Leszek Piotrowski, adwokat, który, jak mówi, gotów jest bronić każdego z równą pasją. W latach 70-ych, nie bacząc na konsekwencje, reprezentował przez sądami ludzi związanych z antykomunistyczną opozycją. Niechęć do reżimu wyniósł z domu – jego ojciec, przedwojenny adwokat, oficer AK, był aresztowany przez komunistów, gdy Leszek miał osiem lat. By uratować życie, musiał uciekać do Wielkiej Brytanii. - W latach 70-ych byłem poszukiwany, gdy był konflikt z policją, prokuraturą, sadem, krótko mówiąc – z władzą – mówi Leszek Piotrowski. – Już wtedy wiedzieli, że Piotrowski nie będzie się bał. Nie zniechęciły go kary – postępowania dyscyplinarne, tymczasowe zawieszenia w prawie do wykonywania zawodu. Kiedy wybuchła ”Solidarność” było logiczne, że Piotrowski włączy się w politykę. W stanie wojennym został internowany i bardzo brutalnie potraktowany. Pobity, jak opowiada, dwa tygodnie nie mógł ruszyć się z łóżka. Wrócił do zawodu, utrzymywał kontakt z solidarnościową opozycją. W 1988 r. był jednym ze współorganizatorów strajków w kopalniach Jastrzębia Zdroju. Rok później wziął udział w obradach Okrągłego Stołu. W niepodległej Polsce wrócił do polityki. Związał się z partią braci Kaczyńskich, Porozumieniem Centrum. - Byłem tak radykalny, jak oni – mówi Leszek Piotrowski. – Zgadzałem się z bliźniakami, byłem z nimi zaprzyjaźniony, szczególnie z Jarosławem. Ale potem nastąpiło pęknięcie. Leszek Piotrowski nie mógł się zgodzić z proponowaną przez Kaczyńskich poprawką do kodeksu karnego, wprowadzającą karę śmierci. Wprost nazywa to powrotem do komunizmu. - Była wtedy kara śmierci za kradzież mięsa, za posiadanie dolarów – mówi. – Walczyłem z tym wtedy, dlaczego więc teraz miałbym zmieniać pogląd na prawo karne, albo udawać, że zmieniam, by dopasować się do Kaczyńskich. W rządzie Jerzego Buzka Piotrowski został wiceministrem sprawiedliwości. Przez półtora roku jego rządów dochodziło do licznych nieporozumień z ówczesną minister Hanną Suchocką. W niedługim czasie po odwołaniu, wprawiając w zdziwienie polityków, mecenas Piotrowski podejął się obrony gangstera Ryszarda Boguckiego, oskarżonego o współudział w zabójstwie szefa pruszkowskiej mafii. - Mnie interesują dowody – mówi Leszek Piotrowski. – Nie mam oporu podać ręki seryjnemu zabójcy. Bronię z pasją każdego. Gdy matka Boguckiego poprosiła mnie o obronę syna, nie miałem powodu, by odmówić. Jednocześnie przez 15 lat z pasją reprezentował przed sądem rodziny zabitych górników z kopalni Wujek. A ostatnio znów zaskoczył wielu swoich dawnych politycznych sojuszników, podejmując się reprezentowania męża Barbary Blidy. - Nie godzę się na to, by w Polsce o szóstej rano do domów wchodzili antyterroryści, powalali ludzi na podłogę, kręcili z tego wyczynu film, emitowany potem na całą Polskę jako dowód sukcesu ministra, policji, prokuratury, ABW – mówi Leszek Piotrowski. – To pachnie średniowieczem, gdy zwoływano ludzi na plac, by przyglądali się egzekucji. Po blisko 25 latach do Rady Adwokackiej znów wpłynęła skarga - na mecenasa Piotrowskiego poskarżyła się łódzka prokuratura, prowadząca sprawę samobójczej śmierci Barbary Blidy. W nowym ustroju mecenas znów stał się niewygodny. Czy myśli zatem o powrocie do polityki? Przyznaje, że czuje niedosyt i chciałby wrócić do Sejmu. Tym razem na pewno nie z braćmi Kaczyńskimi, prędzej z Platformą Obywatelską. A może nawet z Lewicą i Demokratami, zależnie od tego, w jakim kierunku pójdzie nowe ugrupowanie. Natomiast rodzina – żona, córka i syn, wszyscy prawnicy – powrotowi Piotrowskiego do świata polityki stanowczo się sprzeciwia. - Moim oparciem jest rodzina. Zawsze mam gdzie wrócić – mówi Leszek Piotrowski. – Adwokat całą dobę jest w pracy Mało mam czasu na hobby. Kiedyś wędkowałem, teraz ze wstydem przyznaję, że nie byłem dawno na rybach. ---strona---