Sprawą zainteresował się minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak. Na jego polecenie aferę mięsną zaczął już badać szef kontroli MON. Dodawał, że jeśli zarzuty się potwierdzą, będzie to „absolutny skandal”.Przez lata zakłady „Viola” przyjmowały mięso i wędliny, których pozbywały się sklepy. Do Violi trafiały zwroty, których termin przydatności do spożycia był już bardzo krótki. W „Violi” dostawały nowe życie np. pod postacią mielonki. Zakład przyjmował również zwroty z powodu licznych wad: m.in. obecności pleśni, podcieków, kwaskowatości czy obecności ciała obcego. Trafiały one do utylizacji, ale już ich sama obecność w zakładzie stwarzała zagrożenie bakteriologiczne.Wyprodukowane w ten sposób towary można było kupować w sklepach na terenie całego kraju a także za granią, m.in. w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Proceder trwał od lat i – jak twierdzi informator – odbywał się na ogromną skalę. Szacuje on, że w zakładzie, w okresie od czerwca 2010 roku do końca sierpnia 2012, przetworzono nawet kilka ton mięsa i wędlin, uprzednio wycofanych ze sklepów. Odzyskane w ten sposób mięso trafiło do 19 różnych wyrobów m.in. mielonki.- Mógł na to trafić każdy, kto kupował produkty pochodzące z tego zakładu – mówi autor materiału, reporter TVN „Uwaga!” Grzegorz Kuczek.Co ciekawe, firma „Viola” cieszyła się świetną opinią. Posiada liczne certyfikaty jakości m.in. ISO. Kontrolujący zakład weterynarze nigdy nie zauważyli na jego terenie choćby śladu mięsa czy wędlin pochodzących ze zwrotów. Wszystko dlatego, że – jak wyjaśnia nasz informator – kontrole były wcześniej zapowiadane a zwroty ukrywane w chłodniach, które na czas kontroli opuszczały teren zakładu.- Gdyby nie nasza interwencja interes kręciłby się dalej – mówi Kuczek.Dalszy ciąg naszych ustaleń w sprawie afery mięsnej już dziś w TVN „Uwaga!”