Paweł umierał, a lekarz stwierdził, że udaje nieprzytomnego. „Zabrakło pokory”

TVN UWAGA! 340514
Objawy zerwania zastawki, odprowadzającej płyn mózgowo-rdzeniowy u 13-letniego Pawła zlekceważyła najpierw wychowawczyni klasy, a potem dwukrotnie załoga karetki pogotowia. W karcie pacjenta lekarz wpisał, że chłopiec udaje nieprzytomnego. Trzy lata po tych tragicznych wydarzeniach ruszył proces lekarza oraz nauczycielki.

Historię Pawła i jego rodziców śledzimy w Uwadze! od kilku lat. Przypominamy wcześniejsze reportaże.

13-letni Paweł umierał. Lekarz stwierdził, że udaje nieprzytomnego

13-latek ma ciężkie uszkodzenie mózgu. lekarz uznał, że symuluje

Zerwana zastawka

Paweł Rek skończył 16 lat. Od dziecka miał wszczepioną w ciało zastawkę, odprowadzającą płyn mózgowo-rdzeniowy. Poza tym rozwijał się normalnie.

Trzy lata temu, podczas szkolnej wycieczki, zastawka zerwała się. Objawami zerwania są wymioty i ból głowy. Wychowawczyni poleciła koledze Pawła odprowadzić go do domu. Po drodze kolega wzywał pogotowie. Mimo iż matka Pawła mówiła lekarzowi o zastawce syna, ten zignorował objawy i odesłał ich do domu. Niedługo potem rodzice po raz kolejny wezwali pogotowie. Ten sam lekarz wpisał wówczas w kartę pacjenta, że chłopiec udaje nieprzytomnego. Gdy pod naciskiem rodziców zabrał chłopca do karetki, nie jechał do szpitala na sygnale.

- Pobiegłem po samochód, żeby jechać za karetką, ale oni jechali jak z przytomnym pacjentem do zwykłego badania. Zatrzymywaliśmy się na światłach, staliśmy w korkach. Byłem cały w nerwach, bo widziałem, w jakim stanie jest syn. Dziś z perspektywy czasu wiem, że lekarz nie był świadomy swoich decyzji – uważa Marcin Rek, ojciec Pawła.

Z zeznań medyka wynika, że zdiagnozował stan Pawła jako zwykłą niestrawność. Mimo że matka mówiła mu o zastawce, a Paweł tracił przytomność, lekarz uznał, że chłopiec udaje.

- Moja osobista opinia, dlaczego doszło do tej sytuacji, jest taka, że lekarz nadmiernie wierzył we własną wiedzę i umiejętności. Czasami nazywa się to „syndromem Boga”. Zabrakło pokory, słuchania mamy, która wie i wyczuwa stan swojego dziecka zwykle najlepiej. Zabrakło też tego, że lekarz nie wziął pod uwagę scenariusza niebezpiecznego dla dziecka i zaryzykował diagnozę, która przyniosła dla niego największe zagrożenie – podkreśla mec. Jolanta Budzowska, adwokat rodziny Reków.

W 2019 roku zarówno lekarz pogotowia, który zlekceważył stan chłopca, jak i nauczycielka, która nie powiadomiła rodziców, że chłopiec źle się czuje i odesłała go bez opieki osoby dorosłej do domu, usłyszeli zarzuty. Po dwóch latach oczekiwania ruszyła sprawa sądowa.

Akt oskarżenia

Nie mogliśmy wejść na salę rozpraw.

Nauczycielka, która nie zadzwoniła do rodziców chłopca, gdy źle się poczuł, została oskarżona o nieumyślne działanie. W przypadku lekarza w akcie oskarżenia padają słowa, że "działał w wyniku z góry powziętego zamiaru". Oznacza to, że prokuratura uznała, że lekarz miał świadomość konsekwencji swoich działań i godził się z nimi.

- Na kolejnej rozprawie oskarżony będzie odpowiadał na pytania sądu i swojego obrońcy. Odmówił odpowiedzi na pytania rodziców dziecka i prokuratora – mówi mec. Jolanta Budzowska.

Lekarz nigdy nie skontaktował się z rodzicami Pawła. Zarówno jemu, jak i nauczycielce grozi do pięciu lat więzienia. Oboje nie przyznają się do winy. Izba Lekarska nie chce podać szczegółowych informacji. Jak udało nam się ustalić, lekarz wciąż pracuje w zawodzie.

- Oczekuję takiego wyroku, który nie pozwoliłby już temu panu zaistnieć w zawodzie. Żeby komuś innemu nie zdarzyła się taka sytuacja jak Pawłowi. Moim zdaniem, on nie powinien być już lekarzem – uważa Zbigniew Rek, dziadek Pawła.

- Przychodzą takie dni, że dużo myślę. Jak widzę jego kolegów, to zastanawiam się, co Paweł by teraz robił. Może jeździłby rowerem do parku. Jest duży żal, ale musimy to zaakceptować. W przeciwnym razie będziemy stać w miejscu – dodaje Lucyna Rek, matka Pawła.

O czym dziś marzy rodzina Reków?

- Marzymy o tym, żeby Paweł mógł wstać i pójść z nami normalnie na spacer do parku, pojeździć sobie na rowerze, pobawić z kolegami. Takim minimum jest to, żeby Paweł się odezwał i nam coś powiedział – wskazuje ojciec Pawła.

podziel się:

Pozostałe wiadomości