29-letnia Anna zaginęła 7 lipca 2012 roku. Dwa dni później jej mąż zgłosił policji, że żona po kłótni wyszła z domu i nie wróciła. Para była małżeństwem przez pięć lat. Mężczyzna pracował w wydziale do walki z przestępczością gospodarczą w Komendzie Miejskiej Policji w Sosnowcu. Jego żona pracowała w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Mieli córkę, która w dniu zginięcia kobiety miała dwa i pół roku.
Dla śledczych Marek G. od samego początku był głównym podejrzanym w tej sprawie. Według jego zeznań, żona miała wyjść z domu o 22.30. Jednak informator, do którego ponad rok temu dotarła Uwaga! powiedział, że jej telefon jeszcze przez 3 godziny logował się w okolicy domu. Co oznacza, że kobieta musiałaby przez kilka godzin chodzić z walizką po osiedlu- taka wersja zdaniem śledczych jest nieprawdopodobna. Tymczasem żaden z przesłuchanych sąsiadów nie widział kobiety. Od 3 w nocy do 7 nad ranem telefony kobiety i mężczyzny milczały. Najprawdopodobniej Marek G. wyjął z nich baterie. Zdaniem naszego informatora, w tym czasie były policjant mógł pozbyć się ciała żony. Jej matka mówiła, że zięć nigdy nie włączył się do poszukiwań żony, nie rozwiesił ani jednego jej plakatu. Co więcej zgłosił straży miejskiej, że jej rodzice zaśmiecają ulotkami miasto.
Zdaniem prokuratury motywem działania Marka G. mógł być romans, w którym przeszkadzała mu żona. Z jego billingów wynika, że w 2012 r. wysłał kochance ponad cztery tysiące esemesów i odbył z nią kilkaset rozmów telefonicznych. Miał obiecać kobiecie, że złoży pozew o rozwód. Według śledczych Marek G. zamordował żonę w mieszkaniu zaraz po tym, jak ich córka zasnęła. Potem zostawił dziecko samo i wywiózł gdzieś zwłoki.
W tej sprawie prokuratura przesłuchała 182 świadków i po 3 latach śledztwa przygotowała akt oskarżenia. Po aresztowaniu mężczyzna został wyrzucony z policji. Nigdy nie przyznał się do zabójstwa żony. Grozi mu dożywocie.