Kto odpowie za lincz we Włodowie?

Sprawa linczu, do którego doszło dwa lata temu we Włodowie, nadal nie jest wyjaśniona. Czy trzej bracia W., oskarżeni o zabójstwo recydywisty, rzeczywiście śmiertelnie pobili człowieka? Sprawą zajmuje się już trzeci biegły sądowy. Obrońcy dostrzegają karygodne błędy w śledztwie.

Józef Ciechanowicz ponad trzydzieści lat życia spędził w więzieniu. Zawsze, kiedy był na wolności, we Włodowie panował strach. Wszyscy bali się „Ciechanka”, bo groził im śmiercią. Dwa lata temu mieszkańcy wsi sami wymierzyli mu karę. - Groził, że odbierze mi życie. Nachodził mnie w domu. Mówił, że zginę nad jeziorem. Na pewno od noża. Opowiadał to również mojemu synowi. Pokazywał narzędzia. Miałam powody, żeby obawiać się o życie własne i dzieci – opowiada Jagoda Rybak, mieszkanka Włodowa. W obronie Jagody Rybak stanął wówczas Tomasz W. Również jego rodzinie, recydywista groził śmiercią. Mężczyzna próbował odebrać „Ciechankowi” tasak, którym terroryzował ludzi. - Krzyczał, że zetnie dzieciakowi tasakiem głowę. Wylecieliśmy za nim za bramkę. Chcieliśmy mu ten tasak wyrwać. Zamachnął się i skaleczył mnie w rękę. Gdybym się nie przychylił, to by mi obciął głowę tasakiem – tak mężczyzna podczas wizji lokalnej opowiadał o zajściu sprzed dwóch lat. Zraniony tasakiem Tomasz W., zawiadomił policję. Radiowóz jednak nie przyjechał. Po dwóch godzinach Ciechanowicz znów zaatakował mieszkańców wsi. Wtedy Tomasz W. i dwaj jego bracia pobili mężczyznę łopatami. - Tu go pobiliśmy i stąd poszliśmy do domu. Jak odchodziliśmy, Ciechanowicz żył. Odebraliśmy mu tasak i poszliśmy do domu – wspomina. Dziś wszyscy mężczyźni są oskarżeni o zabójstwo. Już trzecia wizja lokalna ma pomóc w odtworzeniu faktów. W bójce brało też udział dwóch innych mieszkańców wsi. Zeznali, że kiedy bili Ciechanowicza kijami, mężczyzna już nie żył. Zostali oskarżeni o znieważenie zwłok. Mieszkańcy Włodowa winą za śmierć Ciechanowiacha obarczają policję, która zignorowała trzy zgłoszenia - Gdyby policja przyjechała wcześniej, nie byłoby pobicia i tej sprawy – uważa Wiesława Przerwa, Komitet Społeczny Wsi Włodowo. Sprawę linczu bada już trzeci biegły sądowy. Opinie dwóch poprzednich były zbyt różne. Pierwsza wykazała, że uderzenia zadane łopatami przez braci W. były śmiertelne. Jak więc możliwe, że policjanci ujawnili zwłoki pięćdziesiąt metrów od miejsca pobicia? - Błędy zostały popełnione na początkowym etapie, gdy należało w sposób właściwy zabezpieczyć miejsce zdarzenia, wszystkie ślady. To nie zostało przeprowadzone w sposób profesjonalny. Policjanci, którzy zostali dobrani do tych czynności działali w sposób dość przypadkowy. Na łopatach nie ma śladów związanych z osobą pokrzywdzonego. Nie ma innych narzędzi, na których są ślady krwi. Prokuratura dysponuje przede wszystkim wyjaśnieniami oskarżonych. Ci przyznali się do udziału w pobiciu, ale nie do zabójstwa. Gdyby na początku sprawy, żaden z oskarżonych nie składał wyjaśnień, to prawdopodobnie prokuratura nie dysponowałaby dowodami pozwalającymi kogokolwiek oskarżyć – mówi Ryszard Afeltowicz, obrońca oskarżonych mieszkańców wsi. Odtworzenie prawdziwego przebiegu zdarzeń jest prawie niemożliwe. Istotną dla sprawy będzie opinia kolejnego biegłego sądowego. Poznamy ją na początku września. Sąd uprzedził też oskarżonych o możliwości zmiany zarzutów. Oskarżeni o zabójstwo bracia W., mogą odpowiedzieć za pobicie. Natomiast mężczyźni oskarżeni o znieważenie zwłok, za morderstwo. Zobacz także:Proces policjantówWieś dokonała samosądu

podziel się:

Pozostałe wiadomości