Na płynącej przez Mazowsze rzece Wkrze doszło do poważnej katastrofy ekologicznej. Jak informuje urząd wojewódzki dotychczas z rzeki wydobyto ponad 800 kg śniętych ryb. Wciąż trwa akcja natleniania wody i wydobywania kolejnych ryb. Pomagają zarówno mieszkańcy okolic, jak i przyjezdni.
Katastrofa ekologiczna na rzece Wkra
13 sierpnia mieszkańcy Brudnic zauważyli, że ławice ryb zaczęły podpływać do brzegu Wkry. Ryby z trudem nabierały powietrze.
- Ryby mordowały się, walczyły o każdy oddech, jakby prosząc o ratunek – opowiada Katarzyna Peć, sołtyska wsi Brudnice.
- Zaczęliśmy wyławiać żywe ryby i przerzucaliśmy je na drugą stronę mostu. Najpierw ratowaliśmy, to, co się rusza w rzece – opowiadają mieszkańcy.
Z godziny na godzinę w rzece przybywało śniętych ryb. Wkra zamieniała się w przyrodnicze cmentarzysko.
- Martwe ryby zbierało około 30-40 osób. Mieliśmy wolontariuszy. Przedwczoraj wyłowiono 300 kg – mówi pani Zofia.
- Jestem nauczycielem w szkole podstawowej i przyjeżdżając do pomocy, chciałem dać przykład młodzieży i mieszkańcom, że tak właśnie należy działać – tłumaczy wolontariusz Kamil Przybyszewski. I dodaje: - Ta katastrofa, to nie jest tylko sprawa okolicznych mieszkańców, to sprawa dużo większej wagi.
Akcja napowietrzania wody
Do pracy przystąpiły służby. Rozpoczęła się akcja napowietrzania wody, a tym samym ratowania jeszcze żywych ryb. Pomagali strażacy i wędkarze.
- W Rydzynie zbierały się setki tysięcy ryb i „dziubkowały”. Na szczęście wczoraj udało się postawić aerator – mówi Przemysław Pałuba z Polskiego Związku Wędkarskiego.
- Wychowałam się nad rzeką i nigdy nie było takiej katastrofy – zaznacza pani Katarzyna.
Z powodu skażenia rzeki, wielu turystów odwołało wakacje nad Wkrą. Służby nadal apelują o niekorzystanie z rzeki.
Co było przyczyną katastrofy ekologicznej?
Zanieczyszczenie dotknęło ponad 50-kilometrowego odcinka Wkry. Po intensywnych ulewach inspektorzy ochrony środowiska odnotowali niedotlenienie wody w miejscowościach Lubowidz, a następnie w miejscowościach Brudnice, Radzanowów oraz Strzegowo. Fala skażenia, choć rozcieńczona wodami dopływów, przemieszczała się w kierunku ujścia Wkry.
Co było przyczyną nagłego skażenia? Okoliczności katastrofy analizują naukowcy.
- W ostatnim miesiącu mieliśmy nawalne opady deszczów w regionie. Rzeka wylała i zalała okoliczne łąki. I przez dwa tygodnie zalana roślinność zgniła. A dodatkowy czynnik jest taki, że te łąki były nawożone nawozami rolniczymi – tłumaczy ichtiolog dr inż. Dariusz Ulikowski.
Jak wskazują ichtiolodzy, przyczyną śmierci ryb był nagły spadek poziomu tlenu w wodzie. Po przejściu intensywnych opadów deszczu rzeka wylała na pobliskie pola, a powracając, zabrała ze sobą materię organiczną, w tym torf i nawozy.
Tuż po katastrofie na Wkrze, brunatną wodę zauważono także w jej dopływach - rzece Raciążnica oraz Płonka. Okazało się, że niezależnie skażenie dotknęło także wód na Żuławach Wiślanych. Z rzeki Elbląg wyłowiono sto pięćdziesiąt kilogramów martwych ryb. Przyczyną ich śnięcia, podobnie jak we Wkrze - okazała się przyducha.
- Mamy dość dziwne przepisy, bo na przykład gnojowicę można wylewać w odległości co najmniej 100 metrów od zabudowań, natomiast od rzeki czy jezior ta odległość wynosi zaledwie 10 metrów, a mniejsze cieki nie mają w ogóle strefy ochronnej z zakazem wylewania tego typu nieczystości – zaznacza dr inż. Dariusz Ulikowski.
Sytuację na Wkrze monitorują urzędy - wydziały ochrony środowiska oraz Wody Polskie.
- Obecnie sytuacja jest pod kontrolą, jest na bieżąco monitorowana. Zanieczyszczenie przesuwa się wraz z nurtem w dół rzeki. Zastosowanie aeratorów oraz kontrolowanych zrzutów działania przynosi efekty– mówi Anna Truszczyńska z Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Warszawie.
Jak uniknąć tego typu katastrof w przyszłości?
- Należy wprowadzić strefę buforową, ochronną z zakazem stosowania nawozów, bo te są spłukiwane do naszych wód i powodują tego typu problemy – uważa dr inż. Dariusz Ulikowski.
Autor: wg
Reporter: Dorota Pawlak