Do mieszkania w bloku socjalnym w Lipsku (woj. mazowieckie) policja przyjechała zaalarmowana przez sąsiadów, zaniepokojonych dochodzącym stamtąd płaczem dziecka. Policjanci zastali zamknięte drzwi, zdecydowali się wejść przez okno. - Zobaczyłem nagiego mężczyznę, który klęczał, jedną ręką podpierał się, a drugą wpychał coś do sedesu – mówi sierżant Sławomir Świgoń z Komendy Powiatowej Policji w Lipsku. – Najpierw pomyślałem, że to lalka, a on jest pijany. Zrobiłem krok, i zobaczyłem, że to żywe dziecko. Kamila trafiła do szpitala w Radomiu. Lekarze stwierdzili liczne obrażenia, również takie, które musiały powstać wcześniej niż w chwili, gdy ojciec wkładał jej głowę do sedesu. 31-letniego Dariusza M. przewieziono do szpitala psychiatrycznego. To już siódmy jego pobyt w oddziale zamkniętym. Za każdym razem wychodził, zdaniem lekarzy, w stanie dobrym, w szpitalu nie był nigdy agresywny. Stan jego zdrowia pogarszał się, gdy w domu przestawał brać leki psychotropowe. Dariusz M. był też karany, ostatnio za rozbój i pobicie. Gdy ojciec próbował utopić córkę Kamilę w toalecie, matka rodziła drugie dziecko. Jadąc do lekarza, nawet nie wiedziała, że jest w ciąży. Jej syn przebywa wciąż w szpitalu. Ona sama wątpi w to, że jej konkubent skrzywdził dziecko. - Tak twierdzi doktor na pogotowiu, ale świadkiem nie była – mówi Małgorzata Barańska, matka Kamili. – Córkę mógł ktoś zepchnąć ze schodów albo przestraszyła się i spadła ze schodów. Sąsiedzi rodziców Kamili, mieszkańcy zaniedbanego bloku socjalnego, opowiadają, że dziewczynka nie raz biegała po korytarzu i opowiadała drastyczne historie z życia seksualnego rodziców, którego była świadkiem. Kamila nie miała nawet własnego łóżka, zabawek, mieszkała z rodzicami w jednym małym pokoju. Ani ojciec, ani matka nie pracują, żyją z pomocy społecznej. - Gdy zobaczyłem Kamilę, od razu stwierdziłem, że miała zespół dziecka maltretowanego – mówi Włodzimierz Wolski, psychoterapeuta, dyrektor Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu. – Bała się wszystkiego, chowała pod kołdrę. Ciężko mi wyobrazić sobie, by pracownik socjalny tego nie zauważył. Kierownik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Lipsku Teresa Smaga odpiera zarzuty o brak zainteresowania losem dziewczynki. Mówi, że pracownik socjalny wiele razy odwiedzał jej dom, planowano też zakup rozkładanego fotela, by Kamila miała na czym spać, ale matka odmówiła. - Matka chyba nie ma dla niej czasu, nie przychodzi tu, choć mamy pokoje dla matek z dziećmi – mówi Maria Jakubiak, pielęgniarka oddziałowa ze Szpitala Wojewódzkiego w Radomiu. – Dziecko potrzebuje dużo serca, stałego kontaktu z kimś bliskim, kto może poświęcić jej czas. Sąd Rejonowy w Lipsku rozpoczął postępowanie o pozbawienie ojca i matki praw rodzicielskich do obydwojga dzieci. Do zakończenia sprawy Kamila i jej brat pozostaną w szpitalach. Prokuratura prowadzi też śledztwo o usiłowanie zabójstwa dziewczynki. Do dziś ze względu na stan zdrowia nie udało się przesłuchać ojca Kamili, mężczyzna wciąż przebywa w szpitalu psychiatrycznym.