Anna N. pracowała w placówce partnerskiej jednego z dużych banków. Przez sześć lat miała dopuszczać się wyłudzeń kredytów na dane swoich klientów, którzy nie mieli o tym pojęcia.
- Annę N. poznałam 9 lat temu. Była to miła i sympatyczna pani. Można powiedzieć, że sprawiała wrażenie super kobiety – wspomina Agnieszka Łochowicz.
Pani Agnieszka od dziecka mieszka w tym samym, dziś już bardzo starym domu. Budynek wymagał naprawy dachu, więc kobieta skorzystała z pomocy pracownicy placówki bankowej.
- Któregoś razu poszłam i zapytałam o kredyt. Powiedziała, że nie ma sprawy. Że mam poczekać, a ona wszystko posprawdza. Że mogę później przyjść i wziąć kredyt. I tak to się zaczęło – opowiada kobieta.
Pani Agnieszka żyje z zasiłków. Wzięła tylko jeden kredyt, upewniając się, że będzie ją stać na jego spłatę. Jak się jednak okazało, na jej dane Anna N. miała zaciągnąć więcej pożyczek.
- Powiedziała, że mam się nie denerwować. Że mój kredyt jest tylko jeden, a tymi dwoma kredytami mam się nie przejmować, tak jakby nie istniały – opowiada Łochowicz. I dodaje: - Weszłam w aplikację bankową, a tam 91 tys. zł kredytu. Jak to zobaczyłam, to myślałam, że zejdę na zawał.
Kobieta chciała wyjaśnić sprawę w placówce banku.
- Od jednej z pracownic usłyszałam, że [w dokumentach kredytowych – red.] napisane jest, że mam zaświadczenie o pracy w szkole w Szubinie – mówi pani Agnieszka. I dodaje: - Jak mogę pracować, jak praktycznie nigdy nie pracowałam, zawsze wychowywałam dzieci i zajmowałam się domem.
Poszkodowanych jest więcej osób
Anna N. miała sfałszować zaświadczenie o zatrudnieniu pani Agnieszki. Dziś już wiadomo, że ofiar nieuczciwego procederu jest znacznie więcej.
- Naciągnęła nas na kredyty na 200 tys. zł – mówi Barbara Knap.
Anna N. miała zaciągnąć kredyty na całą rodzinę pani Barbary. Pożyczki miała wziąć na nią, jej męża i niepełnosprawnego syna, który wskutek wypadku od kilku lat jeździ na wózku, o czym N. wiedziała.
- Jest ciężko, nie idzie spać, nie idzie jeść. Nie da się normalnie żyć, bo siedzi to z tyłu głowy – przyznaje pani Barbara.
Kolejna bohaterka naszego reportażu – pani Wiesława, nigdy żadnego kredytu nie wzięła. Anna N. prowadziła po prostu jej rachunek w banku.
- Zostałam powiadomiona, że mam 6 kredytów na łączną kwotę 137 tys. zł – mówi Wiesława Zmudzińska. I dodaje: - Jak można okraść człowieka? Gdzie jest kierownik banku? Gdzie dyrekcja banku? Gdzie sprawdzanie podpisów?
Anna N. miała podrobić podpis pani Wiesławy na umowach kredytowych. Obecnie N. przebywa w areszcie.
- Prokurator przedstawił Annie N. zarzut związany z wyłudzeniem środków pieniężnych w 37 przypadkach. Oszacowana do tej pory kwota objęta przedmiotem wyłudzeń może sięgać 1,8 mln zł – mówi Agnieszka Adamska-Okońska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy.
Bank zgodził się zawiesić spłatę rat tym klientom, którzy podpisali oświadczenia, że zobowiązują się do spłaty kredytów, jeśli sąd nie wykaże, że doszło do przestępstwa.
„Oświadczam brak jakichkolwiek roszczeń” – taki zapis pojawił się w jednym z dokumentów przedłożonych przez bank.
- Musiałam podpisać takie oświadczenia, to jest na nas wymuszone. Jeśli tego nie podpiszę, to przyznaję, że te kredyty są moje, pomimo to, że nie są to moje podpisy na umowach – zwraca uwagę Wiesława Zmudzińska.
Jak sprawę komentuje bank?
Przedstawiciel banku, w którego partnerskiej spółce pracowała Anna N., zgodził się z nami spotkać.
- W tej sprawie decydującym aspektem były relacje osobiste z klientami. Nie otrzymywaliśmy żadnych zawiadomień czy reklamacji klientów – tłumaczy mecenas Kamil Biedroń.
- Mamy status pokrzywdzonego, tak jak nasi klienci – zaznacza mec. Kamil Biedroń. I dodaje: - Oczywiście bank zawsze będzie ponosił odpowiedzialność za działania przestępcze pracowników, w tym przypadku byłych pracowników. Jeśli ktoś pracuje w banku przez wiele lat, zna te procedury, to pewnie znajdzie też sposób, żeby przez pewien okres obchodzić procedury bezpieczeństwa.
- Będziemy udzielać wsparcia tym klientom, którzy zostali pokrzywdzeni w tym procederze – deklaruje przedstawiciel banku.
Inny przypadek, ta sama miejscowość
Kredyty na dane klientów miała wyłudzać też inna mieszkanka tej miejscowości, Kinga Sz. Z tą różnicą, że nie była zatrudniona przez bank, tylko prowadziła niezależną działalność pośrednictwa kredytowego.
Czy kobiety znały się? Czy mogły ze sobą współpracować? Nie wiemy, może być to zbieg okoliczności.
- Tata wziął na nas 20 tys. kredytu i po roku ona napisała, żebyśmy dali waloryzację. Że spadnie nam rata kredytowa i po danych waloryzacji zaciągnęła kolejne, tym razem 75 tys. zł, bez naszej wiedzy – mówi Paulina Staniszewska.
- Myślałem, że dostanę zawału, do spłaty było już 86 tys. zł, chyba już z odsetkami – mówi Aleksander Różniakowski.
Według poszkodowanych, Kinga Sz. lubi wystawne życie. W mediach społecznościowych pokazuje luksusowy samochód, drogie torebki i egzotyczne wakacje.
Kobieta w swoim procederze miała wykorzystać nawet swojego męża. Udało jej się to, mimo że mężczyzna jest policjantem.
- Jak patrzę na to z perspektywy czasu, jak człowiek zdał sobie sprawę, z tego, że całe jego życie to jest fikcja, to idzie się załamać - przyznaje.
- Na jaw wyszło to mniej więcej rok temu, kiedy zaczęli się do mnie odzywać znajomi czy Kinga mogła ich oszukać. I tak połączyłem kropki – dodaje mężczyzna.
Kinga Sz. miała oszukać też swoją kuzynkę.
- I to na niemałe pieniądze. Około 140 tys. zł.
Jak mężczyzna mógł nic nie zauważyć?
- Kinga jest bardzo mądrą osobą i potrafi zmanipulować człowieka. Mocno grała na uczuciach - tłumaczy.
Zarzuty dla Kingi Sz.
- Kinga Sz. ma zarzut doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem jednego z dość dużych banków. Po przedstawieniu Kindze Sz. tego zarzutu przyznała się do jego popełnienia i złożyła dość obszerne wyjaśnienia – mówi prokurator Agnieszka Adamska-Okońska.
Żeby świadczyć usługi pośrednictwa kredytu konsumenckiego, trzeba spełnić dwa warunki – przedstawić zaświadczenie o niekaralności i złożyć wniosek o wpis do Rejestru Kredytu Konsumenckiego Komisji Nadzoru Finansowego.
Tymczasem Kinga Sz., pomimo prawomocnych wyroków sprzed roku za oszustwa i podrabianie dokumentów, kiedy nagrywaliśmy reportaż wciąż istniała w rejestrze. Jak to możliwe, że Komisja Nadzoru Finansowego nie wykreśliła Kingi Sz. z oficjalnego rejestru?
- Mówimy o krótkim odcinku w czasie – zarejestrowania się w rejestrze. I tak naprawdę potem uprawnienia Komisji Nadzoru Finansowego nad tymi osobami się kończą. Nie mamy takich narzędzi, żeby potem w jakiś sposób te osoby na dalszym etapie weryfikować – mówi Jacek Barszczewski, rzecznik KNF.
Odcinek 7318 i inne reportaże Uwagi! można oglądać także w serwisie vod.pl oraz na player.pl
Autor: wg
Reporter: Anna Mierzejewska