Przed sądem stanęli dyżurni ruchu z posterunków kolejowych w Starzynie i Sprowie - Andrzej N. i Jolanta S. Śledczy ustalili, że to oni doprowadzili do katastrofy kolejowej. - Andrzej N. swoim działaniem doprowadził do skierowania pociągu Warszawa-Kraków na niewłaściwy tor, co spowodowało czołowe zderzenie z drugim składem. Dyżurna ze Sprowy wydała zezwolenie na wjazd pociągu relacji Przemyśl-Warszawa na tor, po którym jechał już pociąg z Warszawy i nie sprawdziła, jaka jest przyczyna zajętości toru, co sygnalizował system kontroli ruchu – powiedział dziennikarce Uwagi Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. – Zaraz po wypadku dyżurni próbowali też fałszować dokumenty. Zachowały się zapisy ich telefonicznych rozmów prowadzonych tuż po katastrofie - dodaje Ozimek.
Zdaniem prokuratury, która powołuje się na opinię specjalistów, błędy popełnili też obaj maszyniści, którzy zginęli w katastrofie.
Jak stwierdzili biegli stan techniczny lokomotyw i wagonów, jak również infrastruktury kolejowej, nie miał wpływu na zaistnienie i przebieg katastrofy.
Dyżurni ruchu przez cały czas śledztwa nie przyznawali się do winy i odmawiali składania wyjaśnień Andrzej N., zaraz po katastrofie na wiele miesięcy i trafił do szpitala psychiatrycznego. Ale biegli w czasie psychiatrycznej obserwacji uznali, że może on odpowiadać za to, co się stało.
Za nieumyślne sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym, którego następstwem jest śmierć człowieka, dyżurnym grozi kara do 8 lat więzienia. Oboje odpowiedzą też za poświadczenie nieprawdy w dziennikach ruchu posterunków kolejowych. Grozi za to do 5 lat więzienia
Reportaże o tej sprawie można obejrzeć: