Jacek Szczepanik ma 39 lat. W październiku ubiegłego roku szacował, że waży około 220 kg. Wchodząc na wagę przekraczał skalę. Gdy zobaczył w UWADZE! reportaż o Adrianie Lukoszku, który zrzucił 120 kg w niecały rok postanowił przejść na jego dietę. Od tej pory zgodnie z zaleceniami pana Adriana waży jedzenie i liczy kalorie tak, by nie przekraczać tysiąca dziennie. W ciągu pół roku schudł ponad 40 kg. - Staje przed lustrem i sam się sobie dziwi – mówi Bernadeta Szczepanik, żona pana Jacka. – Życie do niego wróciło, zaczął się uśmiechać, wszystko się zmienia. Choć efekty diety są widoczne, pan Jacek uważa, że jego waga powinna być niższa. Winę zrzuca na trwającą kilka tygodni infekcję dróg oddechowych, przez którą musiał znacznie zwiększyć kaloryczność posiłków. Niechętnie przyznaje też, że były sytuacje, gdy ulegał różnym pokusom. - Były doły, i wtedy podjadałem – mówi Jacek Szczepanik. – Słodycze, pieczone mięso, nawet jakaś pizza. A potem miałem wyrzuty sumienia. Jedzenie jest lekarstwem na stres. Pokazuje to także przykład 20-letniego Marka Mikulskiego z Radzionkowa (województwo śląskie). Jego problemy z nadwagą zaczęły się, gdy poszedł do szkoły. Po każdym niepowodzeniu sięgał po słodycze, a potem do lodówki. W ciągu jednego dnia potrafił zjeść tyle, co dorosły mężczyzna w ciągu trzech dni. Dochodziło do tego, że rodzice zamykali przed nim lodówkę i szafkę z chlebem. - Z wieloma rzeczami zamykam się w sobie i to miało duży wpływ na to, jak wyglądam – mówi Marek Mikulski. – Zajadałem swoje problemy. Może gdybym z kimś porozmawiał, i to pomogłoby, nie byłoby tych problemów? Marek studiuje na politechnice w Częstochowie. Mieszka w akademiku, więc trudno mu przygotowywać dietetyczne posiłki, ale nie poddaje się. Wszystko, co teraz je zapisuje w zeszycie. To pomaga mu utrzymać dyscyplinę. Nadal jednak z powodu nadwagi unika nowych znajomości. Stronił od ludzi także Jacek Szczepanik. Im mniej waży, tym bardziej się przełamuje. Tam, gdzie może spotkać wielu ludzi jeszcze się nie wybiera, ale zaczyna już wychodzić na spacery. - Najdłuższy miał jeden kilometr, pół kilometra tam, pół z powrotem – mówi Jacek Szczepanik. – Żona powiedziała, że idę za szybko, i to chyba znaczy, że wszystko idzie w dobrym kierunku.