Poskarżyły się na sąsiada policjanta. Skierowano je na badania psychiatryczne

TVN UWAGA! 4896315
TVN UWAGA! 4896315
Głośne imprezy oraz zakłócanie ciszy nocnej, doprowadziło do eskalacji konfliktu sąsiedzkiego, który przeniósł się na salę sądową. Czy można wygrać z sąsiadem policjantem?

Problemy pani Katarzyny i jej matki Krystyny, zaczęły się pięć lat temu, kiedy ich sąsiadem został funkcjonariusz tarnowskiej policji. Głośne imprezy, w których mieli brać udział także inni policjanci, zakłócały ciszę nocną, a upomnienia sąsiadek nie przynosiły skutku.

- Słyszałam głównie, jak panowie opowiadają o wewnętrznych sprawach policji. Mówią, cytuję: „Kto jest debilem i matołem w policji” – mówi Katarzyna Guziak.

- To były imprezy, które trwały po trzy dni. Całymi nocami było słychać krzyki, śpiewy i przekleństwa. Impreza zaczynała się przeważnie w okolicy godz. 21 i kończyła się około godz. 5 rano – opowiada Krystyna Guziak.

Pani Katarzyna dysponuje nagraniami, na których widać i słychać wychodzących z mieszkania sąsiada gości. Kilkukrotne interwencje policji, kończyły się na niczym. Notatki nie potwierdzały zakłócania ciszy nocnej, a pani Katarzyna została posądzona o bezzasadne wzywanie policji.

- Domyślam się, że to niekomfortowa sytuacja, kiedy młody policjant musi przeprowadzać interwencję zgodnie z przepisami, a na miejscu widzi swoich przełożonych. Może obawiać się konsekwencji, nawet nieformalnych – sugeruje pani Katarzyna.

Matka kobiety twierdzi nawet, że sąsiad jej groził.

- Przyszedł do mnie i powiedział grożąc palcem, żebym uważała, co robię, ponieważ on ma znajomości w urzędach i mnie załatwi – przytacza pani Krystyna.

Wzorowy policjant?

Mieszkający po sąsiedzku funkcjonariusz, pracuje w tarnowskiej policji od kilkunastu lat. Cieszy się opinią wzorowego policjanta. Był wielokrotnie nagradzany. Pytany o libacje alkoholowe zaprzecza, by te miały miejsce.

- To było spotkanie przy meczu trzech znajomych, którzy normalnie opuścili mieszkanie. To, że ja wypiję alkohol we własnym mieszkaniu… Mam prawo, nie upijam się – stwierdza policjant i dodaje: Zapraszam dwóch kolegów i oglądamy mecz, wypijemy po jednym piwie, zjemy paczkę chipsów, czy pizzę… to zdarzyło się dosłownie dwa razy.

Pani Katarzyna z wykształcenia jest prawniczką i socjolożką. Specjalizuje się w dziedzinie prawa międzynarodowego. Pracowała w zagranicznych kancelariach prawnych, uczestniczyła w wielu misjach humanitarnych.

- On [sąsiad - red.] właściwie przewrócił moje życie do góry nogami. Teraz nie wiem, czy nie zostanę zatrzymana, bo pan policjant znowu złoży jakieś zawiadomienie – mówi pani Katarzyna.

Choć panią Katarzynę oczyszczono z zarzutu bezzasadnego wzywania policji, okazało się, że jest to dopiero początek jej kłopotów. Do Prokuratury Rejonowej w Dąbrowie Tarnowskiej trafiła sprawa o nękanie policjanta. A panią Katarzynę oraz jej matkę skierowano na badania psychiatryczne.

- Policjant opowiadał, że prowadził procedurę niebieskiej karty, że byłam agresywna. I na tej podstawie prokuratura, po przedstawieniu zarzutów, wysłała mnie i mamę na badania psychiatryczne – opowiada.

- Zostałyśmy uznane za psychicznie chore - denerwuje się pani Krystyna.

Jak relacjonuje pani Katarzyna badanie było bardzo krótkie.

- Pani zapytała mnie, dlaczego policjant prowadził procedurę niebieskiej karty? Dlaczego byłam agresywna? Powiedziałam, że ten pan nigdy nie prowadził procedury niebieskiej karty.

Po przeprowadzonym badaniu, biegli wydali opinię, że pani Katarzyna oraz jej matka, cierpią na zaburzenia urojeniowe, w chwili czynu miały zniesioną poczytalność, nie mogą stawać przed sądem. Wskazane jest umieszczenie ich w szpitalu psychiatrycznym.

Kolejne zawiadomienie

Ale policjant twierdzi, że to on jest nękany przez kobiety.

- Panie zaczepiają moją córkę, życzyły jej, żeby ją ktoś zgwałcił na ulicy. A córka jest dzieckiem – mówi policjant.

Te słowa poruszyły panią Katarzynę.

- W bazach policji nie ma niczego, o czym pan od trzech lat opowiada. Prokuratura Rejonowa w Bochni ustaliła, że uporczywie pan zakłóca spoczynek nocny – odpowiedziała policjantowi.

Wkrótce do prokuratury wpłynęło kolejne zawiadomienie. Tym razem, pani Katarzyna miała uporczywie nękać sąsiadkę policjanta. W rzeczywistości, tak nie było. W dodatku, na co dzień, rzekomo nękana kobieta mieszkała w innym miejscu.

Sąsiedzi nie chcą angażować się w spór.

W związku z zarzutami sąsiadki oraz stwierdzonymi przez biegłych urojeniami, pani Katarzyna dokumentowała hałasy, aby mieć dowody, że nie cierpi na omamy słuchowe.

Kobieta opowiada o jednym ze zdarzeń, do którego miało dojść w nocy.

- Nie chciałam reagować, chciałam mieć materiał dowodowy, żeby pokazać, że policjant jest głośno. Nagle pan policjant wyszedł z gościem. Chwycił mnie za rękę i mnie przerzucił. Nie reagował, kiedy mówiłam, żeby mnie puścił, choć leciała mi krew. Wtedy zaczęłam krzyczeć.

- Zbiegłam po schodach i krzyczałam, żeby ją puścił. Pan policjant złapał mnie jedną ręką, wykręcił mi ją i padłam na kolana – dodaje pani Krystyna.

Po incydencie na klatce schodowej, kobiety zgłosiły na policję sprawę naruszenia nietykalności cielesnej. Tuż po zgłoszeniu zostały zatrzymane na komisariacie, odebrano im również nagrania z imprez.

- Panowie policjanci wymyślili, że wsadzi się mnie do szpitala psychiatrycznego. Biegły napisze, że jestem niepoczytalna, że nie wiem, co mówię – mówi pani Katarzyna.

Opinie psychiatrów

Tarnowska policja nie chciała rozmawiać na temat tej sprawy. Swoją decyzję, tłumaczyła trwającymi postępowaniami. Natomiast prokuratura zaczęła domagać się umieszczenia pani Katarzyny na detencji psychiatrycznej.

- Podstawą takiego wnioskowania jest opinia biegłych lekarzy psychiatrów. Sporządzona była przy udziale psychologa – mówi Mieczysław Sienicki z Prokuratury Rejonowej w Tarnowie.

W obawie przed decyzjami prokuratury i sądu, pani Katarzyna Guziak sama zaczęła poddawać się badaniom psychiatrycznym. Opinie wydali specjaliści z całej Polski. Żadne z badań nie potwierdziło: zmian w mózgu, omamów i urojeń, odchyleń od norm zdrowia psychicznego, czy konieczności leczenia.

- Wniosek [biegłych – red.] jest absurdalny. Gdyby nie była prawniczką, byłaby na wiele lat umieszczona w szpitalu psychiatrycznym. Nie wiadomo, kiedy by stamtąd wyszła – mówi dr Jerzy Pobocha, psychiatra.

Sąd Okręgowy w Tarnowie orzekł, że ustalenia prokuratury rejonowej oraz opinie biegłych są niewiarygodne. Sprawę skierowania na detencję ponownie ma zbadać Sąd Rejonowy w Tarnowie.

podziel się:

Pozostałe wiadomości