„Cudzoziemiec jest dziadem”. Imigranci mają kłopoty przez urzędniczą opieszałość

TVN UWAGA! 306276
Gubienie dokumentów, opieszałość urzędnicza oraz brak przejrzystych informacji przekazywanych imigrantom. Administracja publiczna nie radzi sobie z obsługą lawinowo rosnącej liczby cudzoziemców przyjeżdżających do Polski. Najwięcej decyzji odmawiających pobytu w Polsce wydaje wojewoda mazowiecki.

Jelena Stana pochodzi z Łotwy. W Polsce mieszka od 14 roku życia. Tu kształciła się, wyszła za mąż za Polaka, założyła rodzinę. Jej problemy życiowe zaczęły się z chwilą rozwodu. Odmówiono jej pobytu w Polsce.

- Nagle stałam się osobą niemile widzianą. 8 czerwca 2018 roku złożyłam dokumenty z wnioskiem o przedłużenie karty czasowego pobytu. W marcu została wydana negatywna decyzja. Wynikało z niej, że zgubili połowę złożonych przeze mnie dokumentów. Urzędniczka stwierdziła, że odmawia się mi pobytu i karty ze względu na to, że nie udokumentowałam, że posiadam pracę i ubezpieczenie zdrowotne. Choć sama powiedziała, że te dokumenty były w ich posiadaniu – irytuje się pani Stana.

Groźba deportacji

Czingishan Solatbiev jest uchodźcą wojennym. Pochodzi z Dagestanu. Sytuacja polityczna zmusiła go wyjazdu z kraju. W Dagestanie zostawił rodzinę i dom. Po półtorarocznym oczekiwaniu, otrzymał odmowę czasowego pobytu w Polsce. Ta decyzja jest jednoznaczna z brakiem możliwości pracy i pomocy socjalnej.

- Podczas pierwszej i drugiej wojny z Rosją pomagałem bojownikom, stąd moje problemy. Mam w Dagestanie dwa domy, gdybym nie miał problemów byłbym w domu. Jestem chory, nie pracuję, mogą mi nie dać karty pobytu. Złożyłem wszystkie dokumenty i po pół roku urząd powinien dać mi odpowiedź. A moja sprawa trwała rok i pięć miesięcy. Nie mam aktualnej karty pobytu, nie mam tutaj niczego – ubolewa Solatbiev.

Decyzję odmawiającą pobytu w Polsce, otrzymała także bohaterka jednego z reportaży Uwagi!, obywatelka Chin, Yuan Hemei. Powodem był brak pracy. Jednocześnie kobieta jest w trakcie rozwodu z Polakiem, który od dawna uniemożliwia jej widywanie się z dziećmi.

- Dzisiaj jest niedziela. Czas mojego spotkania z córką Ewą, synem Adamem. Powinnam być szczęśliwa, a czuję się bardzo źle, jestem smutna, ponieważ znów nie widziałam dzieci. Jestem bardzo smutna – mówiła Yuan Hemei podczas nagrywania pierwszego reportażu.

Deportacja, oznaczałaby dla Yuan, całkowitą utratę kontaktów z dziećmi. W jej problemach wspiera ją sinolog Marcin Łochowski.

- Ona jest bardzo przygnębiona, to trwa już trzeci rok. W tej chwili nie może pracować, ponieważ wygasła jej karta pobytu, na której jest napisane – dostęp do rynku pracy. Nie ma w tej chwili prawa podejmować legalnie pracy – mówi Marcin Łochowski.

- Czynnika ludzkiego, humanitarnego, nie brano w ogóle pod uwagę. Myślę, że na tym etapie nikt się nad tym nie zastanawiał specjalnie. Może nie wynika to ze złej woli, ale z braku czasu i urzędników, którzy mogą odkładnie weryfikować wszystkie dane – ubolewa Łochowski.

Decyzja odmowna dotycząca czasowego pobytu w Polsce, również dla Jeleny oznacza deportację. Jej niepewna sytuacja wiąże się z problemami podjęcia pracy oraz wstrzymaniem świadczeń ze strony Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Odmowa pobytu Jeleny w Polsce odbiła się, więc także na jej dzieciach.

- Ojczyzną moich dzieci jest Polska, one nie znają Łotwy. Nigdy tam nie były. W ogóle też nie znają języka rosyjskiego. Nie wyobrażam sobie z nimi wyjazdu na Łotwę – mówi Jelena Stana i wylicza: Straciłam pracę, bo mając trójkę dzieci, z samych alimentów, czy zasiłków ciężko się utrzymać. Tym bardziej, że MOPS w Płocku wstrzymał mi 500+ i 300+ twierdząc, że jak nie mam ważnej karty pobytu to nic mi nie przysługuje. Mam same alimenty. Mam zamieszkać pod mostem?

Najgorzej na Mazowszu

Wszystkie opisywane decyzje odmawiające pobytu w Polsce, wydał wojewoda mazowiecki. Jak to możliwe, że urzędzie państwowym giną dokumenty? Czy komuś na tym zależy? O sprawie opowiedziała nam była pracownica urzędu.

- Odmowy wynikają z przewlekłości pracy urzędu, z tak zwanych przeterminowanych dokumentów. Kiedy postępowanie administracyjne trwa dwa lata dokument się przeterminowuje. Urząd nie informuje cudzoziemca, że dokument się przeterminował i tylko wydaje decyzję negatywną.

Słowa byłej pracownicy urzędu, potwierdzają pełnomocnicy reprezentujący imigrantów.

- Mamy taką sytuację, że wszystkie dokumenty są przedkładane. Jest też potwierdzenie ich przedłożenia. A następnie dostajemy decyzję wojewody, że odmawia i powołuje się na brak dokumentu w aktach. Nie chce mi się wierzyć, że w tak wielu sprawach, jakie prowadzimy miało miejsce przypadkowe zaginięcie – mówi adwokat Marta Kozielska.

Brak sprawnej i rzetelnej obsługi pobytu cudzoziemców w Polsce potwierdziła Najwyższa Izba Kontroli.

- Zwróciliśmy uwagę na bardzo długi czas postępowań. W skrajnym przypadku najdłuższego postępowania trwało ponad trzy lata – mówi Radosław Kujawiński z NIK-u. Daje też inny przykład: Były sprawy, gdzie cudzoziemcy składali komplet dokumentów i można było tę sprawę załatwić. Cudzoziemiec przekładał umowę najmu mieszkania na pół roku, a jak brał to urzędnik to umowa już wygasała. Zawodziła też komunikacja na linii petenta i urzędu.

- Złożyłam skargę na wojewodę mazowieckiego do szefa urzędu ds. cudzoziemców. Odpowiedź dostałam w marcu tego roku. Skarga została uznana za zasadną. Ale nic się nie zmieniło. Postępowania przed wojewodą mazowieckim nadal wyglądają tak samo – mówi Kozielska.

Rzecznicy Mazowieckiego Urzędu do spraw Cudzoziemców oraz Ministerstwa Spraw Wewnętrznych nadzorującego jego pracę, odmówili spotkania przed kamerą. W piśmie do redakcji Uwagi!, zapewniają, że praca urzędników nie budzi większych zastrzeżeń.

- Istnieje jeszcze jeden proceder: Niszczenia dokumentów dostarczonych przez cudzoziemców, w momencie, kiedy została wystawiona negatywna decyzja. Pracownicy są zobojętnieni na cudzoziemców, ginące dokumenty, na wydawanie decyzji odmownych – mówi była urzędniczka.

- W urzędzie można było usłyszeć, że dobrze zarabiająca cudzoziemka jest su... Cudzoziemiec jest dziadem. Dziad to jest Ukrainiec, który przewiózł tutaj dzieci i nie stać go na ich utrzymanie. Takie słowa padały w rozmowach między pracownikami – dodaje.

podziel się:

Pozostałe wiadomości