Darmowe badanie wzroku? Mimo zmian w prawie uczestnicy pokazów nadal wracają do domów z drogimi towarami

Darmowe badania wroku?
Darmowe badania wzroku?
Skorzystali z zaproszenia na darmowe badanie wzroku i okulary, a do domu wrócili z naręczem różnego rodzaju towarów. Jak to możliwe, że mimo zmian w prawie takie praktyki nadal są powszechne?

„Okulary korekcyjne zupełnie za darmo”

„Kontaktuję się, ponieważ u pani w regionie w najbliższych dniach zorganizowaliśmy bezpłatną kontrolę wzroku i właśnie w ramach tej akcji otrzymuje pani od nas zupełnie za darmo okulary korekcyjne. Wszystko jest oczywiście w pełni zrefundowane” – usłyszeli w telefonie nasi bohaterowie.

Zaproszenia na badania wzroku i odbiór bezpłatnych okularów skierowane do ludzi powyżej 40. roku życia otrzymało w ostatnim czasie wielu mieszkańców polskich miast i wsi.

Wśród nich był pan Damian z niewielkiego miasta w województwie łódzkim.

- Słyszałem, że to nie był człowiek, tylko raczej bot, bo cały czas mówił do mnie „pani”, a nie „pan”, mimo że powtarzałem, że jestem panem – opowiada mężczyzna.

Jak wyglądało spotkanie?

Kiedy otrzymaliśmy od widzów sygnały, że oferta bezpłatnych badań może być mistyfikacją, postanowiliśmy sprawdzić, o co naprawdę chodzi ich organizatorom.

Pan Damian i pani Ewa poszli na spotkanie wyposażeni w ukryte kamery. Zaraz po wejściu kobieta pracująca przy wydarzeniu, powiedziała, że zrobi im badanie wzroku.

- To badanie trwało trzy sekundy. W jedno oko „pstryk” i w drugie oko – opowiada pan Damian.

- Taką latarką. Latarką w oko – dodaje pani Ewa.

Szybko okazało się, że rzekome badanie wzroku było pretekstem do przedstawienia gościom, w większości seniorom, produktów, które rzekomo niebawem mają wejść na rynek.

- Zamykam listę badań i teraz będę je po kolei wysyłać do analizy. Dlatego w międzyczasie firma, która dzisiaj państwa zaprosiła, ufundowała okulary i badania, będzie chciała się zareklamować – usłyszeli.

- To wszystko były bardzo drogie produkty. W sumie około 40 tys. złotych za wszystko – opowiada pan Damian.

Na koniec organizatorzy spotkania poinformowali uczestników o rzekomo wyjątkowej promocji. Wybrani szczęśliwcy mogli tu i teraz kupić wszystkie prezentowane towary w cenie jednego.

- Miesięcznie wychodzi rata 350 zł. (…) Płaci się tylko za matę, a reszta jest w prezencie – mówiła kobieta prowadząca prezentację.

Prezenterka wytypowała do zakupu kilka osób, które wcześniej sprawiały wrażenie zainteresowanych promocją.

Pan Damian i Pani Ewa sprawdzili podczas spotkania, że oferowane produkty można kupić w internecie. O wiele taniej niż podczas rzekomej promocji.

- Nie dostaliśmy też żadnych wyników badań wzroku. Wszystkie okulary, które dostaliśmy miały szkła +0,5 dioptrii. Takie jakby się na targu kupiło – mówi pan Damian.

„Nie było wyników badań, nie było okularów”

Czy tego typu sprzedaż to nowy trend na naszym rynku? Dziennikarskie śledztwo zaprowadziło nas do Opola, gdzie do Miejskiego Rzecznika Konsumentów już kilka miesięcy temu zgłaszali się oszukani w podobny sposób klienci.

- Żadnych wyników badania wzroku nie było. Klientka nie otrzymała też obiecanej pary okularów. Natomiast została odwieziona do domu ze stertą różnego rodzaju towarów – opowiada Marek Trejda, Miejski Rzecznik Konsumentów w Opolu.

Dodaje, że w ostatnich miesiącach do biura zgłosiły się też inne osoby, które poinformowały, że padły ofiarą podobnego procederu.

- To były umowy rzędu kilkunastu tysięcy złotych – mówi Trejda.

Zakaz zawierania umów podczas prezentacji

O spotkaniach, na których po zawyżonych cenach proponowano seniorom drogie produkty, garnki lub kołdry, informowaliśmy w Uwadze! wielokrotnie.

Między innymi po naszych reportażach wprowadzono w przepisach zmiany, które miały uniemożliwić taki proceder.

- Chodzi o zakaz zawierania umów finansowych z konsumentami w trakcie takich spotkań, tutaj mam na myśli umowy kredytowe oraz zakaz przyjmowania przez przedsiębiorców wszelkich płatności od konsumentów do upływu tego okresu 14 dni, przysługującego konsumentom na odstąpienie od takiej umowy – tłumaczy Marek Trejda.

Okazuje się jednak, że wielu przedsiębiorców, działających w taki sposób, próbuje obchodzić te przepisy.

- Konsumenci podpisują umowy, że dana umowa sprzedaży została zawarta w mieszkaniu konsumenta, na jego wyraźne zaproszenie. Mimo że spotkanie odbywało się w zupełnie innym miejscu – mówi opolski rzecznik konsumentów.

Interwencja Uwagi! na spotkaniu

Czy do podobnej praktyki doszło na spotkaniu, w którym uczestniczyli nasi informatorzy? By to sprawdzić, pan Damian i pani Ewa byli aktywni podczas prezentacji i zostali wybrani do skorzystania z promocji. Umowy kredytowe ze „szczęśliwcami” spisywano naprędce po spotkaniu.

- A to niby gdzie jest zawarta ta umowa? – spytał pan Damian.

- W domu – usłyszał odpowiedź.

- W domu?

- Tak, prawo bankowe. Przydłużam wam gwarancję o dwa lata. Teoretycznie powinienem jechać z wami do domu. Ale ani dla was to fajne, żebym ja się kręcił po chacie, ani dla mnie, bo chcę już sobie pojechać na obiad. No tylko tyle, że po prostu jutro jak zapytają, ja wam przydłużam o dwa lata gwarancję, a jutro jak zapytają, to powiesz, że byłem w domu – tłumaczył mężczyzna.

W tym momencie na miejscu pojawił się reporter Uwagi!

- Dlaczego podpisujecie umowy rzekomo w miejscu zamieszkania klientów, a tak naprawdę na tym spędzie tutaj? – pytał.

- Nie będę odpowiadał.

- Zgodnie z prawem żadna umowa nie została podpisana. (…) To co ja mówiłem, to jest jedno, a papier jest papier – dodał mężczyzna zaangażowany w spotkanie.

Kiedy sprzedawcy zaczęli w pośpiechu szykować się do wyjazdu, zawiadomiliśmy policję.

Kim jest Mariusz J.?

Kto stoi za organizacją tych spotkań? Udało nam się prześledzić dokumentację pokazów połączonych ze sprzedażą. Okazało się, że w ich organizację zaangażowany jest cały łańcuch firm, a na jego końcu znajduje się spółka N. z siedzibą w niewielkim budynku biurowym pod Poznaniem.

- Prowadzimy wirtualne biuro na rzecz klientów różnych branż – powiedział naszemu reporterowi mężczyzna, do którego numer telefonu otrzymaliśmy w biurze.

Zgodnie z życzeniem pracowników biura złożyliśmy prośbę do właściciela spółki N. o kontakt. Pozostała ona bez odpowiedzi.

Z dokumentów wynika, że przychody firmy N. są olbrzymie. W ostatnich latach wyniosły od blisko 12 do ponad 14 milionów złotych.

Mariusz J. został niedawno skazany na grzywnę za kradzież danych osobowych zgromadzonych w innej, dużej i szanowanej spółce, w której kiedyś pracował. Jej szefowie, którzy wykryli przestępstwo i doprowadzili do procesu, są zaskoczeni rolą Mariusza J. w firmie N.

- Całość jest dla mnie dziwna. Nie wydaje mi się, ale to jest tylko moja opinia, żeby był w stanie samodzielnie tego typu organizację zbudować i zaplanować tego typu proceder. Przypuszczam, że raczej był przez kogoś sterowany, albo ktoś mu w tym pomagał – uważa Zygmunt Kopacz z firmy Open Nexus Sp. z o.o.

Działalność firmy N. zbadał już Urząd Ochrony Konsumentów, który nałożył na spółkę karę ponad miliona, a na Mariusza J. ponad dwustu tysięcy złotych. Do dziś nikt nie zapłacił jednak ani złotówki, bo firma i prezes odwołali się do sądu. UOKiK kazał też „zaprzestać stosowania zakwestionowanych praktyk”, lecz boty wciąż zapraszają seniorów na „bezpłatne badanie i odbiór okularów”.

Odcinek 7313 i inne reportaże Uwagi! można oglądać także w serwisie vod.pl oraz na player.pl

podziel się:

Pozostałe wiadomości