O maltretowaniu chłopców przez matkę Katarzynę W. i jej konkubenta Marka K. informowaliśmy, gdy sprawa wyszła na jaw. W marcu 2016 roku sześcioletni Marcel został dotkliwie pobity. Miał okaleczone genitalia i ślady po przypalaniu papierosami. Później okazało się, że również starszy z chłopców ośmioletni wówczas Miłosz jest ofiarą maltretowania domu.
Nie był to jednak zwykły dom, gdyż dzieci wraz z matką od stycznia przebywały Ośrodku Wspierania Dzieci i Rodziny w Drawsku Pomorskim, gdzie miały być pod nadzorem opiekunek społecznych i kuratorek.
Zgłoszenia świadków
Anna T. była wówczas zastępcą dyrektora ośrodka, Wioleta S. była pracownicą ośrodka, Aleksandra B. to kurator zawodowy, Barbara K. kurator społeczny. Kobiety zostały oskarżone o niedopełnienie obowiązków służbowych związanych z nadzorem nad Katarzyną W. i jej dziećmi.
- W akcie oskarżenia wymieniono szereg zdarzeń zgłaszanych przez świadków m.in. nauczycieli, czy sąsiadów alarmujących, że z mieszkania słychać płacz dzieci, odgłosy awantur, a nawet bicie. Niestety większość tych informacji była przez pracowniczki socjalne lekceważona lub też niedostatecznie sprawdzana – informuje Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie. – Pierwsze zgłoszenie na temat tego, że dzieci mogą być bite, wpłynęło do opiekunek już kilka dni po tym jak matka wraz z dziećmi zamieszkała w ośrodku, jednak żadna z urzędniczek nie zweryfikowała go wnikliwie – dodaje.
Zdaniem prokuratury instytucja, do której kobieta z synami trafiła, uciekając przed przemocą od poprzedniego partnera, nie dołożyła wszelkich starań by otoczyć ją oraz jej potomstwo należytą opieką. – Kuratorka nie prowadziła należycie ewidencji wizyt u rodziny, a pracowniczka socjalna wierzyła na słowo matce, która usiłowała ukryć to, że jej konkubent Marek K. znęca się nad jej synami – wylicza śledczy.
– Nikt nie zainteresował się też tym, że do placówki, w której mieszkała W. wprowadził się jej konkubent, który przecież nie był członkiem rodziny, a to właśnie on był sprawcą znęcania się nad chłopcami – podkreśla Gąsiorowski. Jego zdaniem, gdyby obowiązki urzędniczek z pomocy społecznej i kuratorek były należycie wykonywane, na pewno można było uniknąć dotkliwego pobicia zagrażającego życiu Marcela.
Sąd wyłączył jawność rozprawy, na wniosek jednej z oskarżonych. Wiadomo jednak, że żadna z nich nie przyznała się do winy.
Wersja oskarżonych
W 2016 roku, udało nam się jednak z nimi porozmawiać. - Byłam, widziałam te dzieci i rozmawiałam z nimi! Gdybym zauważyła, że były bite, to na pewno tej informacji nie pozostawiłabym bez dalszego toku. Niezwłocznie byłby o tym poinformowany sąd! – tłumaczyła się wtedy Wioleta S.
Z kolei jej szefowa, była już wicedyrektor ośrodka twierdziła, że urzędnicy nie są wszechmocni. - Takie rzeczy się czasem zdarzają, pomimo że specjaliści zrobią wszystko. Nie możemy odpowiadać za życie innych ludzi. Każdy odpowiada za siebie - powiedziała Anna T. naszej reporterce.
Za niedopełnienie obowiązków każdej z oskarżonych grozi do 3 lat więzienia.
Na 15 i 25 lat więzienia już wcześniej skazano Katarzynę W. oraz Marka K. Wyrok nie jest jednak prawomocny gdyż śledczy domagają się dożywocia dla konkubenta i 25 lat dla kobiety.