Marek Haslik jest oskarżony o "sprawstwo kierownicze". Według prokuratury jego porady doprowadziły do śmierci dziewczynki. Odpowie też za świadczenie usług medycznych bez uprawnień i pobieranie za nie honorariów. Rodzice Magdy, Joanna i Michał P., którzy za poradą znachora głodzili dziewczynkę, usłyszeli zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka oraz znęcania się nad nim ze szczególnym okrucieństwem. Według biegłych rodzice mieli ograniczoną zdolność rozpoznania swojego postępowania. Zarówno Marek Haslik jak i Joanna i Michał P. nie przyznają się do winy.
W chwili śmierci dziecko ważyło zaledwie 3,6 kg.
Półroczna Magda zmarła w połowie kwietnia zeszłego roku. Przyczyną śmierci było zaniedbanie i niedożywienie. Dziennikarze Uwagi! dotarli do aktu oskarżenia. Czytamy w nim, że w pierwszych tygodniach życia stan dziewczynki był bardzo dobry. Wkrótce okazało się jednak, że dziewczynka ma skazę białkową i wysypkę. Rodzice dziecka zrezygnowali wtedy z opieki lekarskiej i zerwali kontakty z pielęgniarką środowiskową. Postanowili skorzystać z pomocy Marka Haslika. Zeznali, że jako osoby głęboko wierzące wierzyli w jego nadprzyrodzone umiejętności i w to, że ma dar leczenia pochodzący od Boga. Znachor zalecił podawanie dziecku kaszy manny z wodą lub nieprzegotowanym mlekiem kozim oraz kąpiele dziewczynki w wywarze z rumianku i siana. Zamiast pieluch miała podkładane siano. Znachor zakazał im też kontaktowania się z lekarzami i z rodziną. Gdy stan dziecka pogarszał się twierdził, że związane jest to z oczyszczaniem się organizmu. W noc poprzedzającą śmierć dziewczynki rodzice kilka razy dzwonili do uzdrowiciela. Powiedział im, że przesyła im dobrą energię i zaleca modlitwę. Zawieźli jednak dziecko do niego do domu - tam dziewczynka zmarła. Znachor powiedział że „Bóg tak chciał”, kazał zabrać ciało Magdy a jej rodzicom zabronił mówienia policji o tym, że opiekował się ich córką. W chwili śmierci dziewczynka ważyła zaledwie 3.6 kg - powinna była ważyć dwa razy więcej.
Po śmierci Magdy jej rodzice zostali tymczasowo aresztowani na kilka miesięcy. Początkowo bronili Marka Haslika. Twierdzili, że narodziny swojego pierwszego dziecka zawdzięczają właśnie jemu. Michał P. zeznał, że uzdrowiciel jest dla niego duchowym ojcem. Dopiero po dłuższym czasie dotarło do nich, że znachor ich oszukiwał. Wmówił im także, że jeśli go "zdradzą" to potrafi im zrobić krzywdę na odległość. Joanna i Michał P. do końca wierzyli, że zalecenia znachora będą skuteczne, a ich córka wyzdrowieje. Twierdzili, że starali się jak najlepiej opiekować Magdą. W rozpoczętym dziś procesie reprezentuje ich kancelaria adwokacka Janusza Kaczmarka, byłego ministra spraw wewnętrznych i administracji oraz byłego prokuratora krajowego.
Bóg dał mu magiczny proszek
Marek Haslik odpowie również za bezprawne - zdaniem prokuratury - udzielanie porad medycznych innym osobom. W domu znachora odwiedzały dziesiątki chorych, którzy potem ściśle stosowali się do jego najdziwniejszych wskazówek. Uzdrowiciel twierdził, że Bóg dał mu magiczny proszek, dzięki któremu może leczyć ludzi. Kazał jeść suche skórki od chleba, a modlitwami przekazywał energię. Twierdził też, że potrafi leczyć na odległość.
Marek Haslik przebywał w areszcie od 16 maja ubiegłego roku. W listopadzie Sąd Rejonowy w Nowym Sączu ze względów zdrowotnych nie przedłużył mu aresztu tymczasowego, o co wnioskowała prokuratura. Znachor został wypuszczony na wolność z uwagi na problemy z sercem i koniecznością leczenia w szpitalu. Rodzice Magdy zostali aresztowani w kwietniu zeszłego roku i skierowani na na obserwację psychiatryczną - w połowie grudnia zostali zwolnieni z aresztu.
Reportaże o tej sprawie można obejrzeć: