- Jeśli dziecko nie będzie mieć dobrze umocowanego swojego obrońcy, to będzie zbywane, niedostrzegane albo wręcz wykorzystywane - mówił w Senacie Paweł Jaros, rzecznik praw dziecka. Czterdziestominutowe wystąpienie rzecznika nie przekonało jednak wszystkich senatorów. - Sprawozdanie odzwierciedlało to, co robi pan rzecznik. Ja jestem z tego niezadowolona. Nie zajmuje się najważniejszymi problemami dla dzieci. Nie chroni dzieci przed wieloma zagrożeniami, które występują – stwierdziła senator Genowefa Ferenc. Podobnego zdanie jest senator Andrzej Wielowieyski. - Cieszę się, że pewne rzeczy są sygnalizowane. Jednakże żal, że one są sygnalizowane w sposób ogólny i nieprecyzyjny – mówił senator. Wystąpienie rzecznika zawierało wiele złotych myśli. Jedną z nich była informacja, że „aktywność rzecznik (…) układa się aktualnie w wielowektorowy wachlarz odzwierciedlający kierunki międzynarodowych (...) działań na rzecz ochrony i promocji praw dziecka”. Ale Paweł Jaros zebrał też w Senacie pochwały. - Życzę żeby dalej w obronie dzieci działał tak, jak do tej pory – powiedziała senator Teresa Liszcz. Senatorowie najwyraźniej nie chcieli myśleć o tym, że roczne wydatki biura rzecznika to 4 mln zł. Na promocję praw dzieci rzecznik wydaje rocznie 180 tys. zł, a na wynajem biura 675 tys. zł. Paweł Jaros nie wie jeszcze czy będzie ponownie starał się o urząd. Chce jednak, aby Rzecznik Praw Dziecka miał biura w innych miastach, co oznacza zwiększenie wydatków. - Chodzi o to, żeby Rzecznik Praw Dziecka miał zastępcę. Żeby była możliwość tworzenia odpowiednich biur terenowych nie tylko w Warszawie, bo z roku na rok zwiększa się ilość spraw do nas kierowanych – mówił Jaros wymieniając pomysły na nowelizację ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka. Mimo że część parlamentarzystów widzi, że urząd rzecznika źle funkcjonuje, czuje się bezsilna.