- Usłyszałam krzyk syna młodszego: „Mamo, coś się stało Emilii”. Mówiła: „Dźgnął mnie”. I już nie kazałam jej się odzywać, tylko krzyczałam: „Pomocy” –wspomina Dorota Ziółkowska, matka dziewczyny. Emilia trafiła na oddział ratunkowy. Okazało się, że dziewczyna kilkukrotnie została ugodzona nożem. Jeden z ciosów uszkodził nerkę. Na szczęście niegroźnie. - Ona mówiła, że schodziła do pracy. On od tyłu ją złapał i powiedział: „ Cicho. Teraz masz za swoje” – relacjonuje tamto zdarzenie matka Emilii. Sprawcą okazał się były chłopak Emilii. Już wcześniej groził jej śmiercią. Tuż po ataku na dziewczynę sam odebrał sobie życie. Powiesił się w pobliskim lesie. - Jak tylko ją przywieźli z oddziału ratunkowego, powiedziałam: „Dziecko, ty się już nie musisz bać. On już nie żyje” – opowiada dalej Dorota Ziółkowska. Ta tragedia to finał nieszczęśliwej miłości. Mężczyzna był chorobliwie zazdrosny, nie radził sobie z emocjami. - Widać było bardzo, że on kochał ją, a ona kochała jego. Później zaczęło się psuć. Pojawiła się zazdrość. Nie było za ciekawie – opowiada Klaudia Górecka, przyjaciółka Emilii. Zazdrość Piotra stawała się coraz bardziej obsesyjna. Dziewczyna zerwała związek. Wtedy chłopak zaczął jej grozić. - Odgrażał się, że do niej przyjedzie i zrobi porządek. Kazał jej oddać wszystkie prezenty, które od niego otrzymała. A za prezenty, których nie było już, kazał sobie zapłacić. Emilia oddał mu 450 zł. Wtedy napluł jej w twarz i grozić, że ją zabije – mówi matka Emilii. Wkrótce potem, pod blokiem były partner zaatakował Emilię nożem. Dziewczyna uciekła do pobliskiego komisariatu. W tym czasie ktoś wezwał pomoc, dzwoniąc na numer sto dwanaście. - Wbiegłam na komisariat, krzyczałam, że Piotr, na którego już zgłaszałam groźby karalne, goni mnie z nożem. Prosiłam policjantów, żeby coś zrobili. A oni tylko stali i patrzyli się na mnie jak bym była jakąś wariatką – wspomina Emilia. Mimo, że całe zajście rozgrywało się obok komisariatu, ojciec Emilii sam zaczął szukać sprawcę. W tym czasie dojeżdżał już radiowóz wezwany przez numer alarmowy. - Mówili, że poszedł w las. No i tam poszliśmy ze starszym synem. Patrzymy, skulony pod kamieniem siedział. Od razu zacząłem go gonić. Uciekł w las. A było ciemno. Nie miałem możliwości już go tam złapać – opowiada Robert Ziółkowski, ojciec Emilii. Piotr ukrywał się przed policją. Nadal groził Emilii. Mimo ciągłych gróźb, nie udało się go zatrzymać. - Mówił, że zobaczę do czego on jest zdolny. Ja nawet do sklepu sama nie wychodziłam – mówi Emilia. Mężczyzna był znany miejscowej policji. Był karany za rozbój i kradzieże. Stan Emilii poprawia się, wkrótce ma opuścić szpital. Policja prowadzi postępowanie, które ustalić ma czy i jakie błędy popełnili funkcjonariusze komendy, do której zgłosiła się poszkodowana.