Jak długo jeszcze będą cierpieć?

TVN UWAGA! 211002
Prywatny, niedostępny teren, uniemożliwienie wolontariuszom organizacji prozwierzęcych obserwowania pracy komisji, nagłe zmiany w regulaminie - tak wygląda część drugiej tury badań koni pracujących na trasie do Morskiego Oka. Dwa miesiące temu mówiliśmy o kontrowersjach wokół czerwcowych badań i zastrzeżeniach obrońców praw zwierząt. Liczyliśmy na to, że Tatrzański Park Narodowy zastanowi się, co zrobić, by poprawić sytuację, tymczasem okazuje się, że jest zupełnie inaczej...

Po sygnale od Fundacji Viva jedziemy do Bukowiny Tatrzańskiej, gdzie komisja ma oceniać konie w ruchu podczas drugiej tury badań. Tego dnia ma zostać przebadanych 17 koni, tymczasowo wycofanych z pracy w czerwcu, oraz konie, u których dzień wcześniej zauważono problemy ortopedyczne.

"Nic nie poradzimy"

Po raz pierwszy takie badanie dodatkowe odbywa się poza terenem parku, po raz pierwszy też w takiej tajemnicy. Żebyśmy nie mogli zobaczyć badań, fiakrzy tak parkują auta, że skutecznie zasłaniają widok naszej ekipie. Terenu pilnują też policjanci. Dlaczego tak się dzieje? Pytamy o to Prezesa Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka.

Mężczyzna jednak nie zgadza się na wyemitowanie swoich wypowiedzi. Twierdzi, że to on zgodnie z wymogami komisji wybrał odpowiedni teren, na którym ma się odbyć ta część badań. Zaznacza, że komisja zaleciła, by nie podchodzić zbyt blisko, a fiakrzy nie życzą sobie rejestrowania przebiegu badań. Żąda opuszczenia terenu.

O pomoc prosimy więc straż parku. - Nic nie poradzimy. Teren prywatny, my też nie mamy na to wpływu - mówi komendant straży parku.

W końcu w stronę naszej ekipy spłoszony zostaje koń. Przebiega tuż przed kamerą. Obecna na miejscu policja jednak nie robi w tej sprawie nic. - Proszę się udać do jednostki policji składać zawiadomienie - mówi jeden z policjantów. - Ja nie patrzyłem w tę stronę, proszę pani - tłumaczy.

Zmiana regulaminu

Dwa miesiące temu nasi reporterzy obserwowali jak przebiega pierwsza tura badań koni pracujących na trasie do Morskiego Oka. Takie badania organizowane są co roku i mają wykluczyć chore i niewydolne zwierzęta z pracy. Działania komisji oceniającej konie obserwowali także wolontariusze Fundacji Viva i klubu Gaja. Rejestrowali wszystko swoimi kamerami.

W reportażu pokazaliśmy, jakie zastrzeżenia mieli obrońcy praw zwierząt obserwujący pierwszą turę badań. Wolontariusze zwracali uwagę na to, że konie jadą na górę wolniej niż zwykle, a w kilku przypadkach czekają na badanie wysiłkowe prawie pół godziny, co sprawia, że w czasie testu są mniej zmęczone niż w czasie wysiłku. Zdaniem obrońców praw zwierząt tylko u części koni w prawidłowy sposób, czyli i w stępie i w kłusie wykonano ocenę ruchu. To bardzo ważne badanie, dzięki któremu można wykryć kulawizny niewidoczne podczas innej diagnostyki.

- Mieliśmy takie obawy, że kiedy te materiały zostaną wyemitowane, na pewno zostaniemy odsunięci od tych badań. Miałam takie przeczucie - mówi Anna Plaszczyk z fundacji Viva. Zaznacza jednak, że chciała ujawnić nieprawidłowości po to, by w przyszłości badania wyglądały tak, jak wyglądać powinny. - Pomyliłam się. Tatrzański Park Narodowy wykorzystał to przeciwko nam i postanowił nas odsunąć od badań, żebyśmy nie mogli monitorować tego, co się na nich dzieje - mówi Anna Plaszczyk.

"Taka była potrzeba"

Co ciekawe, już w trakcie badań, pomiędzy pierwszą a drugą turą, Tatrzański Park Narodowy zmienił regulamin. Zgodnie z nowymi zapisami decyzja o dopuszczeniu koni do pracy zapada większością głosów, a nie - jak było to wcześniej - jednomyślnie. Oznacza to, że lekarz weterynarii współpracujący z organizacjami prozwierzęcymi traci prawo weta w przypadku, gdy opinie są rozbieżne. Każdy członek komisji może mieć jedynie dwóch pomocników i to jedyna możliwość obserwowania badań przez obrońców praw zwierząt. Efekt jest taki, że teraz na teren badań dostęp mają wyłącznie członkowie komisji, ich pomocnicy oraz właściciele koni.

- Zmieniliśmy, gdyż taka była potrzeba - mówi jeden z pracowników TPN. Jak twierdzi, wcześniej w trakcie badań "niektóre osoby zachowywały się tak, jak się zachowywały", dlatego park zdecydował się na zmiany

Praca ponad siły

O sytuacji koni pracujących na trasie do Morskiego Oka po raz pierwszy zrobiło się głośno w 2009 roku, kiedy na oczach turystów padł koń Jordek. Rozpoczęła się wówczas wieloletnia kampania w obronie koni, które zdaniem organizacji prozwierzęcych pracują ponad siły. Świadczy o tym fakt, że co roku z 300 zwierząt pracujących na tej trasie wymienianych jest ponad 60. Choć fiakrzy bronią się, że na rotację wpływa głównie charakter zwierząt a nie przemęczenie, to część wycofanych koni trafia potem do ubojni.

Jaki jest powód takiego działania? Najprawdopodobniej finanse. - Pieniądze są właściwie niewyobrażalne dla przeciętnego człowieka - ocenia Cezary Wyszyński z fundacji Viva. Jak wylicza, fiakier może zarobić nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. - To może być częściowa odpowiedź na pytanie, dlaczego to jeszcze trwa. Mając takie pieniądze można więcej. Można kupować sobie przychylność różnych organów, można ukrywać pewne rzeczy - mówi i dodaje: - Mamy nadzieję, że w obliczu dowodów opracowanych przez nas ktoś pochyli się nad tym problemem i przyzna, że TPN to nie jest miejsce, w którym powinno dochodzić do znęcania się nad zwierzętami na taką skalę - mówi.

- To urosło już do rangi symbolu - twierdzi Paweł Suski, poseł z parlamentarnego zespołu ds. zwierząt. Jak jednak sprawić, żeby fiakrzy zgodzili się na likwidację transportu konnego? - Ktoś musi ich zmusić - kategorycznie ocenia Suski. Według niego fiakrom pomagają lokalne organizacje, społeczności i samorząd. - Górale są bardzo zżyci, oni sobie pomagają. Nawet moi koledzy posłowie z tamtych terenów prosili mnie, żebyśmy odpuścili, żebyśmy dali sobie spokój - mówi.

"Opinia publiczna to obserwuje"

Prezes Stowarzyszenia Przewoźników do Morskiego Oka odmówił spotkania przed kamerą tłumacząc się brakiem czasu. O transporcie konnym do Morskiego Oka i nieprawidłowościach podczas badań koni chcieliśmy porozmawiać z ministrem środowiska, który nadzoruje działalność parków narodowych. Przez kilka dni bezskutecznie próbowaliśmy umówić się na wywiad.

- Mamy wrażenie, że walimy głową w mur, ale to wszystko nie dzieje się w próżni. Opinia publiczna to obserwuje - mówi Cezary Wyszyński i opisuje sytuację, kiedy jego organizacja opublikowała zdjęcie kolejki turystów, którzy czekali na przewóz do Morskiego Oka. Reakcja ludzi w internecie go zaskoczyła. - Większość osób była tym oburzona - wspomina.

W programie wykorzystano nagrania filmowe Międzynarodowego Ruchu na Rzecz Zwierząt Viva! oraz z archiwum prywatnego Iwony Nowaczyk.

podziel się:

Pozostałe wiadomości