Kolonie organizował oddział Towarzystwa Przyjaciół Dzieci Warszawa – Wola. Kiedy rodzice wybierali tę firmę, żeby wysłać swoje pociechy na wakacje, zadecydował prestiż organizacji. Jednak nazwa okazała się myląca. W trakcie wyjazdu, rodzice zaczęli otrzymywać od dzieci sygnały, że na koloniach mają miejsce kradzieże, pobicia, a także, że są one pozostawiane fachowej opieki. - Przedwczoraj się spakowałem, bo kradną – skarżyło się jedno z dzieci. - Chłopcy się bili – opowiadało inne. – Wychowawca stał i patrzył. Nic im nie powiedział! Rodzice dowiedzieli się od wychowawców, że na kolonii przebywa razem z ich dziećmi tak zwana trudna młodzież i jest resocjalizowana. Jednak przy zapisach na turnus, organizator nic o tym nie wspominał. - Gdybym o tym wiedział – mówi Tomasz Ufnal, jeden z rodziców – wysłałbym dzieci na inne kolonie. Podczas gdy wychowankowie pogotowia opiekuńczego poddawani byli resocjalizacji, pozostałe dzieci przeszły szybki kurs demoralizacji. Rodzice przekonali się o tym, kiedy pojechali odebrać dzieci z kolonii. - Chłopcy w wieku dwunastu lat palili papierosy! – oburza się Agata Ufnal, matka dziecka wysłanego na kolonie. TPD zrzuciło winę za bałagan organizacyjny i przemoc wobec młodszych dzieci na kierownika kolonii - został zwolniony i TPD uznało, że zrobiło wszystko co należy. Nasi reporterzy, wraz z rodzicami zobaczyli jednak, że zarówno reszta kadry jak i organizatorzy, wykazali się dużą nieodpowiedzialnością. Już po zwolnieniu kierownika opiekunowie, nadal nie interesowali się dziećmi, które były pozostawione same sobie. - Nikt nie wiedział, gdzie jest mój syn – mówi Tomasz Ufnal. - Grupa ludzi, która zajmowała się dziećmi w ogóle nie była do tego przygotowana – opowiada Dariusz Polesiak, ojciec innego dziecka wysłanego na kolonie.