Przywiązywali dla jej dobra...

W jednym z państwowych domów pomocy społecznej w Warszawie chorzy na Alzhaimera przywiązywani są do łóżek i foteli. Personel domu pomocy nie widzi w tym nic złego.

- Popełniłam błąd, że dałam się namówić na ten dom opieki - mówi Anna Sikora, córka pensjonariuszki Domu Pomocy Społecznej w Warszawie. - Mama siedziała przywiązana do fotela przez cały dzień, tylko patrzyła w ścianę. W jednym z domów pomocy społecznej w Warszawie przebywała chora na Alzhaimera 76-letnia matka Anny Sikory. Mieszkała w nim przez pięć tygodni. Potem kobieta, była zmuszona zabrać matkę z tego ośrodka - chora była przywiązywana do fotela oraz łóżka. Reporterka UWAGI! postanowiła sprawdzić jaką opiekę mają w tym domu pensjonariusze. Wraz z Anną Sikorą odwiedziła jaj matkę Stefanię. Reporterka i córka pani Stefanii zastały ją przywiązaną bandażami do łóżka. - Dlaczego ”ciocia” ma być przywiązana do łóżka - dopytywała się nasza reporterka? - Bo podnosi się, wstaje, zrywa, to dla jej dobra, żeby nie zrobiła sobie nic złego - wyjaśniała pielęgniarka, która nie widziała w tym nic złego. - Robimy to dla jej dobra, proszę znaleźć inne rozwiązanie... - Opiekun powinien podejść do chorego bardzo indywidualnie - tłumaczy Alicja Sadowska, psycholog w Polskim Stowarzyszeniu Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera. - Trzeba z nim rozmawiać, kiedy jest nadmiernie pobudzony, trzeba go dotykać, głaskać, swoim zachowaniem dać mu poczucie bezpieczeństwa, przywiązywanie to nie jest metoda na chorych. Wprawdzie pielęgniarka traktuje przywiązanie do łóżka jako coś normalnego, ale dyrektor domu był zdumiony tym faktem. Podczas konfrontacji z pielęgniarkami, nie przyznały się one do przywiązywania pensjonariuszki do łóżka. Wyparły się tych czynów, twierdziły, że nie wiedzą, kto to zrobił. Pielęgniarka, która przywiązała panią Stefanię do łóżka została dyscyplinarnie zwolniona z pracy. - Dla mnie jest to sytuacja szokująca, w trzydziestoletniej karierze po raz pierwszy spotkałem się z czymś takim, to pierwszy taki przypadek - mówił Janusz Piłatowicz, dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Warszawie. Pani Stefania była przywiązywana nie tylko do łóżka. W fotelu sadzana była na prześcieradle, które przekładane było przez nogi i przywiązywane do oparcia, tak, że nie mogła wstać. Podobnie traktowana jest jej współlokatorka. Tym razem dyrektor nie był zdumiony i akceptował unieruchamianie podopiecznych. - Zapewniano mnie, że będzie dobra opieka nad mamą, że opiekunki będą czytały jej książki, a ona była uwiązana do fotela od rana do nocy - mówi Anna Sikora. W ciągu dnia 106-cioma pensjonariuszami opiekuje się siedem osób. Popołudniu zostaje tylko pięć. To zdecydowanie za mało by zadbać o wszystkich podopiecznych. - Personelu jest bardzo mało - wyjaśnia przełożona pielęgniarek Domu Pomocy Społecznej w Warszawie. - Jedna osoba przypada na kilkanaście staruszek, musi ona posprzątać, zmienić pampersy, wyrzucić śmieci, rozdać posiłki, pracy jest dużo. - Często zdarza się tak, że rodzina widząc złe traktowanie pensjonariusza, boi się o tym mówić dyrektorowi opieki społecznej, bo ma obawy, że to się może odbić na chorym - mówi Sadowska. - Rodzina obserwuje to złe traktowanie, ale nie zgłasza tego. W Polsce na miejsce w domu opieki czeka się czasami dwa, trzy lata. Pani Ania odebrała swoją matkę z domu opieki społecznej. Teraz będzie się nią opiekowała jak przez ostatnich siedem lat - w domu. Po przykrych do doświadczeniach w domu opieki społecznej, pani Ania straciła zaufanie do oferowanej tam pomocy. - Tam mama była uznana za osobę w pełni niepełnosprawną, która była cały czas unieruchomiona, a w domu mama ogląda telewizję, chodzi na spacery, bawi się z psem, oczywiście że trzeba przy niej być cały czas, ale nikt jej tu nie uwiązuje - mówi córka pani Stefanii.

podziel się:

Pozostałe wiadomości