12-letnia Kinga odebrała sobie życie. „Mówiła, że nie ufa już nikomu z dorosłych”

TVN UWAGA! 347380
O problemach Kingi wiedziała rodzina, szkoła, sąd i inne instytucje. Mimo to 12-latce nie udało się pomóc. Jej czwarta próba samobójcza okazała się skuteczna.

Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. Pod numerem 116 111 dostępny jest całodobowy telefon zaufania dla dzieci i młodzieży.

Ciocia

Kiedy w życiu Kingi wydarzyły się sytuacje, z którymi nie potrafiła sobie poradzić, szukała pomocy u cioci. Ufała jej, od kilku lat miały bardzo dobry kontakt. Dziewczynka spędzała u niej święta i wakacje.

- Z powodu pandemii, Kingi nie było u nas w 2020 roku. Pisała, że u niej wszystko w porządku, że w szkole w miarę dobrze. Kiedy w połowie czerwca, napisała do mnie na komunikatorze, że musi się ze mną porozmawiać, zadzwoniłam do niej. Powiedziała, że chce odpocząć od atmosfery w domu, w którym są awantury i kłótnie. Powiedziała, że nie ma na to siły i spytała, czy może do nas przyjechać – opowiada Małgorzata Warzecha. I dodaje: - Bardzo zaniepokoiło nas to, że ten kontakt był zainicjowany przez nią. Z rozmowy, jaką odbyłyśmy już pierwszego dnia wywnioskowałam, że Kinga była ofiarą molestowania seksualnego. Opowiedziała, że jakiś mieszkaniec tej miejscowości zaciągnął ją do lasku, zaczął rozpinać jej guziczki i rozbierać.

Szczegóły tej rozmowy były wstrząsające.

- Ona mi się tłumaczyła, że wtedy nie miała makijażu, ani krótkiej spódniczki. Próbowałam jej wytłumaczyć, że to nie miało żadnego znaczenia, co ona wtedy miała na sobie, bo on nie miał prawa się do niej zbliżyć i jej dotykać – opowiada Warzecha.

Wniosek do sądu

Następnego dnia pani Małgorzata złożyła na policji zawiadomienie, o możliwości popełnienia przestępstwa, a także wniosek do sądu o zabezpieczenie interesu dziecka. Chodziło o to, by na czas postępowania, dziewczynka została z nimi, ponieważ jak twierdziła, w swoim domu nie znalazła zrozumienia, kiedy odważyła się powiedzieć o molestowaniu.

„Kinga początkowo nie powiedziała matce o zaistniałej sytuacji, bo przewidywała, jak się potem okazało słusznie, że nikt w domu nie stanie po jej stronie. Poinformowała o tym wychowawczynię w szkole, a ta psychologa szkolnego i dyrektora, który nadał sprawie bieg”, pisała we wniosku do sądu ciocia Kingi.

„Kiedy matka dziewczynki dowiedziała się o sprawie, zgodnie z przewidywaniami dziewczynki, nie stanęła po jej stronie. Obydwoje z partnerem uważają, że Kinga kłamie i nie wiadomo z jakiego powodu chce wrobić niewinnego człowieka”, czytamy dalej we wniosku.

- Absolutnie nie było tam żadnej reakcji wspierającej dziecko. Były same negacje. Mówili jej, wprost, że kłamie – mówi Robert Warzecha, wujek Kingi.

Kim jest człowiek, którego 12-latka wskazała jako swojego oprawcę?

- Z tego, co opowiada ten mężczyzna przychodził do nich do domu – wskazuje wujek Kingi.

- Już po tym co się stało, ten mężczyzna był częstym gościem matki Kingi i jej partnera – mówi pani Małgorzata. I dodaje: - Kinga wspomniała, że ten mężczyzna groził jej. Według jej słów proponował jej także pieniądze za odwołanie zeznań.

Ojczym też molestował?

W kolejnych rozmowach, Kinga wyjawiała, że matka i jej partner wyzywają ją, używając najgorszych przekleństw i wulgaryzmów. Według relacji dziewczynki miała być ona także szarpana i popychana przez dorosłych.

- W czasie jednej z rozmów Kinga wyjawiła, że partner jej matki dotykał ją, pytał czy wie co to orgazm. Był wtedy pod wpływem alkoholu. Dotykając jej piersi i pośladków miał mówić, że „mężczyznom zależy na twoich cyckach i tyłku” – opowiada pani Małgorzata.

O tym, że dziewczynka mogła być molestowana, a w domu może dochodzić do przemocy pani Małgorzata poinformowała powiatowe centrum pomocy rodzinie, policję i sąd w Środzie Śląskiej, czyli w miejscowości, w której mieszka i gdzie wówczas przebywała Kinga.

Pani Małgorzata liczyła na szybką i zdecydowaną reakcję. Po kilku dniach sąd zdecydował, że jednak nie będzie zajmował się sprawą, bo dziecko na co dzień mieszka gdzie indziej. Odesłał wniosek do Dąbrowy Tarnowskiej, a Kinga musiała wrócić do domu.

- Byliśmy załamani tym, że po tym wszystkim musieliśmy odwieźć dziecko do domu. Jak to? Wysyłać dziecko pod dach człowieka, który jest domniemanym sprawcą? Nie wierzę, że 12-letnie dziecko potrafi całą sytuację wymyśleć i ją zmanipulować. Kinga zawsze była z nami szczera, nie było w niej fałszu więc nie było powodów, żeby jej nie wierzyć – podkreśla Robert Warzecha.

Pogorszenie

Mijały miesiące, a stan Kingi się pogarszał. Dwa miesiące po złożeniu wniosku, sąd w Dąbrowie Tarnowskiej podjął decyzję, że dziewczynka ma zostać w domu i tam czekać na rozpatrzenie drugiego wniosku o ustanowienie pani Małgorzaty i jej męża rodziną zastępczą. W tym czasie 12-latka w SMS-ach do cioci wołała o pomoc.

„Mam dość tego i nie będę dalej się pierniczyć z tym wszystkim. Straciłam nadzieję, że będzie lepiej i to, że ktoś próbuje mnie przekonać, że będzie. I tak wiem, że nie będzie”, pisała do ciotki.

Dziewczynka zgłaszała myśli i zamiary samobójcze. Dyrektor szkoły trzy razy wzywał karetkę. Kinga trafiała do szpitala. Nie wiadomo, jaka była diagnoza i jak przebiegło leczenie dziewczynki, ale z pewnością nie odczuwała poprawy.

- Próbowałam namawiać ją, żeby brała leki, ale ona urywała te rozmowy. W pewnym momencie przestała szukać pomocy. Mówiła, że nie ufa już nikomu z dorosłych i przestała szukać pomocy, bo jej zdaniem nie miała się do kogo zwrócić i komu zaufać – opowiada pani Małgorzata.

Kinga odebrała sobie życie 29 grudnia.

- Mam nadzieję, że zaczniemy słuchać dzieci i dawać wiarę ich słowom. Może wydawało się wszystkim, że mamy dużo czasu, ale ona tego czasu już nie miała – kończy pani Małgorzata.

podziel się:

Pozostałe wiadomości