Szpital w Lubiążu słynął z tego, że dla przestępców zawsze znalazło się łóżko na oddziale. Lekarze za łapówki nie tylko fałszowali ich kartoteki i wymyślali fikcyjne choroby. Wszyscy byli także biegłymi sądowymi z wieloletnim stażem, więc przestępcy mogli liczyć na korzystne opinie sądowe. O podobnych praktykach wiedział cały szpital. Panowała jednak zmowa milczenia. - Musiałyśmy robić, co nam kazali lekarze: wypełniałyśmy fikcyjne kartoteki osób, których w ogóle nie było na oddziale – mówi Anna, pielęgniarka z Lubiąża. – Każdy się bał utraty pracy: szpital to jedyny duży zakład pracy w okolicy. Rzekomi chorzy przestępcy wcale nie kryli się z tym, że w szpitalu ukrywają się przed wymiarem sprawiedliwości. Przyjeżdżali do szpitala tylko od czasu do czasu, ich samochody rozpoznawali wszyscy pracownicy. Lubiąski szpital był rajem dla bandytów aż do ubiegłego roku. Policja zorganizowała prowokację. Rzekomy przestępca za łapówkę załatwił miejsce na oddziale i fałszywą opinię dla sądu. Wtedy wkroczyli policjanci. Aresztowano dziewięciu psychiatrów – w większości ordynatorów oddziałów. - Lekarze wystawiali fałszywe zaświadczenia i zwolnienia, prowadzili fałszywe karty choroby, przyjmowali do szpitala osoby, które nie powinny do niego trafić, wystawiali im dokumentację poszpitalną – mówi komisarz Dariusz Boratyn z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. – Wszystko po to, by te osoby mogły uniknąć kary pozbawienia wolności bądź nie uczestniczyć w procesach. Oskarżeni lekarze zostali natychmiast zwolnieni. Dyrekcja szpitala zapowiedziała wielkie oczyszczenie placówki. Na miejsce zwolnionych zatrudniono nowych psychiatrów. Wtedy okazało się, że jednym z nich jest lekarz, którego wcześniej oskarżano o identyczne praktyki, co zwolnionych z Lubiąża psychiatrów. Oddziałem doktora Jerzego K. w szpitalu w Ciborzu UWAGA! zajmowała się rok temu. - Na izby przyjęć zgłaszali się ludzie, którzy wcale nie ukrywali, że chodzi im o to, żeby się ukryć przed prokuraturą czy policją – mówił wtedy reporterowi UWAGI! pracownik szpitala. – Już samo ich zachowanie wskazywało na to, że nie są chorzy. Wystarczyło, że powiedzieli, że mają myśli samobójcze i automatycznie dostawali się na oddział, który nazywano „żółtym azylem”. Schronienie w „żółtym azylu” Jerzego K. znaleźli między innymi: Józef Ł. oskarżony o udział w gangu, Zbigniew S., który ma na koncie zabójstwo, Stanisław J. oskarżony o wielomilionowe przestępstwa gospodarcze czy Tomasz Z., dealer narkotyków. Nasz reportaż sprzed roku o Jerzym K. pokazaliśmy dyrektorowi, który zatrudnił go w szpitalu w Lubiążu. Był zszokowany. Przyznał jednak, że mimo niedawnej afery we własnym szpitalu, nie sprawdził, czy na nowo zatrudnionych lekarzach nie ciążą podobne zarzuty. - Nie ma takiej możliwości, by sprawdzać osoby przed przyjęciem ich do pracy – mówi Jacek Kacalak, dyrektor szpitala psychiatrycznego w Lubiążu.---strona--- Innego zdania są pracownicy szpitala: według nich zwolnieni za współpracę z przestępcami lekarze mówili dyrektorowi o tym, kim jest dr Jerzy K. Jacek Kacalak uznał jednak, że przemawia przez nich zawiść. Po naszej interwencji i zapowiedzi dyrektora, że nie wyobraża sobie dalszej współpracy z Jerzym K., ordynator sam złożył wypowiedzenie z pracy. W Lubiążu będzie pracował jeszcze tylko do końca listopada.