje – mówi Marlena Chlebik, matka jednego z uczestników kolonii.

Co na to przedstawiciel firmy organizującej kolonie? Udało nam się z nim skontaktować telefonicznie.

- Ja z reguły nie komentuję ludzi, którzy są poniżej pewnego poziomu intelektualnego i społecznego. Nie będę komentował pijaków, nierobów i tego, co wymyślają. Na razie rozmawiamy o plotkach po prostu meneli. Autobus przyjechał z papierami. Policjant zanegował papiery i autobus został podmieniony - powiedział przedstawiciel firmy organizującej kolonie.

Jak sprawę komentuje MOPS?

- Opiekunowie ewidentnie sobie nie radzili. Coś musiało nie zagrać. Korzystając z okazji chcę przeprosić wszystkich rodziców i ich dzieci. To my wysłaliśmy te dzieci więc ja ponoszę za to, co się stało odpowiedzialność. Jeśli się to wszystko potwierdzi, na pewno nie będę współpracować już z firmą, która zorganizowała te kolonie – mówi Ewa Studzińska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łęcznej.

To nie pierwsza taka kolonia

W ubiegłym roku także dotarły do nas niepokojące sygnały na temat biura podróży, organizującego tegoroczną kolonię w Krościenku. Wtedy w Uwadze! opowiedzieliśmy wstrząsającą historią chłopca, który wrócił z kolonii znad morza z wymalowanymi penisami na plecach. Jego matka opisała nam cierpienia jakich doświadczył jej syn.

TVN UWAGA! 1661460

- Mówił, że go bili, kopali, popychali. Łapali za ręce i nogi i rzucali o podłogę. Mówili, że jest ich zabawką – mówiła wtedy matka chłopca.

W sprawie molestowania chłopca, przed sądem rodzinnym nadal toczy się postępowanie. Mimo tego prokuratura umorzyła sprawę narażenia go na niebezpieczeństwo podczas kolonii. Jego matka odwołała się od tej decyzji. Chłopiec jest ciągle pod opieką psychologów.

- Z tego co mówił, doświadczył przemocy fizycznej, psychicznej ale i seksualnej. W nocy bał się spać, spał poza pokojem. Zamykał się też w łazience, bo chłopcy mu tam wchodzili- mówiła Ewa Nowakowska z Terenowego Komitetu Ochrony Praw Dziecka w Sosnowcu.

podziel się:

Pozostałe wiadomości