Szukała pomocy dla syna w szpitalu. Nie zdążyła, została przez niego zamordowana

Szukała pomocy dla syna w szpitalu. Nie zdążyła, została przez niego zamordowana
Śmierć z rąk syna
Pani Małgorzata o godzinie 22 zgłosiła się do szpitala, bo szukała pomocy dla swojego syna. Kilka godzin później już nie żyła. Dlaczego chory na schizofrenię mężczyzna nie został zatrzymany na oddziale?

- To jest pokój mojego brata, tutaj spał, spędzał czas. Miał bardzo dużo leków, przede wszystkim na jego chorobę psychiczną. Chorował już od 12-13 lat. Wszystko co tutaj jest, to są ślady jego psychoz. Np. ilość butelek po wodzie. Jak otworzył jedną butelkę, to bał się, że woda została zatruta, więc otwierał kolejną – opowiada Daria Adamus, siostra mężczyzny.

- To jest mój brat i oczywiście, że mimo wszystko go kocham. Widziałam jego cierpienie przez wiele lat. Wiem, że to nie był on, że to za niego zrobiła choroba. To była może jego rękę, ale to nie był jego umysł – dodaje pani Daria.

Szukała pomocy dla syna

Matka pani Darii została zamordowana przez swojego syna we własnym domu. Mężczyzna zadał jej kilkanaście ciosów nożem. Do zdarzenia doszło w nocy, kiedy oboje wrócili ze szpitalnego oddziału ratunkowego. Kobieta szukała tam pomocy, ponieważ jej dorosły syn, który od wielu lat leczył się na schizofrenię paranoidalną, zaczął się bardzo dziwnie zachowywać.

- Ewidentnie było widać, te psychozy się nasilały z dnia na dzień – mówi siostra mężczyzny.

Pani Małgorzata razem z synem dotarła na SOR w środę około 22:30.

Wiadomo, że mężczyźnie pobrano krew oraz zrobiono testy na obecność alkoholu czy narkotyków, a następnie prawdopodobnie kazano im czekać na lekarza psychiatrę. Czekali ponad dwie godziny, po czym wrócili do domu. Kobieta najpierw pisała, a potem zadzwoniła do swojej córki, by opowiedzieć, w jakim stanie jest jej syn Patryk.

- Jak rozmawiałam z mamą, pytałam się: „Mamo, jak on się zachowuje?”. Mama mówiła: „Daria, on się wszystkiego boi”. Pytał się, dlaczego jest pusto na ulicach i powiedziała, że jak zobaczył jakieś dzieci, to opuścił szyby i mówił: „Nie próbujcie mnie ratować”. Mówiła mi: „On boi się wszystkiego, boi się też mnie” – wspomina pani Daria.

Zginęła z rąk własnego syna

- Około godziny 1:30 zatelefonował na numer 112, prosząc o pomoc. Potem jeszcze kilkukrotnie kontaktował się z tym numerem, przy czym podawał już różne wersje przebiegu tego zdarzenia, twierdząc, że pobił matkę, potem, że matka spadła ze schodów. Po przybyciu karetki na miejsce stwierdzono, że Małgorzata A. daje jeszcze oznaki życia. Została przywieziona do szpitala, ale tam niestety nie udało się jej uratować i zmarła - informuje Mieczysław Sienicki z Prokuratury Okręgowej w Tarnowie.

Śledczy od razu stwierdzili, że mężczyzna mógł być pod wpływem silnych emocji związanych z chorobą psychiczną. Potwierdziło się to po zweryfikowaniu dokumentacji medycznej, z której wynika, że Patryk już wcześniej wpadał w groźne psychozy, w których twierdził, że jest otruwany przez własną rodzinę.

Dlaczego mężczyzna nie został zatrzymany w szpitalu?

Patryk był wcześniej pacjentem tarnowskiego szpitala. Kilkukrotnie przebywał na tutejszym oddziale psychiatrii, oddziale, który znajduje się tuż obok szpitalnego oddziału ratunkowego, czyli SOR-u, do którego przyszedł tej nocy razem z matką, prosząc o pomoc.

W jaki sposób szpital udzielił pomocy panu Patrykowi?

- Wszystkie szczegóły dotyczące pobytu tego pana w szpitalu są przedmiotem śledztwa, które prowadzi prokuratura, więc odpowiedź na to pytanie jest niemożliwa – odpowiada Damian Mika ze Szpitala Wojewódzkiego im. Św. Łukasza w Tarnowie.

- To jest człowiek, który żył w takim lęku w momentach psychozy, że on się bał, że sam sobie coś zrobi, (…) bo nie radził sobie z tymi lękami. On się bał w nocy wyjść do toalety. Kiedy człowiek jest w takim stanie, jest w stanie zrobić wszystko. To jest jak tykająca bomba – uważa siostra pana Patryka.

Czy pacjent w takim stanie powinien w ogóle opuścić szpitalny oddział ratunkowy? Czy nie powinien od razu trafić na oddział?

- Każdy pacjent w stanie zagrożenia życia i zdrowia, który zgłasza się na szpitalny oddział ratunkowy, musi otrzymać pomoc. Po to jest szpitalny oddział ratunkowy – mówi Damian Mika ze Szpitala Wojewódzkiego im. Św. Łukasza w Tarnowie.

Jak podkreśla jednak rodzina, mężczyzna miał ich zdaniem nie otrzymać tej pomocy.

- Wszystkie szczegóły pobytu pacjenta na oddziale, przebiegu leczenia są kwestią, którą zajmuje się prokuratura i mam nadzieję, że jak najszybciej otrzymamy odpowiedź, czy pomoc została w pełni udzielona – podkreśla ponownie Mika.

„Dyżurny lekarz psychiatra na SOR-ze byłby wskazany”

Śledztwo dotyczące nieudzielenia odpowiedniej pomocy na SOR-ze zostało wyłączone z wątku głównego zabójstwa i jest dopiero na początkowym etapie, ale problem odpowiedniej opieki na SOR-ach, zwłaszcza dla osób z chorobami psychicznymi, dotyczy całej Polski.

Chorych na schizofrenię jest w Polsce ponad 200 tysięcy. Ponad połowa z nich zaniedbuje leczenie i wpada w psychozy. Wtedy trafiają właśnie na oddziały ratunkowe.

- Mogłoby się tak zdarzyć, że gdyby lekarz zszedł i go zbadał, to może udałoby się zapobiec tej tragedii. Dlaczego tego nie zrobił? Tego nie wiemy. Może udzielał wtedy pomocy innym pacjentom i był zaangażowany w coś innego? – mówi prof. dr hab. n. med. Janusz Heitzman, kierownik Kliniki Psychiatrii Sądowej z Instytutu Psychiatrii i Neurologii.

- Taki pacjent powinien być skonsultowany w jak najszybszym możliwym czasie, ale tutaj pojawia się problem systemowy. Być może na oddziałach ratunkowych powinien być stały dyżur psychiatryczny, a nie, że psychiatra przychodzi z innego oddziału, bo nie wiemy, jak tam jest obciążony. Dyżurny lekarz psychiatra na SOR-ze byłby jak najbardziej wskazany – uważa prof. Heitzman.

„Skończyły się dwa życia”

Pani Małgorzata była nauczycielką. Mieszkała z synem w domu, który niedawno wybudowała i który ciągle urządzała. Teraz to miejsce stoi puste.

Jej córka Daria, mimo że na stałe mieszka w Londynie, żyła z matką w doskonałych relacjach.

- Na wszystkich zdjęciach jesteśmy ja, Patryk i mama. Mama dużo się śmiała. To były dobre czasy – wspomina pani Daria, przeglądając album rodzinny. I dodaje: - Mama była u mnie w Londynie tylko raz, bo bała się zostawić Patryka samego.

- Zawiódł system, na który liczymy jako zwykli ludzie, bo gdzie w takich momentach ma się człowiek zgłosić, jak nie do lekarza, jak nie do szpitala, jak nie na SOR? – pyta córka pani Małgorzaty.

- Mamy nie ma, a przyszłość Patryka jest niewiadomą. Skończyły się dwa życia, a mogło być inaczej. Moim priorytetem jest teraz to, żeby okazać wsparcie mojemu bratu – mówi ze łzami w oczach pani Daria.

Patryk zaraz po zatrzymaniu przez policję trafił na oddział szpitalny aresztu śledczego w Krakowie. Wkrótce biegli rozpoczną jego obserwację psychiatryczną. Jeśli okaże się, że mężczyzna był niepoczytalny w chwili morderstwa, śledztwo w sprawie zostanie umorzone, a 34-latek trafi do zamkniętego zakładu psychiatrycznego.

Jego siostrze udało się go odwiedzić w areszcie.

- Mój brat bardzo płakał i prosił o wybaczenie, przepraszał. Nie pamięta nic z tego dnia. Cieszę się, że niczego nie pamięta, bo nie wyobrażam sobie, żeby mógł żyć z takimi wspomnieniami. Wie, że może liczyć na mnie, na naszą rodzinę. Wie, że tego nie zrobił, bo jest chory. On w życiu czegoś takiego by nie zrobił – mówi pani Daria przez łzy.

podziel się:

Pozostałe wiadomości