Z poszkodowanej stała się oskarżoną. "Próbują mi wmówić coś czego nie zrobiłam"

Pani Elżbieta
Z poszkodowanej stała się oskarżoną. "Próbują mi wmówić coś czego nie zrobiłam"
Pani Elżbieta miała zielone światło, kiedy doszło do zderzenia z autem prowadzonym przez prokuratorkę. Jak to możliwe, że sprawa kolizji została umorzona, a poszkodowana kobieta stała się oskarżoną?

Katowice. Jedno z głównych skrzyżowań w mieście. 4 lata temu, prawidłowo jadący samochód pani Elżbiety zderzył się z czerwonym renault.

- Klakson strasznie wył, piszczał mi w głowie. Wybuchły poduszki i kurtyna. Stanęłam na wiadukcie, myślałam, że spadnę, bo jest tam dość wysoko – opowiada pani Elżbieta.

Na miejsce przyjechały karetka i policja. Jak ustalono, kierująca renault nie zareagowała na sygnalizację świetlną i wjechała na skrzyżowanie na czerwonym świetle. W konsekwencji doszło do zderzenia z prawidłowo jadącą hondą, prowadzoną przez panią Elżbietę.

- Nie patrzyłam nawet czy mam coś złamane, czy leci mi krew. Wyszłam i zobaczyłam roztrzaskane auto i panią, która koło mnie stała. Ta pani rozmawiała przez telefon – mówi pani Elżbieta.

Karetka zabrała kobietę do szpitala

Karetka pogotowia zabrała kobietę do szpitala. Lekarze zdiagnozowali m.in. skręcenie i naderwanie odcinka szyjnego kręgosłupa. Zaopatrzona w kołnierz ortopedyczny i zwolnienie lekarskie, jeszcze tego samego dnia pani Elżbieta wróciła do domu. Jak się później okazało to był początek jej koszmaru.

- Mąż był na miejscu wypadku i powiedział mi, że to prokurator. Ale nic o tym nie myślałam. Auto poszło do kasacji i sprawa dla mnie była zakończona. Był wypadek – zdarza się, całe szczęście, że przeżyłam – mówi pani Elżbieta.

Kiedy nasza rozmówczyni po wypadku próbowała wrócić do normalności, zaczęły przychodzić pisma z prokuratury. Najpierw kierowane do niej jako do poszkodowanej. W końcu to ona miała zielone światło i to w jej samochód na czerwonym świetle, wjechał samochód kierowany przez prokurator. Ale nagle role w śledztwie się odwróciły - sprawę wobec pani prokurator umorzono, a pani Elżbiecie postawiono zarzuty. - To, co tu się dzieje w ogóle nie ma sensu. Nikt nie jest w stanie tego zrozumieć. Myśleliśmy, że to będzie łatwa sprawa. Był wypadek, wiemy kto jest sprawcą, wszystko widać, kto tam był i co się wydarzyło. A potem jak mama zaczęła dostawać listy… - mówią Maciej i Klaudia, syn i narzeczona syna pani Elżbiety.

"Pasy zawsze mam zapięte"

- Oskarżyli mnie, że kłamię, w tym, że miałam zapięte pasy bezpieczeństwa. A ja pasy zawsze mam zapięte, to jest dla mnie rutyna. Siadam, zapinam pasy, odpalam auto i jadę – zapewnia pani Elżbieta.

- Nagle dostałam pismo o umorzeniu sprawy pani prokurator, a drugie to oskarżenie mnie, że kłamię. Te dwa pisma mają nawet takie same daty – dodaje pani Elżbieta.

Fotografia, która pokazuje m.in. fragment fotela samochodowego jest kluczowym dowodem prokuratury. Czy pokazuje, że pani Elżbieta jechała bez pasów? Fotografia powstała tuż przed zezłomowaniem auta. Zrobił ją pracownik firmy ubezpieczeniowej. Między innymi na jej podstawie biegły wydał opinię, choć pasów nigdy nie badał. Stwierdził, że skoro taśma pasa bezpieczeństwa jest w tym miejscu napięta, pasy w chwili wypadku nie były zapięte. O tej opinii rozmawiamy z innym biegłym sądowym.

- Staram się przyjrzeć zdjęciu z jednej i drugiej strony i stwierdzam, że bez oględzin pojazdu, nie ma takiej możliwości, by ktoś mógłby się podpisać, że kierowca jechał bez pasa – ocenia dr Maciej Kulka.

- Biegły powinien rozebrać pas, sprawdzić, czy się zablokował i w którym miejscu. Byłoby wtedy widać, czy ten pas był użyty czy nie. W momencie, kiedy mamy tylko wycinek zdjęcia, tak naprawdę to nie wiemy czy z tego samochodu jest zdjęcie – dodaje biegły sądowy.

- Nie podpisałbym się pod taką opinią i na podstawie tego zdjęcia z nikt z Politechniki Lubelskiej, z kim rozmawiałem, nie wydałby takiej opinii, to po prostu jest nierzetelne – zaznacza dr Maciej Kulka.

Prokuratura miała także inne zdjęcia, przemawiające na korzyść pani Elżbiety, które ta wykonała kilka dni po wypadku. Na jednej z nich widać otarcia i siniaki, które mogły powstać od zapiętego pasa bezpieczeństwa. Fotografię prokuratura uznała jednak za niewiarygodną.

- Zrobiłam zdjęcie, gdzie są obrażenia po pasie. Jest zasinienie i rysa od pasa. I nagle dowiaduje się, że to nie jest pasa tylko od łańcuszka, który miałam na szyi, a na zdjęciu nawet nie jestem do końca do siebie podobna – oburza się pani Elżbieta.

Sprawa w sądzie

Sprawa toczy się od czterech lat. Choć śledztwo wobec prokurator umorzono, proces pani Elżbiety wciąż trwa. Ona nadal zmaga się ze skutkami wypadku - korzysta z rehabilitacji i jogi, by łagodzić ból kręgosłupa i stres.

- Widać po mamie, że jest tym zmęczona. Przed sprawami nie śpi, potem przesypia cały dzień. Nawet jak przychodzi list, to nie otwiera go od razu, żeby zebrać siłę co tam znowu będzie. Jak coś takiego się wydarzyło, to wszystko chyba mogą tam opowiedzieć – mówi syn pani Elżbiety.

Kobieta, która na czerwonym świetle wjechała w panią Elżbietę, pracuje w Prokuraturze Okręgowej w Opolu. Poprosiliśmy ją o komentarz - odmówiła. Nie poniosła żadnej odpowiedzialności karnej, a sąd dyscyplinarny uniewinnił ją w lutym tego roku, stwierdzając, że nie doszło do uchybiania godności urzędu. Postanowienie jest nieprawomocne, zaskarżył je rzecznik odpowiedzialności zawodowej.

- Jak przyjeżdżam po rozprawie do domu, to jestem psychicznie umęczona. Jest mi naprawdę ciężko – przyznaje pani Elżbieta.

Ta sama opinia biegłych, która jest podstawą aktu oskarżenia pani Elżbiety, była również podstawą do umorzenia śledztwa wobec pani prokurator. Biegły uznał bowiem, że obrażenia pani Elżbiety trwały krócej niż 7 dni, a więc - nie doszło do przestępstwa. Autorkę zarówno postanowienia o umorzeniu, jak i aktu oskarżenia spotykamy w sądzie. 

- Były podstawy do umorzenia – usłyszeliśmy.

Na rozprawy pani Elżbieta jeździ z Katowic do oddalonego o kilkaset kilometrów Konina, żeby zdążyć wstaje o 4 rano, choć przed sprawą i tak najczęściej nie może zasnąć. Wyrok w sprawie ma zapaść za dwa tygodnie.

„Całość materiału dowodowego, zebrana zarówno w postępowaniu przygotowawczym, jak i sądowym jednoznacznie wskazuje, że oskarżona dopuściła się zarzucanych jej przestępstw, to jest złożenia fałszywych zeznań w zakresie obrażeń jakich miała doznać w wyniku zapiętych pasów bezpieczeństwa. Wnoszę o uznanie oskarżonej winnej wszystkich zarzucanych jej przestępstw i wymierzenie kary łącznej 11 miesięcy pozbawienia wolności oraz orzeczenie kary grzywny w wymiarze 150 stawek dziennych po 30 zł każda, a także obciążenie oskarżonej kosztami postępowania i opłatą”, usłyszała na sali sądowej pani Elżbieta.

- Mam poczucie absurdu. Te wszystkie zarzuty, które są mi przedstawiane, to mam wrażenie, że nie dotyczą mnie – mówi pani Elżbieta.

Gdyby opinia biegłych była inna, prokurator, która wjechała w panią Elżbietę, mogłaby zostać zawieszona w czynnościach lub nawet stracić funkcję. Biegli twierdzą, że obrażenia pani Elżbiety, to wynik jazdy bez pasów i mogła ich uniknąć, gdyby pas zapięła. A ból, który odczuwa do dziś, wynika ze zmian zwyrodnieniowych. Co istotne - biegły nigdy nie badał pasów, a lekarz medycyny sądowej nigdy nie badał pani Elżbiety.

- Najbardziej boli mnie to, że ktoś robi ze mnie kłamcę i próbuje mi wmówić coś czego nie zrobiłam. Chciałabym mieć spokojną głowę i cieszyć się, że mam zdrowe dzieci, zdrowego wnuka. Przez nieszczęsny wypadek, którego nie byłam sprawcą, zostało mi to odebrane – ubolewa pani Elżbieta.

podziel się:

Pozostałe wiadomości