Bohaterki naszego reportażu - Patrycja, Joanna i Michalina chorują na anoreksję.
- Mój lekarz psychiatra, który się mną zajmował, powiedział mi, że jak przychodzi do pracy, to się zastanawia, czy jeszcze jestem, czy już mnie nie ma. Zawsze miałam poczucie, że nie jestem wystarczająco chuda – mówi Patrycja.
- Nie czułam, że robię sobie krzywdę. Nie chciałam jeść, leczyć się. Porównywałam się do szczuplejszych ode mnie koleżanek i chciałam być ja one – tłumaczy Joanna.
- To była walka o przetrwanie. Miałam ze dwa takie momenty, gdy czułam, że to może być koniec – przyznaje Michalina.
Depresja
Michalina miała 15 lat, kiedy zachorowała po raz pierwszy. Doskonale ukrywała chorobę przed mamą. Dopiero pobyt w szpitalu z powodu silnych migren ujawnił, że stan jej zdrowia jest tragiczny, a waga skrajnie niska.
- Jej organizm był totalnie wyniszczony. Córka chodziła w dużych ubraniach, ubierała swetry. Dopiero rozmowa z psychologiem w szpitalu uświadomiła mi, że ona ma depresję, niechęć do życia, myśli samobójcze. Jako matka byłam zszokowana – przyznaje Małgorzata Piotrowska, mama Michaliny.
Michalina choruje od trzech lat, ma za sobą kilka pobytów w szpitalu psychiatrycznym. Niestety, pandemia i lockdown przyniosły kolejny nawrót i kolejne leczenie na oddziale zamkniętym.
- Ludzie słyszą anoreksja i kojarzą z tym, że ciężko nam się je. My w tej chorobie nie możemy jeść. Traktujemy jedzenie jako wroga – wskazuje Michalina.
„Drzewo życia”
Stan Michaliny na oddziale psychiatrycznym nie poprawiał się. Przełom w chorobie nastąpił, gdy trafiła na wielotygodniową terapię do zamkniętego ośrodka fundacji „Drzewo życia”. To wyjątkowe miejsce, w którym osoby w różnym wieku podejmują walkę z anoreksją, bulimią, kompulsywnym zajadaniem i depresją.
Nasza ekipa towarzyszyła dziewczynom podczas turnusu terapeutycznego. Uczestniczyło w nim 12 dziewcząt - najmłodsza ma 12 lat najstarsza 21. Wszystkie cierpiące na zaburzenia odżywiania dziewczęta łączy olbrzymi perfekcjonizm, chcą być najlepsze we wszystkim, nie radzą sobie z najmniejszymi nawet niepowodzeniami. Zajadając się, lub odwrotnie - głodząc się, regulują swoje emocje i napięcia.
- Chciałam być idealna. Idealną córką, uczennicą, koszykarką, żeglarką, tancerką. Udawałam, że jestem taka, że nic mnie nie dotyka. W pewnym momencie po prostu schudłam, zapewne ze stresu. Do tego mniej jadłam, ale nie było to zamierzone – opowiada Patrycja.
- Zaczęło się od wprowadzenia zdrowego odżywiania, od ograniczenia słodyczy i chipsów. Potem bałam się tych rzeczy, tak bardzo, że prawie przestałam jeść – opowiada 12-letnia Joanna.
Wsparcie rodziny
Joannę podczas turnusu odwiedzili rodzice. Terapia rodzinna to bardzo ważny element, bo zaburzenia odżywiania swój początek mają zawsze w domu. Rodzina wspólnie musi zmierzyć się z problemem, uświadomić sobie chorobę dziecka i przygotować na jego powrót do domu.
- Asia nie dawała nam sygnałów, że źle się czuje, albo ma problemy z rówieśnikami, albo jest gruba. Ona to chowała w środku. Nas zgubiło to, że myśleliśmy, że to okres dojrzewania, więc chce się odizolować. Ona nas potrzebowała, a my nie potrafiliśmy do niej dotrzeć – przyznaje Sylwia Kazimierowicz.
- Najgorszy dla mnie był moment zaraz po tym, jak się dowiedzieliśmy, że Asia jest chora. Chodzi o moment trudnej rozmowy z dzieckiem, szukania powodu, dlaczego tak się stało i rozumienie tej choroby, że nie wystarczy nakarmić dziecka i będzie zdrowe, tylko, że tkwi to głębiej. I najpierw trzeba naprawić głowę, a później resztę – dodaje pani Sylwia.
Turnus trwa od 6 do 12 tygodni. Dziewczyny przechodzą terapię indywidualną i grupową. Są pod opieką lekarzy i dietetyka, który uczy je od nowa prawidłowych nawyków żywieniowych. Wspólnie jedzą pięć posiłków dziennie.
Po każdym posiłku dziewczyny mają tak zwaną odsiadkę - to czas, aby organizm spokojnie przetrawił i przyswoił jedzenie. Nie mogą wtedy ćwiczyć, biegać, maszerować, ani wychodzić do toalety.
- Z anoreksją zmagam się od pół roku. Nasilenie trwa od trzech miesięcy. Najbardziej męczy mnie myśl, że nie wyglądam jak inne dziewczyny i jestem najgorsza tu – mówi Laura.
- Jedzenie jest smaczne, więc przez chwilę nie myśli się o tym, ale gorzej jest po zjedzeniu, kiedy uświadamiam sobie, że to uczucie trwało tylko chwilę, a teraz jeszcze bardziej będę nienawidzić tego, jak wyglądam – dodaje Laura.
Dziewczyny na turnusie robią sobie nawzajem m.in. makijaże.
- Poprzez dbanie o siebie, uczą się doceniania samych siebie. Uczą się, że same w sobie stanowią pewną wartość. Ich samoocena jest tak niska, że siebie uważają za nic. Siebie sprowadzają do nicości, natomiast poprzez zrobienie makijażu czy fryzury wydobywamy z nich to, że mogą się sobą zainteresować i dowartościować – tłumaczy Elżbieta Pięta, współzałożycielka fundacji „Drzewo życia”.
Jak się zaczęło?
- Zaczyna się od tego, że chodzimy po sklepie i nie możemy wybrać, co jest OK, a co nie. Wykluczamy coraz więcej produktów. Myślimy na początku, że nie zjemy fast fooda, a po chwili zaczynamy bać się sera, chleba, ziemniaków, kaszy, makaronów. Coraz mniej produktów zostaje nam do zjedzenia – tłumaczy Patrycja.
- To bardzo silne uzależnienie, jak każde inne. Jak alkoholizm, albo nawet gorsze. Anoreksja zabrała mi radość z życia, chęci by z niego korzystać. Straciłam wielu przyjaciół, znajomych i teraz bardzo ciężko odbudować te kontakty. Można powiedzieć, że był czas, że istniałam tylko ja i moja choroba. Nic więcej – podsumowuje Michalina.