Policja przeprasza

Po naszym reportażu o akcji oddziału antyterrorystów w domu nieuzbrojonego człowieka podejrzanego o kradzież drewna, do jego drzwi znów zapukała policja.

Na początku grudnia pokazaliśmy Państwu reportaż o akcji oddziału antyterrorystycznego w domu rodziny Ślęczków z podrzeszowskiej wsi. Uzbrojeni po zęby funkcjonariusze opanowali dom, w którym przebywali gospodarze z dziećmi. Zastrzelili psa, skuli kajdankami najstarszą, osiemnastoletnią córkę Ślęczków. Wszystko to z powodu podejrzenia o kradzież drewna wartości 215 zł, jakiej miał dopuścić się ojciec rodziny Mieczysław. Antyterroryści dostali rozkaz akcji po tym, jak poprzedniego dnia nie wpuścił on do domu dwójki policjantów. W naszym reportażu zadaliśmy pytanie, czy policja nie pomyliła proporcji. Dlaczego do tak błahego przypadku użyła sił właściwych do akcji przeciw groźnym, uzbrojonym gangsterom. Rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Rzeszowie Zbigniew Sowa tłumaczył, że istniało poważne niebezpieczeństwo, nie tylko dla policjantów, ale i mieszkańców, które w pełni uzasadniało wykorzystanie sił specjalnych. Z kolei były dowódca brygady antyterrorystycznej, dziś poseł Jerzy Dziewulski dziwił się, bo jego zdaniem do interwencji w domu Ślęczków wystarczyliby dwaj dzielnicowi. Pedagog ze szkoły najstarszej córki Ślęczków przewidywała, że dzieciom, na oczach których policjanci zabijają ukochanego psa, do końca życia pozostanie uraz i nieufność wobec policji. I wydawałoby się, że na tym się skończy. Jednak już po emisji naszego reportażu do drzwi domu Ślęczków znów zapukali policjanci. Tym razem był z nimi ksiądz, przywitali się: „Szczęść Boże! Przyszliśmy na Mikołaja” – opowiada Maria Ślęczka. – Przynieśli słodycze i pieska. Policjanci przeprosili rodzinę za akcję sprzed dwóch tygodni. Dzieci dostały małego pieska – kundelka ze schroniska. Policja wyciągnęła wnioski również w swoich szeregach. Odpowiedzialność za nieprawidłowe rozpoznanie sytuacji i zaplanowanie akcji wziął na siebie komendant policji w Rzeszowie i podał się do dymisji. - Nie chcę, żeby ludzie lecieli ze stołków, bo teraz o pracę trudno – mówi Maria Ślęczka. – Lepiej byłoby, żeby w ogóle do tego napadu nie doszło, bo był zupełnie niepotrzebny.

podziel się:

Pozostałe wiadomości