Dwa miesiące temu ujawniliśmy nowy pomysł organizatorów pokazów produktów. Polega on na zapraszaniu ludzi na rzekome badania wzroku połączone z odbiorem darmowych okularów.
To fikcja i zarazem kolejny pretekst do prezentacji drogich towarów i przekonywania uczestniczących w pokazach osób, że mają do czynienia z nadzwyczajną promocją, z której można skorzystać tylko tu i teraz.
Czy prelegenci i sprzedawcy mają wyrzuty sumienia?
Po naszym poprzednim reportażu dostaliśmy informację, że jedna z widocznych na nagraniach prezenterek – Krystyna – w wolnym czasie oddaje się swojej prawdziwej pasji - fryzjerstwu. Pod pretekstem przygotowania fryzury na rodzinny ślub, umówiła się z nią jedna z naszych dziennikarek.
- Mamy taką pracę, że jedziemy na przykład na trzy dni w trasę, czasami to jeden weekend w miesiącu. (...) To jest dobre i niedobre. Masz płatność od sprzedaży, więc możesz pojechać i nie sprzedać nic, a możesz pojechać i w tydzień mieć parę tysięcy – opowiada kobieta.
- Wiadomo, że oni przepłacają troszkę, ale... niektórzy to nawet się cieszą z tego zakupu. Inni nazywają cię potem oszustem, że naciągnęłaś – dodaje.
Czy kobieta nie ma wyrzutów sumienia?
- Właśnie nie. Kiedyś, może na początku, jak kupili i potem chcieli oddać. Nagle mówili, że oni muszą zrezygnować, bo nie dają rady. Wtedy miałam tak, że nawet czasami płakałam z klientką przez telefon, ale ostatnio zauważyłam, że któraś z kolei mówi, że nagle wszyscy umierają w domu i musi to oddać. Wiem, że oni też ściemniają, tak samo jak my – stwierdza kobieta.
- Najdroższy sprzęt, który sprzedałam, to było chyba 22 tysiące złotych. Z takiej umowy, jak masz powiedzmy 10 proc. premii, to jeżeli nie zostanie oddane, to masz 2 tysiące – tłumaczy.
„To są za duże pieniądze, żeby to zniknęło”
Kolejna bohaterka naszego reportażu – pani Ewelina, przez wiele lat pracowała w branży tego typu pokazów. W przeciwieństwie do Krystyny, postanowiła jednak odejść.
- Zawsze byliśmy szkoleni, że jeśli ktoś od ciebie tego nie kupi, to kupi od kogoś innego. Jeśli ty mu tego nie sprzedasz, sprzeda mu ktoś inny i ktoś inny na tym zarobi – opowiada pani Ewelina.
- Przez pierwsze pół roku jest otoczka, że wszystko jest pięknie i ładnie. Każą tylko pisać umowy z klientami. Dopiero jak się człowiek w to zagłębi i przeanalizuje, z czego są te pieniądze, dopiero wtedy do człowieka dociera, że nie tak to powinno wyglądać – przyznaje pani Ewelina.
- Te firmy zawsze były i moim zdaniem, zawsze będą, bo to są za duże pieniądze, żeby to zniknęło z rynku. Pracując 12 dni w miesiącu, dostałam pierwszą wypłatę 18 tysięcy złotych. Teraz te wypłaty są od 20 do nawet 50 tysięcy złotych. Prelegent, który prowadzi pokazy, dostaje od 30 do 70 tysięcy złotych – opowiada.
Elbląg walczy z prezentacjami produktów
Jednym ze sposobów walki ze sprzedawcami jest nagłaśnianie oszustw w mediach.
W niektórych miastach wojnę oszustom wytoczyli rzecznicy konsumentów. Tak było na przykład w Elblągu.
- Z każdej możliwej podstawy prawnej staramy się ścigać tych oszustów, aby chociażby utrudnić im życie – mówi Paweł Rodziewicz, miejski rzecznik konsumentów.
Jak mówi Rodziewicz, popularnym motywem takich spotkań są badania lub loterie.
- Organizatorzy udawali, że losują jakąś główną nagrodę. Z racji tego, że nie można organizować loterii promocyjnych bez zezwolenia, udało się przedstawić szereg zarzutów – mówi elbląski rzecznik konsumentów.
- Tygodniowo przychodziło do mnie od kilku do kilkunastu osób poszkodowanych na skutek działalności tego typu osób. (...) Chodziło o kwoty od ośmiu do kilkunastu tysięcy złotych – dodaje.
Paweł Rodziewicz podkreśla, że celowo używa czasu przeszłego, ponieważ w Elblągu od niemal roku nie odbył się żaden tego typu pokaz.
- Efekty udało się osiągnąć dopiero wtedy, kiedy nasi „agenci” - osoby starsze, z którymi współpracowaliśmy, wchodzili na taki pokaz i nagrywali jego przebieg za pomocą dyktafonu. Od tamtego czasu zapadły już w Elblągu dwa wyroki skazujące za oszustwo na pokazach - mówi rzecznik.
Rzekome badania na pokazach
- Ostatnio jest problem, bo ludzie nie chcą przychodzić. Więc marketingi wymyślają jakieś badania i my też ostatnio takie badania robiliśmy, ale nie dajemy żadnych wyników, bo nie będziemy ściemniać – opowiada naszej dziennikarce Krystyna.
Jak naprawdę wygląda tego typu badanie wzroku?
- Znaleźliśmy w internecie, że jest takie urządzenie do skiaskopii. To jest coś takiego, że wiązką światła świecisz na oko i sprawdzasz, jak reaguje źrenica. Z tego wychodzi, czy jest zaćma, jaskra... ale ja nic nie gadam, co tam jest, bo nie mam pojęcia – mówi kobieta.
„Uwaga! rozwaliła nam pokaz. Nic nie sprzedaliśmy”
Nie przeczuwając podstępu, Krystyna opowiedziała też, jaki popłoch wywołała wizyta ekipy Uwagi! podczas przeprowadzonego przez jej grupę pokazu. Przyznała, że jej zespół świadomie naruszał najnowsze przepisy, zakazujące podpisywania umów sprzedaży podczas takich prezentacji.
- Teraz jest nowa ustawa, że na salach nie powinno się pisać umów bankowych, tylko u klienta w domu. A mój kolega odj... taką manianę, że zaczął pisać umowę – opowiada kobieta.
Zobacz poprzedni reportaż Uwagi! >>>
- Spotkanie się rozwaliło, nic nie sprzedaliśmy. Teraz przez tę Uwagę! zabrali nam banki, więc nie możemy nic sprzedać na kredyt, tylko gotówkowo, a przy tych naszych kwotach to nie jest łatwa sprawa. (...) Nie wiadomo, co teraz wyjdzie z tego, bo bez banków to nie da się sprzedawać tych produktów – mówi Krystyna.
- Ten reporter na końcu potem wezwał jeszcze policję, że właśnie nie powinniśmy pisać umów, bo to miało miejsce na spotkaniu. No i spisali mnie, a teraz dzwonił policjant, że muszę iść na zeznania. Ja niczemu nie jestem winna, ja nic nie wiedziałam i tyle – dodaje kobieta.
Czy Krystyna, po emisji reportażu Uwagi!, nie miała wyrzutów sumienia i nie chciała skończyć ze sprzedażą produktów na pokazach?
- Nie. Nie mam bardzo pomysłu na życie, a to lubię robić. Nigdy bym się tak nie dorobiła, a tak zawsze to życie jest łatwiejsze – odpowiada.
W pewnym momencie do miejsca, gdzie Krystyna układała włosy naszej dziennikarce, wszedł reporter Uwagi! Tomasz Patora.
- Nie będę z panem rozmawiać, jest pan wielkim chamem. (...) Niech pan wierzy, są różni handlowcy i niektórzy nie są takimi oszustami – powiedziała zdenerwowana kobieta, w pośpiechu zbierając swoje rzeczy.
Chwilę później opuściła pokój.
- Powiem panu, że ja nie wiem, czy w ogóle z tym można skończyć. Tam są takie pieniądze. To są miliony. Jedyna szansa to jest częste nagłaśnianie tego, żeby tych ludzi, którzy tam chodzą, przestrzec. Wtedy oni nie przychodzą. Oczywiście, dopóki się znowu czegoś innego nie wymyśli – kończy pani Ewelina, była sprzedawczyni.
Odcinek 7358 i inne reportaże Uwagi! można oglądać także na player.pl
Autor: as
Reporter: Tomasz Patora