Doszło do niej w Pyskowicach (śląskie). Zmasakrowane ciało 76-letniego pana Józefa znalazła w niedzielę rano rodzina. Przestępcy ukradli z mieszkania biżuterię wartą trzy tysiące złotych. Kradzież prawdopodobnie zaplanowali, bo sąsiedzi już kilka dni przed morderstwem widzieli dwóch chłopców obserwujących kamienicę. Jednym z nich był 17-letni Adrian. Sąsiedzi zamordowanego znali go, bo był wychowankiem domu dziecka, prowadzonego przez córkę pana Józefa. Adrian W. był trudnym wychowankiem, miał też problemy w gimnazjum. - Jakaś wybita szyba, jakieś szturchania z innymi – mówi Mariusz Podbrożny, dyrektor gimnazjum im. Ireny Sendler w Toszku. – Przyznawał się do tego, wyciągał z tego wnioski, i po dwóch, trzech dniach było to samo. Adrian w rodzinnym domu dziecka nie czuł się dobrze. Swojej przyjaciółce często żalił się na opiekunów. W ubiegłym roku przeprowadził się z rodzinnego domu dziecka do usamodzielniającej placówki - mieszkania rodzinkowego. - Adrian zawsze mówił, że jak pozna jakąś dziewczynę, którą pokocha, to będą mieli dzieci i będą szczęśliwi – mówi przyjaciółka Adriana W. – Potrzebował miłości, ale nikt mu jej nie dawał. W domu rodzinkowym Adrian poznał młodszego o pięć lat Rafała. 12-latek traktował go jak starszego brata. Dyrektor domu, w którym mieszkali Adrian i Rafał mówi, że nic w zachowaniu chłopców nie wskazywało na to, by mogli dopuścić się jakiegoś wykroczenia, nie mówiąc o takiej zbrodni. - Jesteśmy tym zdruzgotani – mówi Aleksander Szendzielorz, dyrektor Placówki Opiekuńczo-Wychowawczej. – Będę teraz bardzo długo się zastanawiał, co mogliśmy zrobić, by do tego nie doszło. O dalszym losie młodszego z chłopców zadecyduje opinia lekarzy psychiatrów. Jeśli chłopiec jest chory, to zostanie w szpitalu. Jeśli nie, to sąd może skierować go do Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapeutycznego. Starszy będzie odpowiadał za zabójstwo z rozbojem. Ponieważ nie ma jeszcze 18 lat, sąd nie może go skazać na dożywocie.