Dwaj licealiści chcieli skorzystać z jednego z całodobowych telefonów zaufania. Jego numer znaleźli wśród ogłoszeń ukazujących się w gazetach. Linia oferowała pomoc w problemach małżeńskich, młodzieżowych i osobistych. Zadzwonili. Mieli duże wątpilwości, co do udzielonych porad. Następną rozmowę zdecydowali się nagrać. - Ten człowiek nawet nie słuchał, co do niego mówiłem – żali się Kamil Bieliński, licealista – Cały czas powtarzał to samo: nie przejmować się. To w ogóle nie pomagało! Jak ktoś zadzwoni z naprawdę dużym problemem, to może się skończyć tragedią. - Starał się nas zbyć podając inny numer albo kierował do lekarza – dodaje Piotr Majdan, kolega Kamila. - To brak szacunku do dzwoniącego! – oburza się Teresa Ziętak-Kajka, psycholog z Młodzieżowego Telefonu Zaufania 998. Jak się okazało, przy telefonie dyżurował ksiądz. Zapraszał rozmówców na konsultacje do poradni. Nasi reporterzy sprawdzili jak ksiądz traktuje swoich rozmówców. Poradnia to wynajęty pokój lub ławka w ogrodzie. Tam również nie ma warunków sprzyjających rozmowie. Podczas spotkania ksiądz przez telefon komórkowy udziela porad innym ludziom. Okazało się, że ksiądz nie ma żadnych kwalifikacji, aby udzielać pomocy psychologicznej. W dodatku jego działalności nikt nie kontroluje. Pozwala na to luka w prawie. - Sprawdzamy tylko, czy telefony są odbierane i czy pomoc jest świadczona – mówi Grażyna Strupińska z Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”. – Natomiast nie jesteśmy w stanie sprawdzić wszystkich osób, które tam pracują. - Każdy może założyć telefon zaufania – mówi Adam Kłodecki, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Pomocy Telefonicznej – Nie istnieją żadne przepisy, które określają jak placówka tego typu ma powstawać i kto w niej ma dyżurować.