Trzylatek czekał na wynik testu. Na jego rodzinę wylała się fala hejtu

TVN UWAGA! 5062051
TVN UWAGA! 318771
Zraniony piłą chłopiec trafił do szpitala, gdzie po interwencji chirurga został odesłany na oddział zakaźny. Ze względu na objawy, został przebadany pod kątem obecności koronawirusa. Mimo iż początkowo wynik testu nie był jednoznaczny, jeden z lekarzy w internecie ogłosił, że dziecko jest zakażone.

Zranione dziecko

Chłopiec był z babcią w lesie, gdzie cięto drzewo, tam piła uderzyła go w twarz. Chłopca przetransportowano helikopterem do Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze.

- Na izbę przyjęć weszła wnuczka. Musiałam zostać na ulicy, bo mnie nie wpuścili. Wnuczka z synem zostali na noc na oddziale. Na drugi dzień po południu pojechałam od szpitala, żeby wnuczkę zmienić w opiece nad Natanem – opowiada Maria Jóźwiak-Lipska, prababcia.

Natan był w szpitalu trzy dni. Podczas wypisu lekarze zauważyli, że dziecko pokasłuje i ma stan podgorączkowy. Dopiero wtedy prababcia wyznała, że mama chłopca kilka dni temu pracowała w Niemczech. Pojawiły się przypuszczenia, że chłopiec może być zakażony koronawirusem.

- Lekarz dając mi wypis, powiedział, że musimy iść na oddział zakaźny i przebadać dziecko. Nie wytłumaczył mi, dlaczego. Natan jeszcze przed wypadkiem miał podwyższoną temperaturę, pokasływał – przyznaje prababcia chłopca.

Chłopcu pobrano wymaz i wysłano do badań.

- Chłopiec, tak jak wszyscy miał wykonany test podwójnie. Pierwszy wyszedł wątpliwy, drugi ujemny. Nie można było jednoznacznie określić, czy jest ujemny, czy dodatni. W takich sytuacjach pacjenta bada się ponownie – mówi lek. med. Dorota Konaszczuk z Lubuskiego Państwowego Inspektoratu Sanitarnego w Gorzowie Wlkp.

Zobacz też: Czy Polska jest przygotowana na falę zachorowań?

Post w internecie

Do czasu uzyskania wyniku kolejnego testu w szpitalu wprowadzono kwarantannę. Natan ze swoją prababcią mieli zostać odizolowani od otoczenia. Na powtórny wynik testu nie czekał jeden z lekarzy, pracujących w zielonogórskim szpitalu. Opublikował na swoim prywatnym profilu w mediach społecznościowych komunikat: Chłopiec jest zakażony. Tę informację podchwyciły media. Pojawiły się komentarze. Na rodzinę trzylatka posypały się bluzgi i obelgi.

- To było straszne. Zostałam zmieszana z błotem, wyzywana. Ludzie nie mają hamulców. Nie mogę się uspokoić do dziś – przyznaje pani Maria, prababcia chłopca.

Idiotka, debilka, kompletna kretynka, głupie babsko, takie komentarze pojawiły się w sieci.

Zobacz też: Naukowcy stworzyli sensor, pomocny przy wykrywaniu koronawirusa>

Informacje o zakażeniu chłopca nie potwierdziły się. Wyniki próbek wskazały, że malec jest zdrowy, ale niesprawdzona informacja, podana do mediów, obiła się mocno na życiu rodziny.

- Mój siostrzeniec ucierpiał na całej sytuacji, bo pojechał do pracy, z której został odesłany. Usłyszał, że ma wyjechać, bo w jego rodzinie jest koronawirus – powiada pani Maria.

Rodzina prawdopodobnie uniknęłaby niedopuszczalnego hejtu, gdyby matka w czasie przyjęcia jej syna do szpitala poinformowała, że pracowała w Niemczech. Kobieta zataiła tę informację przed lekarzem.

- Nie powiedziałam o moim wyjeździe za granicę, bo uważałam, że to nie jest ważne. Moja praca tam polegała na roznoszeniu ulotek. Jeździliśmy po wioskach, bardzo blisko granicy, większość była wyludniona – tłumaczy Małgorzata Lipska, matka Natana.

- Pozostaje mi tylko przeprosić. Ta informacja wyszła od jednego z naszych lekarzy, na jego koncie w portalu społecznościowym, on sam przeprosił. Pragnę podkreślić, że przekazanie takiej informacji nie spowodowałby tego, że nasz szpital nie udzieliłby pomocy temu dziecku – mówi lek. med. Dorota Konaszczuk.

- Dobrze, że zrobili ten test i sytuacja się wyjaśniła, ale ile ja musiałam przejść? Ile ludzie mi krzywdy wyrządzili! – kończy Jóźwiak–Lipska.

podziel się:

Pozostałe wiadomości