Martwe drzewo, zniszczone auto i ponad rok bezskutecznej walki o pieniądze. Sprawa trafiła do prokuratury

Martwe drzewo, zniszczone auto i ponad rok bezskutecznej walki o pieniądze
Martwe drzewo, zniszczone auto i ponad rok bezskutecznej walki o pieniądze
Czy za szkodę wyrządzoną przez spadające, chore drzewo lub dziurę w jezdni kierowcy należy się odszkodowanie? Okazuje się, że dla zarządcy drogi i jego ubezpieczyciela nie jest to oczywiste.

Na samochód pana Tadeusza spadło drzewo.

- W środku rozległ się potężny huk, jakby rozerwał się ładunek wybuchowy. Na szczęście udało mi się utrzymać samochód na pasie drogowym – opowiada mężczyzna.

Do wypadku doszło rok temu na drodze krajowej, 60 km od Szczecina. Drzewo, które spadło na samochód Tadeusza Mamota, rosło na działce drogowej, której zarządcą jest szczeciński oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Emeryt miał dużo szczęścia, że żaden konar nie przebił szyby, bo mogłoby się to dla niego zakończyć tragicznie.

- Byłem w szoku, ale cieszyłem się, że przeżyłem – przyznaje mężczyzna. I dodaje: - Drzewo w pierwszej kolejności uszkodziło prawy słupek, następnie szybę i maskę, a także lampę. Inna część drzewa przeleciała po relingach, rysując dach. Samochód jest uszkodzony i stoi już 15 miesięcy – mówi mężczyzna.

Co trzeba zrobić po tym, jak na na samochód spadnie drzewo?

Pan Tadeusz zabezpieczył jeden z fragmentów pnia brzozy, która spadła i roztrzaskała się na aucie. Po wypadku od razu wezwał policję i powiadomił zarządcę drogi. Następnego dnia zgłosił szkodę, by dostać odszkodowanie.

- Koszt naprawy samochodu został wyceniony na około 20 tys. zł. Myślałem, że nie będę miał żadnych problemów, a zderzyłem się ze ścianą – ubolewa mężczyzna.

Ubezpieczyciel zarządcy drogi odmówił wypłaty odszkodowania. W piśmie wskazał, że w dniu wypadku wiał silny wiatr i było to zdarzenie losowe.

Po odwołaniu pan Tadeusz dostał kolejne pismo, w którym towarzystwo podtrzymało swoją decyzję i powołując się na stanowisko zarządcy drogi, stwierdziło, że brzoza, która spowodowała szkodę, nie wykazywała nieprawidłowości.

Emeryt zlecił wtedy wykonanie badania stanu drzewa biegłemu sądowemu z dziedziny dendrologii.

- To drzewo jest bezspornie martwe. Widać pień drzewa z wyraźnymi objawami zgnilizny. Na pniu są huby, to owocniki grzybów potogenicznych – mówi Krzysztof Jankowski. I zaznacza: - Drzewo było porażone przez grzyby patogeniczne co najmniej dwa lata przed zdarzeniem.

Zdaniem dendrologa drzewo kwalifikowało się do wycięcia.

- Bezspornie. Ewidentna wina jest po stronie podmiotu, który zarządza pasem drogowym – uważa Krzysztof Jankowski.

Drogowcy dbali o przydrożne drzewa?

Ze stanowiska szczecińskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad wynika, że przeglądy drzewostanu były wykonywane na bieżąco. A brzoza, która spowodowała szkodę, miała być drzewem zdrowym. Chcieliśmy dowiedzieć się, na jakiej podstawie wydano taką opinię.

- Inwentaryzacja, która była wykonywana, nie stwierdziła, że to drzewo było w stanie zagrażającym bezpieczeństwu, w związku z tym nie wnioskowaliśmy o wycinkę – mówi Mateusz Grzeszczuk, rzecznik prasowy GDDKiA w Szczecinie.   

- Kiedy przed zdarzeniem był robiony przegląd? – dopytywała reporterka Uwagi!

- W 2017 roku. Oprócz tego, w trakcie objazdów, wykonywane były sprawdzenia, jeżeli chodzi o stan zdrowotny - mówi Mateusz Grzeszczuk. I dodaje: - Wykonują to nasze służby drogowe. Jadą i sprawdzają stan wizualny. Opierając się na stanie wizualnym, nie stwierdziliśmy, żeby była potrzeba wykonania fitosanitarnej wycinki drzewa.

- Wszystkie brzozy były chorymi drzewami. Uważam, że zarządcy w ogóle w tym miejscu nie było – odpowiada pan Tadeusz.

Pomiędzy oceną stanu drzewa wydaną przez zarządcę drogi, a wynikami ekspertyzy istnieje przepaść. Z tego powodu dendrolog napisał też w ekspertyzie, że mogło dojść do poświadczenia nieprawdy.

Sprawa trafiła do prokuratury

Pan Tadeusz zdecydował się zawiadomić prokuraturę.

- Prokurator rejonowy w Gryfinie nadzoruje śledztwo dotyczące poświadczenia nieprawdy przez funkcjonariuszy publicznych, pracowników Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad rejonu w Szczecinie, w ten sposób, że w protokole z kontroli okresowej, rocznej, drogi krajowej numer 31, pominęli fakt występowania w bezpośrednim sąsiedztwie drogi drzew potencjalnie zagrażających bezpieczeństwu użytkowników drogi publicznej – mówi Paweł Wieczorkiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.

- Wyniki mogą bezpośrednio rzutować na ocenę tego zdarzenia, co także może mieć wpływ na ewentualną odpowiedzialność ubezpieczeniową – dodaje prokurator Wieczorkiewicz.

- Jakby to było zdrowe drzewo, to byśmy dzisiaj nie rozmawiali, nie byłoby tematu w prokuraturze, nie byłoby opinii dendrologa, ponieważ uderzyłbym się w piersi i powiedział, że byłem w nieodpowiednim miejscu i muszę sam naprawić samochód – mówi pan Tadeusz.

- Na co płacone są składki? Właśnie, żeby w takich przypadkach, takim ludziom jak ja, wypłacać odszkodowanie – dodaje mężczyzna.

Jak sprawę tłumaczy ubezpieczyciel?

Już po tym jak ekspertyza wykazała, że drzewo było chore, ubezpieczyciel po raz trzeci odmówił wypłaty odszkodowania panu Tadeuszowi. Dlatego udaliśmy się z nim do siedziby towarzystwa ubezpieczeniowego.

- Żebyśmy mogli przyjąć odpowiedzialność, to zgodnie z prawem musi być udowodniona wina – mówi Aneta Rządkowska, dyrektor Departamentu Świadczeń i Odszkodowań i zaznacza, że nie ma winy zarządcy drogi.

A co z ekspertyzą, która wskazuje, że drzewo było chore od co najmniej dwóch lat?

- Ekspertyza jest tematem wtórnym. Mieliśmy potwierdzenie z Generalnej Dyrekcji, że sytuacja się nie zmienia – stwierdza dyrektor.

To samo towarzystwo ubezpiecza też pomorski oddział GDDKiA i tam też są problemy z wypłatą odszkodowań. W tym przypadku kierowcom, którzy uszkodzili swoje samochody po wjechaniu w dziury jezdni.

Właściciel pomocy drogowej z Lęborka reprezentował sześciu takich kierowców. Uszkodzili oni opony, felgi i zawieszenia. Wyceny napraw wahały się od 800 złotych do 12 tysięcy złotych. Żaden z nich nie dostał odszkodowania.

- Według mnie sytuacja była ewidentna, ponieważ dziury znajdowały się na takiej wysokości jezdni, gdzie samochody jadą, czyli na pasie ruchu. Dziury były dosyć głębokie, potrafiły być po kostkę. W jednym przypadku dziura miała 20 centymetrów głębokości, szerokości około 50 cm, a jej długość wynosiła około metr – mówi Andrzej Blaschke. I dodaje: - Większość tych zdarzeń miała miejsce w porze nocnej, kiedy jest bardzo ciężko zauważyć taką dziurę, tym bardziej, że na odcinku od Słupska do Gdańska praktycznie cała droga była w dziurach.

- [Ubezpieczyciel – red.] mimo że przyznaje rację, że pojazdy zostały uszkodzone przez dziury w drodze, to i tak nie chce wypłacać odszkodowań, ponieważ twierdzi, że zarządca drogi w odpowiedni sposób zadbał o stan tej drogi. A jeżdżę tą drogą dosyć często, dziury w jezdni były już od grudnia. Nie były naprawiane. Naprawiane były pod koniec marca – zwraca uwagę pan Andrzej.

- GDDKiA daje nam dokumenty, że tym odcinkiem drogi jedzie kontrola i sprawdza, jak wygląda nawierzchnia. I takich ubytków nie stwierdziła. Ciężko mówić, że jest jakakolwiek wina, zaniechanie czy uchybienie ze strony GDDKiA - stwierdza dyrektor Departamentu Świadczeń i Odszkodowań.

- Nie zostawię tego. Będę domagał się wypłaty odszkodowania. Kieruję sprawę do sądu z powództwa cywilnego i myślę, że w końcu sprawiedliwości stanie się zadość – mówi pan Tadeusz.

Odcinek 7448 inne reportaże Uwagi! można oglądać na player.pl

podziel się:

Pozostałe wiadomości